2

17 0 0
                                    

Wracając z kolacji, a może spotkania biznesowego ciągle rozmyślałam o braku innych opcji. Zawsze lubiłam tak wszystko układać aby było jak najwięcej sposobów rozwiązania jakiejś sytuacji. Wybierałam odpowiedni - było to bardzo wygodne. Ale co mam zrobić teraz?

- pozostawić rodziców i wyjechać za granicę w poszukiwaniu związku wśród ludzi którzy nie oczekują że wyjdę za mąż i studiować,

czy

- zostać w Chinach wyjść za Chena i wychowywać nasze dzieci,

Pierwsze wyjście wybrała Lin i myślę że dla niej było to najlepsze, ona nie byłaby zadowolona z gromadką dzieci i wybranym mężem który zdradzał by ją z pierwszą lepszą, ale czy ja chcę tak żyć? Zawsze myślałam że spełnię swoje marzenie o założeniu własnej restauracji, a teraz myślę że to niemożliwe. Wiem też że nie chcę zostawiać matki która mimo kontrowersyjnego wychowania zasługuje na szacunek. Na razie zaczekam z decyzją.

Przez kolejne dni nie myślałam o tym, aż do tego momentu:

- Dzwonił pan Gao, jego syn jest w szpitalu.

- Ach, wiedziałam że to nie jest odpowiednia partia dla naszej córki, wycofaj tę propozycję zaręczyn jak najszybciej- dobiegł mnie głos mamy. Wiem nie powinnam podsłuchiwać, ale jest to naprawdę wyjątkowa sytuacja. Poza tym dlaczego on jest w szpitalu? Reakcja mamy jest dziwna. Zareagowała jakby była to wina Chena.

- Kochanie nie zrobię tego, wręcz przeciwnie zamierzam zabrać Zehnni do niego. Mam nadzieję że to zaakceptujesz. Wypowiedział te słowa i wyszedł co spowodowało że zderzyliśmy się. Boniu co ja mu powiem? Ogarnięta paniką nie potrafię trzeźwo myśleć, zazdroszczę innym tego że potrafią zachować ,,zimną krew'' w stresujących sytuacjach. Już czułam ogromny ból głowy. Nagle mój ojciec podał mi kurtkę i zaprowadził do samochodu. On wie, cieszę się że nie próbuje ze mną o tym rozmawiać. Zapadłabym się pod ziemię, ale na szczęście człowiek obok którego teraz siedzę, słuchając cichutko radia o niezbyt określonym charakterze w stylu największe hity sezonu, powoli zmierza do celu nie poruszając niewygodnych tematów. Domyślam się że do szpitala, ale teraz dopiero czuję jak bardzo inni mają nade mną władzę. Jakiś czas temu zaręczyli mnie nie pytając wprost o zdanie, teraz nawet nie mogę się sprzeciwić, powiedzieć że nie chcę jechać do niego, jeśli byłaby to prawda. Nikt nie daje mi wyboru, jedynie wskazówki. Marne show pt.,,co wydarzy się za chwilę?'' główny uczestnik Zehnni Ard.

Siedzę i patrzę przez okno, dopiero teraz zauważyłam że od dłuższego czasu nie padało. Rzadko mamy tak ładną pogodę, ale teraz czuję że chciałabym innej. Nie potrafię się odprężyć jak robiłam to kiedyś, byłam szalenie szczęśliwa czując delikatny wiatr podczas spaceru. Przytłoczona wysiadam z samochodu, ojciec nie dał mi nawet chwilki tylko pośpiesza mnie. Od razu jakaś szczupła kobieta o kruczoczarnych włosach ze śniadą cerą zaczyna wypytywać nas o to kogo chcemy odwiedzić i najważniejsze czy jesteśmy rodziną. Stoję tam z obojętnym wyrazem twarzy, a mój tata tłumaczy te zawiłości kobiecie. Nie wiem ale czuję jakby ona wiedziała co teraz przeżywam, pewnie miała podobnie, ale chyba nie musiała odwiedzać swojego przyszłego męża w szpitalu tak jak ja. Nie powinnam była tu przyjeżdżać, po raz kolejny pokazałam jak bardzo jestem bezsilna. Ale czy będzie warto kosztem zaspokojenia mojej ciekawości, dać tym wszystkim mężczyznom z którymi niedawno siedziałam przy jednym stole, powód do błędnego myślenia o moich uczuciach i pragnieniach. Mogą odnieść wrażenie że mi zależy, a przecież nie, albo próbować związać mnie chorymi emocjami z Chenem. Nie chcę być z nim z poczucia obowiązku, ale mam wśród tych osób najmniej do powiedzenia. Nawet mojej matki nie wysłuchał jej własny mąż, przecież to chore! Powinien uznawać ją za najmądrzejszą i stosować się do jej rad, tylko że u nas kobieta jest jak trofeum.

Nie wiem jakim cudem zadziałał na tę kobietę urok osobisty mojego ojca, ale właśnie prowadzi nas do sali Chena. Jestem ogromnie zestresowana, właśnie teraz muszę wymyślić co mu powiem, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Nienawidzę kiedy ktoś stawia mnie w stresującej sytuacji, często zdarza się to w szkole, ale ta jest chyba jednak gorsza. Widzę pana Gao oddalonego o jakiś metr.

- Witam, co się stało Chenowi?- powiedziałam, chcę jak najszybciej wybadać sprawę i odejść.

- Najlepiej będzie jak sam ci to powie.- odpowiedział z niepokojem, już zauważyłam że coś jest nie tak.

Widzę przez szybę jego twarz, ma przymknięte powieki, chyba śpi. Udaje mi się wejść prawie bezszelestnie. Szpital jest bardzo zadbany, wszystko sterylne, białe. W tej małej sali z ogromnym oknem, jego łóżkiem i dwoma krzesłami, naprawdę udaje mi się pozbierać myśli. Zauważam że pan Gao i mój ojciec wyszli, pewnie na kawę, więc zostaliśmy całkiem sami. Decyduję się usiąść na krześle przy jego łóżku, dostrzegam na jego nadgarstkach ślady cięć, chwytam jego rękę i oglądam je. Widzę że są one bardzo stare, zabliźnione. Teraz jakby coś się zmieniło, myślałam że jest pewny siebie bez jakichkolwiek problemów, chłopak z idealnego domu. Tyle że nadal nie wiem dlaczego się tu znalazł. Czuję że jestem przez niego obserwowana. Mówi coś ale zbyt cicho bym mogła to usłyszeć. Spoglądam na niego i próbuję nie wydać się zbyt przejęta, przez to zaciskam mocno ręce na jego dłoni.

- Zehnni, wieesz to troszkę bolii.- usłyszałam i puściłam jego dłoń jakby była rozżarzonym węglem.

- Ojj, przepraszam.- rzucam szybko i kontynuuję. - Co się stało? Nie rozumiem, dlaczego wszyscy mówią jakby to była twoja wina, że jesteś w szpitalu?

- Bo widzisz, jaa brałem kiedyś i rzuciłem, tylko teraz już nie potrafię...- mówi to a ja czuję że się tego wstydzi, jednocześnie odbiera mi mowę, to za dużo dla mnie w tej chwili.

- to wszystko mnie przytłoczyło, mój ojciec, presja ze strony twoich rodziców, oni rozmawiali ze mną, naprawdę cię kochają, obiecałem coś a teraz wiem że nie uda mi się tego zrobić, chciałem odetchnąć. Uciec od tego, ale nie od ciebie, nie zrozum mnie źle.- teraz siedzę jak osłupiała, nie wiedziałam że on też tak bardzo się męczy, a może nawet bardziej ode mnie? Słyszę jak mocno wdycha powietrze, i chwyta moją dłoń. Jego uścisk jest teraz delikatny prawie niewyczuwalny. Chyba nie jest z nim najlepiej.

- Chcesz zostać sam? Widzę że jesteś bardzo zmęczony iiii rozumiem. Też czuję się tym wszystkim przytłoczona.- dodaję po chwili.

- Tak idź, przecież nie musisz tutaj siedzieć, a ja faktycznie jestem bardzo zmęczony.- mówi ale mam wrażenie że właśnie skłamał. Wstaję i wychodzę, spoglądając na niego jeszcze raz w czasie otwierania drzwi.

kilka minut później

Zastanawiam się czy dobrze zrobiłem wypraszając ją. Niestety ta rozmowa bardzo mnie zmęczyła. Zauważam jakąś małą kartkę z kalendarza na brzegu łóżka. Czuję że nie jestem w stanie po nią sięgnąć, ale jednak próbuję, co niestety kończy się głośnym hukiem spowodowanym przez mój upadek z tego przeklętego łóżka. Po chwili jestem już podnoszony przez pielęgniarki. I słyszę podniesiony głos jednej z kobiet:

- co pan wyprawia?! nie potrafi pan leżeć spokojnie na łóżku?!- oj czuję że przezstaną być tak miłe jak wczoraj,

- Tylko próbowałem podnieść tę kartkę, może mi pani ją podać?-mówię zażenowany.

- Robi pan tyle zamieszania o jakiś skrawek papieru?!- jak mogła tak powiedzieć, a niby to kobiety są bardziej drobiazgowe,

- Myślę że jest na niej coś ważnego.- mam nadzieję,

- Dobrze, podam ją panu ale to ostatni raz kiedy zajmujemy się takimi sprawami.- nareszcie, uparta kobieta.

Teraz mam w dłoni tę kartkę, tak wiele mnie to kosztowało, ciekawe co się w niej kryje...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 28, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

MarionetkiWhere stories live. Discover now