-Ile czasu zostalo jeszcze do zapadniecia zmroku? - Zadal sobie pytanie patrzac w strone slonca ktore chylilo sie ku zachodowi. - Musze zdazy! zostalo mi jeszcze 5 mil, nie moge zawieść, nie moge!!!- Powtarzal sobie popedzajac zmeczonego juz konia. Wiedzial ze jesli nie dotrze do domu z zapasami przed zmrokiem dopadna go magiczne stwory ujawniajace sie po zapadnieciu ciemnosci, żeby tego bylo malo jego schorowany ojciec i matka umra z glodu, poniewaz kilka kur i stara krowa, nie przyniesie im pozywienia na zbyt dlugi czas, a najblizsze miasto jest oddalone o 50 mil od pustkowia na ktorym mieszkaja wiec jedynym wyjsciem aby sie tam dostac pod oslana slonca, jest kon, na ktorym wlasnie wiozl zapasy... Po okolo 20 min cwalu wzdluz linii lasow rozciagnietych przy trakcie, jego oczom ukazal sie zarys domu, na ktory padaly juz ostatnie promienie slonca - Jeszcze troche, jescze TROCHE!!, juz prawie jestesmy na miejsciu, biegnij!! dasz rade- mowil do swojego konia. Po chwili chlopak zobaczyl swoja matke w pospiechu zapalajaca lape nad drzwiami, lampa ta byla pokryta runami slonca co sprawialo ze swiatlo padajace z niej chronilo przed istotami ciemnosci. -Artur!!!!! szybko! robi sie niebezpiecznie- uslyszal jej glos w oddali, w tym momencie slonce zniknelo za choryzontem zostawiajac po sobie tylko pomaranczowo-czerwona smuge na niebie. Zapadla ciemnosc... Artur prawie natychmiast uslyszal odglosy stworow wychodzacych ze swoich kryjowek, las ozyl, nagle zewszad slychac bylo dzikie piski i pomrukiwania, w powietrzu mozna bylo wyczuc tetniace zlo. Gdy juz od domu dzielily go metry sposrod drzew cos wybieglo i momentalnie rzycilo sie na niego, jezdziec staral sie wykonac unik, jednak byl za wolny, bestia w locie zdazyla udezyc go lapa w klatke piersiawa pozostawiajac po sobie rozorana skore. Chłopcu oszolomionemu uderzeniem udalo sie dotrzec do promienia swiatla padajacego z runicznej lampy gdzie czekala juz na niego przerazona matka, ktora byla swiadkiem tego co wlasnie przed chwila sie stalo -boze, synu trzymaj sie!!! wyjdziesz z tego, NIE UMIERAJ!!!...- Rozpaczliwie krzyczala w strone Artura, Ktory widzial ja jak przez mgle, nie byl w stanie nic odpowiedziec, robilo sie coraz ciemniej... i ciemniej, wszystko zaczelo sie zlewac az wkoncu odplynal........