22. one shot; marc bartra

273 50 29
                                    

Weszłaś do salonu, w którym właśnie znajdował się twój narzeczony Marc. Tradycyjnie grał w Fifę i jadł chipsy. Chciałaś usiąść na kanapie koło niego, ale nagle poczułaś ogromny ból brzucha. 

- O mój Boże! Czy to są bóle porodowe? Już rodzisz? 

- Marc, to dopiero 25 tydzień. Uspokój się. - mruknęłaś i z pomocą chłopaka usiadłaś na kanapie. - Zrozum, że to jeszcze nie czas i nie zamęczaj mnie codziennie pytaniami czy rodzę. Ostatnim razem przegiąłeś  wchodząc do łazienki, kiedy robiłam siku z pytaniem czy rodzę. 

- Przepraszam, ale po prostu się martwię. To moje pierwsze dziecko i się stresuję. - odpowiedział z grymasem na twarzy. 

- W porządku, ale nie pytaj mnie codziennie czy rodzę bo ci przyłożę. Teraz przynieś mi lody czekoladowe. - rozkazałaś, wygodniej rozkładając się na kanapie. 

- A gdzie są? - zapytał Marc. 

- No nie wiem, może w zamrażalce? Jezu, z kim ja żyję. - powiedziałaś, po chwili wybuchając śmiechem. Chłopak podał ci lody i usiadł przy tobie. Położył rękę na twoim brzuchu i zaczął go delikatnie głaskać. 

- Już się lepiej czujesz?

- Tak, to tylko chwilowe bóle. To całkowicie normalne, tak powiedział ginekolog. Wydaję mi się, że młody pójdzie w twoje ślady, bo strasznie kopie.  

- Mały Josep na pewno będzie piłkarzem. Jestem pewien. 

- Marc rozmawialiśmy o tym i z całym szacunkiem, bo uwielbiam twojego ojca, ale nie nazwiemy naszego syna Josep. 

- Niech ci będzie, ustępuję tylko dlatego, bo nie chcę cię denerwować.

- Nazwiemy go Leonard albo Ruperto. - powiedziałaś, uśmiechając się.

- Jeśli nie chcesz, aby nasz syn codziennie wracał z limem pod okiem ze szkoły to lepiej go nie nazywajmy tak. Mi się podoba Mario, może być też Erik. Albo Marco, tak Marco będzie idealnie! - powiedział. 

- Wiesz, że cię kocham, ale nie nazwiemy dziecka imieniem któregoś z twoich przyjaciół z drużyny. - westchnęłaś głośno. 

- No to może Nathan. To ładne imię. - powiedział Marc, uśmiechając się. 

- Nathan Bartra, podoba mi się. - odpowiedziałaś. 

- Chociaż nadal wolałbym nazwać go na przykład Mario. - zaśmiał się. 

- Jesteś niemożliwy. - mruknęłaś, uderzając go delikatnie w klatkę piersiową. Wstałaś z kanapy, kierując się do łazienki.

- No to chociaż Erik! - Marc krzyknął. 

- Siedź już cicho! - odkrzyknęłaś, kręcąc z dezaprobatą głową. Mimo to uśmiech nie schodził ci z twarzy. 

borussia dortmund; zodiacs ✔️Where stories live. Discover now