XV wiek: Londyn, Anglia
10 lat później
– Harry! Jak miło cię widzieć! – Odparł stary garbarz.
– Ciebie też miło widzieć Diggory – uśmiechnął się do mężczyzny i poszedł dalj w głąb wioski.
Ubrany był w zwyłe czarne spodnie oraz białą, lekko zniszczoną koszulę. Na głowie miał swój kapelusz, a w ręce trzymał jabłko. Wygladał zdecydowanie na bogatszego od reszty ludzi, mimo tego nikt nie patrzył na niego krzywo. Przegryzając owoc, co chwilę witał się z kimś innym. Od czasu do czasu wszedł do jakiegoś budynku, aby komyś pomóc. Nie oczekiwał za to wynagrodzenia. Jedyne co mu wystarczało to uśmiech na twarzy. Lubiał tu przychodzić. Czuł się tu wolny i szczęśliwy. Chłopak od zawsze chciał poznać wiejskie życie i mimo, że nie pracował ciężko wydawało mu się, że poznał je całkowicie. Krążył po uliczkach wioski, która wcale nie była taka mała. Na przestrzeni lat naprawdę się rozrosła.
Mając osiem lat widział tylko malutki urywek wioski od strony polany. Po raz pierwszy do niej wszedł mając piętnaście lat. Pamięta ten dzień jakby było to wczoraj. Zachwyciły go te domki, z których chcian odlatywała farba czy malutki ryneczek na którym było mnóstwo ludzi. To było dla niego jak inny świat. Nie było straży, ani bogatych, przemądrzałych ludzi. Ci ludzie, mimo złego stanu majątkowego cieszyli się życiem i chwilą. Pomagali sobie nawzajem, a na dugą osobę nie powiedzieli złego słowa. To było dla niego jak raj, do którego przychodził przez kolejne trzy lata.
Dzisiaj, każdy przyzwyczaił się do jego obecności. Nikt nie wiedział gdzie mieszka, ani jak naprawdę ma na imię. Przedstawił sie jako Harry, uprzedzając, że to jest tylko przezwisko. Nikt wcale nie nalegał, aby wyjawił jakiekolwiek informacje o sobie. Jego dobre serce wystarczało, aby poczuć do niego sympatię. W wiosce nie było osoby, która by mu nie zawdzięczała pomocy. Każdemu w pewien sposób pomógł.
***
Oparty o zimną powierzchnię skalistego murku siedział przy drodze obok lasu. Kapelusz miał opuszczony tak, aby słońce nie raziło go w oczy. Jak codziennie o tej porze czekał tu na Giffard'a, który wiózł jabłka do wioski. Minęło sporo czasu, jednak po swoim przyjacielu nie widział śladu. Skoro mowa już o przyjaciołach, możnaby powiedzieć, że Harry przyjaźnił się z całą wioską. Traktował ich wszytskich równo i nigdy nie patrzył na kogoś z góry,
Odchylił lekko kapelusz i zobaczył idącąc drogą dziewczynę. Miała brązowe, długie włosy. Na głowie miała przywiązaną chustkę, która chroniła ją przed słońcem. Ubrana była w białą sukienkę do kolan, która była zakończona delikatną koroneczką. Szła na bosko, a w rękach miała kosz jabłek. Najwyrażniej nie zobaczyła Harry'ego, który ją bacznie obserwował.
– Hej, panienko – odezwał się wreszcie lokowaty. Na dźwięk jego głosu, dziewczyna się wystraszyła i wypuściła kilka owoców z koszyka. – Przepraszam, że cię wystraszyłem.
– Nic się nie stało, po prostu myslałam, że nikogo tu nie ma. – Powiedziała niepewnie. Chłopak zeskoczył z murka i się lekko nad nią pochylił. Zdołał zobaczyć jej niebieskie oczy. Wydawało mu się, że kiedyś już je widział.
– Nie wiesz, kiedy będzie tędy przejeżdżał Giffard? – Zapytał, wciąż nie spuszcającz niej wzroku.
– Chodzi ci o mojego ojca? Rozchorował się. Musiałam zająć sie jego pracą i dlatego niosę te jabłka do wioski. – Odparła.
– Rozchorował się? Przykro mi. – powiedział lekko zamyślony. – Daj te jabłka, zaniose je i go odwiedzę.
Chłopak wziął od dziewczyny koszyk jebłek i bez słowa odszedł w stronę wioski. Dziewczyna z krzykiem po chwili go dogoniła, starając się go przekonać, że sama da radę. Niestety nie była zbyt wysoka przez co mała utrudnione zadanie, wyrwania mu koszyka. Po pewnym czasie się poddała i szła tuż obok niego. W pewnym momencie chłopak nakył ją na patrzeniu się na niego. Momentalnie się uśmiechnął i bez słowa szedł dalej.
– Wydaje mi się, że kiedyś cię już widziałam – odparła.
– Niemożliwe – zasmiał się zielonooki. – Jestem Harry, powinnaś mnie kojarzyć.
– Harry? Ten młodzieniec od pomocy? – mruknęła, a chłopak znowu się roześmiał.
– A ty jak masz na imię? – Zapytał, choć czuł, że zna odpowiedź.
– Adelina.
Młodzieniec tylko się uśmiechnął i poprawił swój kapelusz. Mimo, że czuł jej wzorok na sobie, nie odwrócił się ani razu. Wcale mu nie przeszkadzało jej spojrzenie, a wręcz przeciwnie, czuł się naprawdę komfortowo.
Gdy doszli do jej domu, przekazał jej koszyk i otworzył szeroko drzwi. Dziewczyna przez nie przeszła i zawołała, że już wróciła. Porozglądał się powoli po mieszkaniu. Było tam zimno i pusto. Przy wejściu stał jedynie drewniany stolik, na którym dziewczyna postawiła koszyk z jabłkami. Gdy przeszli do kolejnego pomiesczenia Harry ujrzał Giffard'a lężącego na czymś podobnym do łóżka. Na widok chłopaka, starzec uśmiechnął się ciepło i podniósł się do pozycji siedzącej.
– Jak się czujesz? – Zapytał odrazu podchodząc do przyjaciela.
– To zwykłe przeziębienie. Wkrótce mi przejdzie i będę mógł wrocić do pracy. – Odparł.
– Wykluczone. Teraz ja przejmuje twoje obowiązki. Ty już się dość napracowałeś, ojcze – odezwała się dziewczyna, a zielonooki na nią spojrzał z małym uśmiechem. Podobobało mu się to jak troszczyłs się o swojego własnego ojca.
– Adelina ma rację, powinienneś teraz odpoczywac, przyjacielu. Pomogę twojej córce, aby było jej lżej. – Uśmiechnął się w stronę siwowłosego.
– Jesteś wspaniały, Harry, Nie wiem jak ci dziekować.
– Nie musisz. Na mnie już pora, odwiedzę cię jutro. Życzę zdrowia. – Powiedział chłopak i ruszył do wyjścia. Ostatni raz odwrócił się w stronę dziewczyny, która odprowadzała go wzrokiem.
Znalazłem cię, Adelina.
CZYTASZ
Prince
Teen FictionXV wiek - Anglia. Nikt nie wiedział kim jest ten młodzieniec, który codziennie przychodził do wioski, aby pomagać. Nie oczekiwał w zamian nic, wystarczył mu tylko uśmiech wdzięczności. Jego pomoc miała jednak drugą stronę - miał nadzieję, że odnajdz...