Igły w moich żyłach

5 2 0
                                    

Obudziłam się podłączona do maszyn i kroplówek. Mój nos i usta zakrywała maska, zdjęłam ją i poczułam problemy z oddychaniem. Chciałam się tylko rozejrzeć po pokoju w którym obecnie byłam, ale zasyczałam z bólu, pochodzącego z mojej szyi i karku. Pomimo bólu powoli spojrzałam w lewo i kolejno w prawo, gdzie siedział wpatrzony we mnie Michael i śpiący Caleb.
-Gdzie mój tata?- Powiedziałam cicho, usiłując nie sprawiać sobie takiego bólu. Chłopak podszedł do mnie i usiadł na taborecie. Przysunął rękę i już myślałam, że obejmie moją, ale tego nie zrobił.
-Poszedł do twojej babci. Miała niebezpieczny skok ciśnienia i przyjęli ją na innym oddziale. Nie mów nic lepiej. Lekarze tak powiedzieli.
-Wszystko z nim dobrze? Narobiłam tylko problemów.
-Chcieli cię udusić, a Ty gadasz takie głupoty?
-Obejmij moją rękę.- Chłopak zrobił to niepewnie i masował palcem miejsca w której nie było podłączenia jakiegoś leku.
-Pójdę po lekarza i twojego tatę.
-Nie zostawiaj mnie tu samej.
-Caleb jest tu.
-Po prostu zostań. Nic mi nie jest. To tylko ból szyi. Boje się.
Chłopak wybrał jakiś numer i przyłożył do ucha, a drugą założył mi maskę na twarz.
-Panie Hemmingway.
-Tak. Obudziła się, ale nie chce bym wyszedł. Przyszedłby pan z lekarzem?
-Powiedziała, że nic jej nie jest, ale wie pan co u niej to oznacza. Jak pana mamą?
-To dobrze.
-Do widzenia.
Chłopak przez całą rozmowę patrzył na mnie i moją szyję. Zdjęłam maskę. Zaniepokoił mnie jego wzrok. Muszę to sprawdzić.
-Daj mi swój telefon.- Podał mi go. Włączyłam aparat i przestawiłam na przedni aparat. Wyglądałam okropnie. Szybko oddałam go właścicielowi. Nie skomentował tego.- Dzięki.- Kiwnął głową.- Wiesz kto mnie zaatakował? Zapomniałam też zapytać ile tu leżę.
-Lubiący za bardzo swoich uczni nauczyciel. Kilka godzin. A teraz możesz przestać gadać?- Powiedział jakby lekko wkurzony.
-Co się tak denerwujesz. Nic mi nie jest.
-Choć raz mnie posłuchaj do cholery.- Uniosłam ręce w geście obronnym i zauważyłam zabandażowaną prawą rękę. Zmarszczyłam brwi. Nie pamiętam co w nią sobie zrobiłam. Chciałam zapytać o to Mike'a, ale był już wkurzony na mnie do tego stopnia, że faktycznie nic nie powiedziałam w przestrzeni 10 minut i sama założyłam maskę na twarz, aż wszedł mój kochany ojciec z dwoma lekarzami i dwiema pielęgniarkami. Pierwszy mężczyzna był wysokim, szczupłym, starszym afroamerykaninem w niebieskim, szpitalnym stroju, u jego boku był biały, równie wysoki blondyn o niebieskich oczach i zmarszczkach pod oczami pomimo młodego wyglądu. Następnie były dwie kobiety, obie niskie, obie w podobnym wieku, jakoś po czterdziestce. Obydwie miały czarne włosy z tym, że jedna krótkie, ścięte po bokach, a druga długie spięte w koka. Oczy miały niemal identyczne, brązowe. Pomimo tych kluczowych cech wyglądu, były nieco inne. Pierwsza miała lekką nadwagę, a jej koleżanka była przesadnie chuda.
-Tato.- Uśmiechnęłam się, gdy zdjęłam maskę. Widziałam ślady płaczu na jego kochanej twarzy. Podszedł do mnie cmoknął mnie w czoło.
-Maleńka.
-Dzień dobry Amber. Doktor Greenville, jestem twoim lekarzem prowadzącym. To jest pan Schulz, pani Dallas i Kimberly. Obejrzymy cię podamy parę leków. Trzeba ci też zmienić opatrunek na szyi do czego będziesz musiała usiąść. Dasz radę?
-Tak.- Wstałam boleśnie. Czując na plecach ręce pielęgniarki Dallas. Miła kobieta. Tyle siły w takim chudym ciałku.
Gdy lekarze wymęczyli mnie doszczętnie. Wstąpiła dociekliwa policja. Dobrze znany mi siwy policjant z przesłuchania i Erick. Młodszy był dosyć zdziwiony moim wyglądem.
-Dzień dobry. Jak się pani czuje?
-Dzień dobry. Już mi lepiej.
-Wie pani po co tu jesteśmy?
- Następne pytania?
-Niestety.- Obrócił się do osób w pokoju.- Mógłbym prosić państwo o wyjście?- Mike popatrzał na mnie, ale wyszedł z resztą.- Dużo masz tu męskiego towarzystwa.- Zażartował policjant.
-Cieszę się, że tu są.
-Ma pani szczęście do tej trójki. Musimy przejść do pytań. Wie pani kto był napastnikiem?
-Michael powiedział mi, że nauczyciel. Osobiście nie widziałam go.
-Co pani pamięta?
- Siedziałam na balkonie, zamyśliłam się. Poczułam chyba metalową linkę na szyi, usiłowałam się wyrwać, ale nic to nie dało. Widziałam policję biegnącą do domu, a po tym straciłam przytomność.- Erick wszystko notował siedząc obok przełożonego.
-Skąd pani wie, że linka była metalowa?
-Była zima, twarda i próbowałam ją odciągnąć od szyi. W rękach, jak i na szyi, było ją czuć jako właśnie metalową linkę. Mogę się oczywiście mylić.
-Nie myli się pani.
-Wie pan dlaczego żyje i co się stało z tym psycholem?
-Pani przyjaciel Mike, wypchnął go za barierkę pani balkonu i zawiózł do szpitala.
-Czy on przeżył?
-Niestety jak w przypadku jego kochanka, trafił na OIOM.
-Michael zostanie oskarżony o coś?
-Wątpię. Działał w obronie ofiary.-Policjant chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale przerwałam mu.
-Wiadomo już coś więcej w sprawie Lisy?
-Sprawa stoi w miejscu. Zrobiono sekcję zwłok. Nie umarła od upadku, ale od pchnięcia nożem w bok brzucha.
-Dziękuję. Czy to wszystko?
-Nie mamy już o co pytać. Niech pani odpocznie. Zdrowia i do widzenia.- Wstali i skierowali się do wyjścia.
-Do widzenia.
Zaraz po nich weszła moja męska obstawa, ale z luką.
Gdzie Cal?
-Zostawisz mnie z Michaelem?
-Tak.- Odpowiedział ojciec.- Chcesz coś zjeść, albo pić?
-Raczej nie.
-Jakieś ciasto i gorącą czekoladę?
-Dobrze.
Odprowadziłam ojca wzrokiem i obiekt mojego wzroku zastąpiłam jedyną osobą poza mną w pokoju.
-Zamknij drzwi i usiądź tu -Wskazałam miejsce obok mnie, a on zrobił o co poprosiłam.- Dlaczego mnie uratowałeś?
-Zwykłe "dziękuję" wystarczy.
-Dlaczego tak bez niczego z Calebem mi wybaczyliście?
-Bo nas potrzebujesz. A dlaczego mielibyśmy cie nie pomóc?
-Bo byłam dla wszystkich suką.
-Cóż... Bywa. To przez Lisę.
-Nie zwalaj już na nią winy. Ona leży teraz zmasakrowana w kostnicy.
-No wiesz... Gdyby nie ta mała zdzira grożąca tym dwóm gejom to nie byłabyś w szpitalu.
-Ona ich na mnie nie nasłała. Przestań po niej jechać. Wiem jaka była. Tak bywała okropna, ale przyjaźniłam się z nią i to z nią byłam na jednej z największych imprez w okolicy, wprowadziła mnie do szkolnej elity. Dużo dla mnie zrobiła.-Podniosłam głos, że mówienie sprawiało mi okropny ból, ale skończyłam pomimo trudności.
-Nie bądź głupia. Ta "szkolna elita", jak to nazwałaś... zadaje się ze sobą, bo dobrze to wygląda. Powiedz szczerze. Podobają ci się ci idioci?
-Odpuść.-Powiedziałam poirytowana.
-Wiesz, że mam rację i gdzie będzie ci lepiej.-Wsunął rękę pod moją kołdrę potarł moje lewe udo. Nie było w tym co mylne nic seksualnego.-Chciałem go wtedy zabić po tym co chciał ci zrobić.- Zdziwiłam się. Widziałam ból wymalowany na jego twarzy. Przyciągnęłam jego rękę i położyłam na moim sercu.
-Moje serce nigdy nie przestanie bić wcześniej, niż twoje.-Powiedziałam, wbijając wzrok w jego twarz. On przejechał nią po mojej twarzy, zahaczając o moją wargę kciukiem.-Dziękuję za to, że mnie obroniłeś.-Pokiwał głową bez wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa.

Siedzieliśmy w ciszy, która była lekko wkurzająca i niewygodna.

-Nie wytrzymam w tym szpitalu dłużej.- Powiedziałam.- Zapytam ojca, czy wypisze mnie na żądanie.

-Chyba cię pojebało.- Spojrzał na mnie grzmiącym wzrokiem.

-No co?- Wzruszyłam ramionami i podniosłam obolałe ręce z podłączeniami do różnorakiej aparatury w geście obronnym.

-Jesteś jeszcze za słaba, by wyjść ze szpitala. Powinnaś się przespać i wypoczywać.

-Przestań się ze mną spierać.

-Ty też potrzebujesz snu. Idź do domu się umyć i przebrać i zabierz resztę ze sobą.- Spojrzał na mnie wzrokiem spod byka, jakby widział w moich oczach obawę przed zostaniem samą.- Wiem, że jesteś zmęczony Mike, dam sobie radę. Podejdź tu do mnie.- Chłopak zawisł nade mną, a ja wczepiłam swoje słabo czujące palce w jego włosy i pocałowałam go w policzek.- Dziękuję.- Chłopak popatrzył mi w oczy i skierował się do drzwi.

-Policja stoi pod drzwiami, wrócę za parę godzin.- Uśmiechnął się lekko.

-Przytulisz mnie, czy boisz się, że mnie połamiesz?- Uśmiechnęłam się. odsunęłam się, robiąc miejsce kompanowi i wtulając się w niego jak kot, gdy tylko usiadł na moim łóżku.

-Bądź grzeczna.- Powiedział mi na ucho, po czym pocałował moje czoło i wyszedł.

Zostałam sama.

Czuję narastający strach. Gdy był tu tata, czy Mike czułam się bezpiecznie, ale teraz czuję się jak schowana dziewczynka przed włamywaczem.

Spróbuję usnąć.

Obróciłam się i zamknęłam powieki. Dopiero teraz poczułam zmęczenie i ciężkość.

Dusi go, a ja leże i nie mogę się ruszyć.Krzyczę, by przestał, ale on uśmiecha się szyderczo i wbija mu nóż w brzuch i podchodzi do mnie wolnym krokiem z otwierającym się podłużnym, skórzanym pudełkiem, szczerząc się jeszcze szerzej. Napastnik wyjął z utwardzanego futeraliku szczykawkę. Widzę czołgającego się Mike'a, ale niestety nie zdąża i zostaje podana mi nieznana substancja od której powoli zamykam powieki, widząc niewyraźnie uśmiechniętego nauczyciela kopiącego mojego przyjaciela.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 25, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dissembling dead bitchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz