Kilka słów wstępu. Wtajemniczeni wiedzą, że to nie jest moja pierwsza twórczość tutaj. To co aktualnie powstaje nie będzie niczym nowym. Będzie to równie żałosne i nieśmieszne jak "cześć pierwsza" (ale z innym, oryginalnym i jakże pomysłowy tytułem). To jak zapakować kilkukrotnie przetrawione i wydalone gówno w ładne, kolorowe opakowanie i powiedzieć, że to coś zupełnie nowego. Ci, którzy nie wiedzą co ich czeka, bo trafiają na mnie pierwszy raz małe ostrzeżenie: nie czytajcie niczego co wcześnie napisałem, oszczędzi to wasze biedne, szare komórki, których i tak zapewne wiele nie pozostało. Serio. Nie czytajcie. Pod żadnym pozorem. To może być karalne.
Od czego tu zacząć? NOWY ROK, NOWY JA. Walić to, że już marzec i to, że jedyne co się zmieniło to jedna cyfra w kalendarzu i przez tydzień siłownie wyrobiły dwumiesięczną ilość klientów. Najlepiej jest nie mieć żadnych postanowień, a zrobić wszystko to co można było sobie postanowić. Ja tak robię od lat i nie narzekam.
Ale czemu nie kontynuujesz tego co już pisałeś, jeśli sam mówisz, że to będzie takie samo? W sumie to nie wiem czy będzie takie samo, ale z pewnością gorsze (w pozytywnym sensie), mniej życiowe i jeszcze bardziej niegodne naśladowania oraz czerpania z tego jakichkolwiek doświadczeń. Postanowiłem ruszyć z czymś nowym, ponieważ nie da się wskrzesić czegoś co już dawno umarło i zaczyna już gnić. No i śmierdzi. Ulatnia się z tego smród niesystematyczności wynikającej z mojego lenistwa, więc zamiast odkopywania zwłok spłodziłem tą abominacje, którą nazwałem dziennikiem. W sumie pisze w dzień, więc się zgadza, a konkretniej w przerwie pomiędzy grafiką, a PPIKI (skrót ten jest tajny i niemożliwy do wyguglowania, więc nie zużywajcie stawów płacowych. Nie dowiecie się co on oznacza. Niektórzy nazywają to zabawnie "pipki" żeby umilić sobie smutne życia, w których jedyna kobieta jaką widzą na uczelni to faceta z szatni, której najwidoczniej za mało płacą, bo robi wszystko żeby studenci, którzy spieszą się na zajęcia nie zeszli na zawał serca spowodowany oczekiwaniem w kolejce sięgającej sąsiedniego budynku. Dobrze, że w międzyczasie nie robi przerw na kawę jak panie w dziekanacie, które nie drą na Was mordy tylko wtedy jak mają w niej kawę. Gdybym to ja rządził na politechnice to kazałbym studentom rzucać ubrania gdzie im się podoba. Nie byłoby kolejek, a prawdopodobieństwo, że ktoś je ukradnie byłoby równie niskie jak podczas gdy na warcie stoi wspomniana już szatniarka. Jej uwadze nic nie umknie, zwłaszcza to, że w czasie, gdy ona idzie zawiesić ubranie, wypada z niego wszystko co wypaść mogło. Gdybym ja sprawował władze to wszystko byłoby lepsze. Studenci chodzili by szczęśliwi (albo nie chodziliby wcale), a żadne zasady nie obowiązywałyby. Oczywiście oprócz tych moich. Nie ma ktoś może uczelni, na której potrzebuje kogoś do sprawowania władzy?
A dlaczego po ponad roku postanowiłeś wrócić do pisania? A czemu nie? Nie mam nic lepszego do roboty. Tak naprawdę to mam, ale czujcie się wyjątkowi. Chuj, że będą czytać to może dwie osoby (wy wiecie, że to o Was. Możecie się czuć jak osoby gorszego sortu, bo mnie czytacie).
Kiedyś nie przeklinałeś! I chuj. Teraz będę. Może nawet przeklnę jeszcze z dwa razy.
Nie będę Was już dręczyć. Miałem się tylko przywitać, a nie żalić jak bardzo moje życie jest smutne i żałosne. Bo nie jest (tak, wiem nie zaczyna się zdania od "bo". Ja tu rządzę, więc jeśli chcecie mi wytykać moje błędy to podnieście wysoko ręce, trochę wyżej. Tak żebyście nie mogli sięgnąć klawiatury. Doskonale).Pisanie tego zajęło mi zbyt długo. Może dlatego, że w końcu pojawiły się jakieś laski, na które można było popatrzeć. Rozpraszały trochę, zakładam, że mają wspaniałą osobowość. No chyba, że są z politechniki.
Bez dłuższego pożegnania kończę ten niesamowicie interesujący wywód, który NA PEWNO zachęci do dalszego czytania.
A i jeszcze jedno. Nie chciało mi się tego czytać, więc jeśli są jakieś duże błędy to zamknij mordę (osoba, do której się zwracam wiem, że to do niego)
CZYTASZ
Jak nie zostać rockmanem... Czyli dziennik niedoszłego ćpuna
Non-FictionTytuł kłamie, ale przecież w tych czasach kłamstwo staje się dopuszczalne. Tutaj liczę się tylko ja, więc proszę zachować bezpieczną odległość i nie dokarmiać dzikich zwierząt; niech zdechną z głodu.