KLATKA

42 2 0
                                    

Nazwisko? Tutaj nazwiska giną, nie są konieczne. Tak samo jak imiona, które zastępowane są numerami. Więc możecie poznać mnie jako 0001. Mam niecały metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Daleko mi do atlety, jednakże jeszcze dalej mi do pospolitego grubasa. Przez wychudzenie i moją często skrzywioną postawę wydaję się starszy aniżeli jestem. Marmurowo-brązowe oczy są głęboko osadzone na praktycznie białej twarzy, zazwyczaj przez właśnie ten kontrast wyglądam na niesamowicie zmęczonego, albo może to wina wiecznych worów tworzących się pod moimi oczyma. Cóż, naprawdę trudno się tutaj wyspać. Na czoło niesfornie opadają mi przydługie, kręcone, szatynowe włosy. Dzięki swojej nieziemskiej objętości zasłaniają z lekka krzaczaste brwi, które za sprawą wiecznie pojawiających się ran są przerwane na skroni. Jak na dwudziestodwulatka przystało, mam szerokie ramiona ciasno okrasane bliznami i wąską miednicę. Choruję na anglegezję - odczuwam wszelkie bodźce niebólowe: dotyk, łaskotanie, głaskanie, przyjemne ciepło i zimno, jednak nie znam uczuć takich jak uderzenie, oparzenie, odmrożenie, skaleczenie, przebicie, złamanie kości. Właśnie dlatego jestem tu najlepszy. Zapytacie co to za miejsce? Na obrzeżach Wałbrzycha, zaraz przy stacji kolejowej odpowiadającej za rejon "MIASTA" stoi zapomniany, duży, opuszczony obiekt. Kamienica, dwie hale i jeden magazyn. Wszystko połączone labiryntem korytarzy i tuneli pod ziemią. Właśnie tutaj przyszło mi się wychowywać. Nie widziałem rówieśników, o płci pięknej nawet nie wspomnę. Człowiek, który mnie tutaj sprowadził kazał nazywać się "Ojcem". Za dzieciaka mi to nie przeszkadzało, dopóki nie zaczął mnie wykorzystywać. Zawsze pachniał jakimiś drogimi papierosami i alkoholem. Mógł być wtedy jakoś po trzydziestce, a przynajmniej na to wskazywał jego tatuaż wzorowany na policyjnej tabliczce i dacie 23.02.1972. Każdy "seans" z nim zaczynał się tak samo.

Co nocy przychodził do mnie i wiązał oczy krawatem, nadgarstki wpychał między przyciasne barierki starego łóżka. Zaczynał błądzić dłońmi po całym moim ciele pozostawiając gdzieniegdzie malinki. Lista jego zagrań to był cały szereg zbrodni. Pewnej nocy postanowiłem się mu sprzeciwić, nie było dla mnie ważne, że dorosły człowiek jego postawy mógłby z łatwością mnie zabić. Co to za różnica, czy będę żył jako seks zabawka jakiegoś stetryczałego śmiecia czy będę martwy? Kiedy tylko postawił swoją nogę w moim pokoju skoczyłem na niego i zacząłem okładać po twarzy pięściami. Jako jedenastolatek próbowałem zabić człowieka. To właśnie to zdarzenie skłoniło grubaska do zostawienia na moich plecach i barkach ran ciętych głębokich jak sam skurwysyn. Byłem wtedy bliżej śmierci niż kiedykolwiek później. Już niemal czułem jak moje powieki stają się coraz cięższe, jednak zamknięcie ich skutecznie uniemożliwiał mi zapach spalenizny. Wypełniał on moje nozdrza i mówił, że coś jest nie tak. Podniosłem głowę widząc, jak jeden ze strażników rozgrzanymi do czerwoności stalowymi obcęgami łączył moją skórę ze sobą i jednocześnie tamował tym krwawienie. Tylko ta dziwna woń powstrzymała mnie przed zaśnięciem. Rano, kiedy osobnik skończył cały "zabieg" wrzucił mnie do prowizorycznie zbudowanej celi i pozostawił tam na kilka dni. Jedynie kot, który co jakiś czas przechodził po parapecie ponad moją głową dotrzymywał mi towarzystwa. Nie dostawałem wtedy jedzenia, ani napojów. Nie mogłem iść do łazienki ani się umyć. Potęgowało to jedynie moje poczucie niesprawiedliwości i gniewu. Gdy tylko w nocy zabrali mnie do części budynku w którym jeszcze nigdy nie byłem, wszystko uległo zmianie. Kazali mi pobić strażnika, który wcześniej bawił się w Marla. Zrobiłem to, kierował mną wtedy tylko pierwotny instynkt i chęć zemsty. Nie zauważyłem nawet kiedy odciągnęli mnie od ledwie żywego faceta prawie trzy razy większego ode mnie. Myślę, że to właśnie to wydarzenie zadecydowało o tym, że zaczęli tutaj sprowadzać więcej ludzi, a dokładniej dzieciaków. Ojciec chciał, abym był coraz lepszy w walce. W niektórych momentach było nawet tak, że trenowałem przez kilkanaście godzin dziennie. Przestałem liczyć ile istnień zakończyłem. A on, zaczął traktować to jako biznes, jako sposób na zarobek. Nie byłem już jedynym którego zmuszali do bicia się dla swojego "pana". Jeszcze czasami na nockę wpadał do mnie Ojciec, jednak gdy tylko przestałem go fascynować i podniecać, kiedy dorosłem i skończyłem siedemnaście lat zaczął to robić znacznie rzadziej. Przerzucił się na kolejne pokolenie, które jednak było słabsze i starczało mu jedynie na trzy-cztery użycia. Nie opłacało mu się tutaj trzymać słabeuszy, o wiele taniej było ich zabić i zakopać. Stworzył coś na wzór nowej cywilizacji, w której albo się do czegoś nadajesz i robisz wszystko aby się przydać, albo umierasz. Do tej pory go za to w pewien sposób podziwiam. Tylko potężny umysł potrafiłby ogarnąć i utrzymać coś takiego.

KLATKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz