Jego kawałek świata

112 30 17
                                    

Wszystkie okoliczne dzieci zwracały dużo uwagi na chłopca. Ale nie dlatego, że chłopiec był niepełnosprawny, nie.

Chłopiec potrafił przepięknie opowiadać.

xxx

Chłopiec nie wyróżniał się jako dziecko, ani w negatywny, ani w pozytywny sposób. Nie miał niezwykłych umiejętności i bardzo późno nauczył się czytać.

Bardzo wcześnie za to dowiedział się, że straci wzrok. Ale niełatwo już przyszło mu to zrozumieć.

- Jak to będzie wyglądało? – spytał chłopiec, jakże naiwnie; jakby przyszły stan miał zaiste jakkolwiek wyglądać.

- To... zamknięcie oczu. Na zawsze – odrzekł jego ojciec.

A chłopiec zamknął oczy, na chwilę tylko, kiedy obudziła się w nim Ciekawość.

xxx

Chłopiec musiał żyć. Obciążony kalectwem czy nie, zobowiązany był do przestrzegania tego samego prawa.

Żył jak zwykłe dziecko – choć nigdy się za takowe nie uważał. Rodzice bowiem mieli dla niego nieproporcjonalnie więcej czasu, niż ma się dla zdrowych pociech; pod tym względem był dzieckiem szczęśliwszym niż reszta. Zwłaszcza że wciąż mało rozumiał wiszącą nad nim groźbę, a za to zapamiętywał dużo, intensywnie, w wielu kolorach.

Jego matka nie pracowała. Ojciec nie zarabiał kroci, czasem więc nie na wszystko mogli sobie pozwolić, lecz za to mieli dwa rowery, przedmieścia i sporo wolnego czasu.

W dni wolne od szkoły – a niekiedy i w dni szkolne – chłopiec wyjeżdżał do rodziny, czy to na wieś, czy do innego miasta.

Kiedy jednak osiągnął już dumny wiek dziesięciu lat i parantela wspólnie uznała go za samodzielnego oraz dojrzałego, rodzicielka poszła do pracy. Czuł się wówczas trochę samotny, choć nie był pewien, czy wolał stan miniony, czy ów nowy, w którym przypływ pieniędzy przełożył się na częstsze wycieczki w inne kątki kraju. A niekiedy i zagranicę.

Chłonął widoki tak namiętnie, iże czasem nieomal pamięć zastępowała mu emocje.

Myślał tysiące myśli, z dumą odkrywcy nazywał rzeczy, których nie znał, tymczasem ucząc się wszystkiego, co świat mu oferował. Męczył się wprawdzie w szkole, w bezruchu, bo stworzono go do biegu, ruchu i mowy, lecz potrafił uczynić to miejsce pełnym zdrowej, młodzieńczej energii. Zarażał. Ludzie wchodzący z nim w dłuższy kontakt już na zawsze utrwalali w sobie kawałek prawdziwego wszechświata, obcego oku i szkiełku.

Nie zmieniał się jednak prawie wcale. Stymulowany tyloma bodźcami, wciąż przecież nosił w sobie pierwotne pragnienie. Nic więcej, nic mniej. I tylko jego światopogląd się rozszerzał.

I tylko oczy gasły. Choć w środku śmiał się nadal, po oczach świat tego już nie widział. Ale może to sprawiedliwe – bo i on w zamian nie widział świata.

Opowiadał mimo tego, co zwykł widzieć, nadając obrazom z pamięci znaczenie. Chodząc wciąż, gdziekolwiek mógł, wyobrażał sobie, co by zobaczył, gdyby tylko poszczęściło mu się dzień lub dwa dłużej.

Przede wszystkim jednak wiedział w przeciwieństwie do wielu, że ma dwie dłonie i dwie nogi, płuca, usta, uszy, skórę. Że wiatr chłoszcze go jak każdego. Mróz kąsa i słońce grzeje.

Świat go nie porzucił. Wciąż zaprasza do odkrywania.

Jego kawałek świata √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz