Take you home

2.5K 215 1K
                                    

Blask reflektorów. Cisza, przerywana od czasu do czasu szmerami na widowni. Ogromna hala, przepełniona po brzegi ludźmi oczekującymi na występ, którego bilety wyprzedały się szybciej niż ciepłe bułeczki z rana. Gdy wychodzi na scenę, wszyscy zebrani zgodnie krzyczą, niektórzy już płaczą, jeszcze inni mdleją z wrażenia (a może to kwestia duchoty spowodowanej przez tak dużą ilość ludzi zgromadzonych w jednym miejscu). Artysta staje na wyznaczonym wcześniej podeście, obok mikrofonu, uśmiecha się do swoich fanów i bierze głęboki wdech, próbując uspokoić szalejące serce – zawsze na początku towarzyszy mu lekkie podenerwowanie, które jednak szybko ustępuje miejsca podekscytowaniu i euforii, płynącej z robienia tego, co uwielbia. Rzuca jeszcze spojrzeniem na zespół, kiwając do muzyków na znak, że mogą zaczynać pierwszy utwór. Oblizuje wargi, unosi wzrok do góry, na wewnętrzną stronę dachu, a następnie przenosi go na tłum, wychwytując wzrokiem pojedyncze osoby, których twarzy i tak nigdy nie zapamięta. Wydobywa z siebie pierwsze słowa piosenki, a krzyk na hali koncertowej się wzmaga. Śpiewa, chodzi po całej scenie, czerpie przyjemność ze swojej pasji – i wie, że nie mógł obrać lepszej drogi w swoim życiu niż właśnie ta.

– Chanyeol... Chanyeol... Chaaan... Do cholery jasnej, wstawaj! – krzyknęła Yoora i uderzyła swojego młodszego brata poduszką, którą wcześniej wyrwała mu spod głowy.

Nastolatek jęknął, zaciskając mocniej oczy i chowając twarz w materac, mając nadzieję, że to coś da i jego uciążliwa siostra się odczepi. Oczywiście nie poskutkowało i bez przerwy go okładała aż do chwili, gdy gwałtownie podniósł się z łóżka.

– Zgiń w czeluściach piekielnych – jęknął, chowając twarz w dłoniach, aby następnie przetrzeć oczy i przeczesać swoje czarne włosy palcami. Usłyszał prychnięcie, a chwilę po tym poduszka wylądowała na jego twarzy. Odrzucił ją w momencie, gdy drzwi się już zamknęły.

Chanyeol niechętnie zwlókł się z łóżka i po przemyciu twarzy w łazience oraz ubraniu się zszedł na dół, gdzie przy stole siedziała już jego siostra (której od razu pokazał język, a ona odwzajemniła się tym samym) oraz mama, zajadające się jajecznicą. Zajął miejsce, przysuwając do siebie talerz z już nieco chłodnym posiłkiem i zjadł szybko, popijając wodą, bo nie chciało mu się już doparzać herbaty. Pożegnał się z rodziną niemrawym „cześć" i wyszedł z domu, kierując się powolnym krokiem w stronę szkoły.

Wchodząc do budynku od samego progu przywitał go gwar i tłok. Nie zwracając uwagi na nic ani na nikogo skierował się do sali historycznej, w której zaczynał tego dnia zajęcia. Usiadł w ławce obok swojego najlepszego przyjaciela i, ułożywszy się wygodnie, schował twarz w rękach, zamykając oczy.

– A tobie co? – Uniósł brew Kim Jongin, patrząc na swojego towarzysza z ławki. - Wstałeś lewą nogą? Zarwałeś nockę? Napadli cię?

– Tak, tak i nie – wymamrotał Chan, unosząc głowę i krzywiąc się nieznacznie. – Yoora mnie obudziła.

– Podła kobieta - uznał Oh Sehun, który właśnie w tym momencie dołączył do swoich przyjaciół, siadając w ławce za nimi i nachylając się w ich stronę. – Coś mnie ominęło?

Chan westchnął, uśmiechając się nieznacznie. Uwielbiał tą dwójkę właśnie za to, że paroma prostymi zdaniami umilali mu dzień jak nikt inny.

– Znowu śniła mi się scena. – Przymknął oczy, wracając w myślach do tych ulotnych momentów, które pozostały w jego głowie po pobudce zgotowanej mu przez siostrę. – Ci ludzie, ta atmosfera... To naprawdę jest coś niesamowitego – uśmiechnął się z rozmarzeniem i otworzył oczy, aby spojrzeć na swoją zaciskającą i rozluźniającą się pięść.

Sehun i Kai – bo tak zwykli nazywać chłopaka o nieco ciemniejszej karnacji – doskonale wiedzieli, że występowanie na scenie to największe marzenie ich przyjaciela, do którego nieustannie dążył. Mógł im powiedzieć dosłownie wszystko i wiedział, że zamiast słów „Lepiej sobie odpuść" dostanie tylko kopa motywacji, który jeszcze bardziej zagrzeje go do podążania za swoim pragnieniem. Nieraz, kiedy przeżywał momenty załamania i chciał to porzucić to właśnie oni mówili mu, aby się nie poddawał i wypruwali sobie żyły, żeby tylko przywrócić na twarz Chanyeola ten szeroki uśmiech, którym zarażał wszystkich wokół – nawet gburowatego nauczyciela matematyki, który przeważnie przez cały czas miał na twarzy wypisaną swoją niechęć do otaczających go ludzi i rzeczywistości.

Take you home | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz