W końcu nadszedł ten dzień. Dzień, którego wyczekiwano lub, którego się obawiano. Ziemia się poruszyła, wywołując lęk wśród ludzi z każdego zakątka świata, a niebiosa poczęły powoli się otwierać rażąc ludzi oślepiającym blaskiem. Aniołowie, niczym białe gołębię zbliżały się ku ludziom, aby przygotować każdego człowieka na wypełnienie się proroctwa. W końcu na Ziemię wstąpiła również osobistość najwspanialsza z najwspanialszych, aby dokonać sądu ostatecznego i dobrych ludzi wynagrodzić, a złych ukarać, aby ci pierwsi żyli w wiecznym szczęściu, a inni w wiecznym smutku i cierpieniu. Zatem część ludzi trafiła do nieba otrzymując życie wieczne w pełni radości, a część do szeolu, w którym mieli już na zawsze lękać się i rozpaczać.
W niebie każda istota chodziła uśmiechnięta i cieszyła się swoim wspaniałym losem... Choć była pewna osoba, która, mimo to wylewała kryształowe łzy i chodziła przygnębiona i smutna. Nikt tam nie wiedział dlaczego, a owa tajemnicza osobistość nie miała najmniejszego zamiaru dzielić się tym z kimkolwiek.
Natomiast w szeolu każdy człowiek pogrążał się w swoim strachu, cierpieniu i wszechogarniającej bezsilności. Prawie każdy, ponieważ był jeden mieszkaniec tego przerażającego miejsca o czarnych, jak smoła włosach, który odrzucał strach i zawsze nosił na twarzy szczery uśmiech, czasami był to uśmiech przez łzy, ale zawsze tak piękny i prawdziwy, że już nie jeden strażnik w tej okolicy odwracał wzrok, gdyż był to dla nich widok zbyt okropny i niecodzienny. Nikt przed nim nie uśmiechał się znajdując się w tym ciemnym i strasznym miejscu, pełnym łez i bólu.
Oni dwaj bardzo się wyróżniali w swoim otoczeniu, po prostu nie pasowali, jak element jakiejś układanki, który przypadkowo znalazł się w naszych rękach, ale nigdzie nie ma dla niego miejsca. Mijały dni dla niektórych piękne, dla innych okropne, ale pewne dwa niepasujące elementy układanki wciąż wspominały życie ziemskie i całym sercem pragnęły do niego powrócić. Ich myśli krążyły wokół pewnych ważnych osób, które zapodziały się gdzieś w dzień sądu i każda próba odnalezienia ich kończyła się niepowodzeniem.
Istotą, która znajdowała się w niebie, a mimo to cierpiała bardziej niż niejeden mieszkaniec piekieł był pewien chłopak o blond włosach opadających na jego bladą twarz. Niegdyś zawsze błyszczące oczy były czerwone od płaczu, a twarz z wiecznym uśmiechem na ustach zmieniła swój wyraz na pusty i bezbarwny. Jego serce, serce Youngjae z każdym dniem kruszyło się na coraz to drobniejsze kawałeczki, wywołując tym ból, smutek i rozpacz. W tej rozpaczy zatapiał się coraz bardziej i bardziej, każda sekunda powinna go zbliżyć do utonięcia, ale nie tutaj, w wiecznym szczęściu. Gdyby takie uczucia towarzyszyły mu na ziemi mógłby skończyć swoje cierpienie, ale tutaj..., tutaj nie może zrobić nic... Musi z tym żyć wiecznie, zatapiając się, lecz nie móc utonąć... Ale dlaczego chciał móc utonąć? Ponieważ odebrano mu najcenniejsze co miał, miłość jego życia, osobę, która wywoływała uśmiech w ponure dni, potrafiła sprawić, że zyskiwał chęci do życia, a w swoim brzuchu czuł całe roje delikatnych motylków, które przyjemnie go łaskotały... Osobę, u której boku czuł się bezpiecznie, a wszystkie problemy i zmartwienia znikały jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Osobę, której pocałunki były jak najwspanialsze lekarstwo na nawet najgłębsze i najbardziej bolesne rany zadane przez życie... Osobę, która zrobiłaby dla niego wszystko, a on zrobiłby wszystko dla tej osoby...
Zawsze uśmiechnięty chłopak o czarnych włosach, nie zwracający uwagi na cierpienie i ciemność piekła to Jaebum. Przez całe swoje życie był złym człowiekiem, właściwie chyba w każdym tego słowa znaczeniu, nie zabijał, ani nie kradł, ale popełnił ogrom błędów i grzechów, wyrządzał krzywdę innym i nie brał życia zbyt poważnie, ale..., ale miał swojego Aniołka, swoje Słoneczko na jego pochmurnym niebie, jego Szczęście, jego najprawdziwszą miłość. Czuł się przy swoim Promyczku niezwykle. Doznawał wtedy rzeczy, których nie można opisać słowami, ponieważ żadne słowa nie byłyby godne opisać tak pięknych uczuć. On, tak twardy, silny i powszechnie znany jako bez serca wylewał litry łez po każdej kłótni, dbał o swojego Aniołka jak o coś niezwykle delikatnego i kruchego, co może się rozpaść lub rozpłynąć w każdej chwili, okazywał swoje uczucia na każdym kroku choćby najmniejszymi gestami i kochał go bardziej niż jakakolwiek istota jakąkolwiek inną istotę. Bardzo za nim tęsknił, brakowało mu go bardziej niż ognisku płomieni. Nie potrafił pogodzić się z myślą, że już nie zobaczy jego przepięknego uśmiechu i jasnych włosów niesfornie opadających na czoło. Wiedział jednak że jego Słońce jest w prawdziwie dobrym miejscu, miejscu, które z całą pewnością było mu przeznaczone, w końcu jest wśród podobnych do siebie-Aniołów. Twierdził, że nie zasłużył na uczucie jakim obdarowała go ta wyjątkowa i wspaniała istota, dlatego cieszył się szczęśliwym losem swojej miłości, wiedząc, że nie zazna już ona więcej przykrości, a w sercu na stałe zagości bezgraniczna radość. Nawet nie mógł podejrzewać jak bardzo się mylił, myśląc w ten sposób...
Dokładnie tak, Youngjae i Jaebum, którzy byli niepasującymi elementami układanki byli za ziemskiego życia parą zakochanych. Dopełniali się, ochraniali, dbali o siebie nawzajem i kochali bezgranicznie. Taką miłością darzyli się tylko oni dwoje, nikt na całej Ziemi nie był świadkiem takich pięknych uczuć... Takiego oddania i przywiązania mogli im zazdrościć wszyscy, a te dwie cechy to jedynie maleńki skrawek tego co dawały sobie te dwa serca. Mimo iż nie był to związek powszechnie akceptowany, radzili sobie z wszystkimi przeszkodami jakie los rzucał im pod nogi. Nie można ich nazwać parą idealną, bo nią nie byli, nie istnieją pary idealne, ale ich miłość była idealna, idealna w każdym calu, choć tak naprawdę słowo ideał nie jest w stanie dość dobrze opisać ich własne, piękne i niezwykłe uczucie, którym się obdarowali.
Pewnego dnia, kolejnego dnia kiedy tęsknota w sercu tej pary zakochanych nasilała się, Bóg i szatan podjęli wspólną decyzję, jeśli coś takiego się zdarzało było to niezwykle rzadkie i tylko w wyjątkowych i niespotykanych przypadkach. Taki przypadek właśnie miał miejsce. Mieli dokładnie taki sam kłopot. Oboje pod swoimi skrzydłami posiadali wyróżniającą się osobę, która zupełnie nie wpasowywała się w miejsce, w którym się znajdowała. Postanowili, że zorganizują spotkanie, na którym prośbą lub siłą dowiedzą się o co w tym wszystkim właściwie chodzi. Istoty ich pokroju niekoniecznie lubiły ludzi nazbyt niepasujących do określonego kanonu, zwyczajnie innych...
Dzień spotkania został ustalony na dokładnie setny dzień od dnia sądu ostatecznego. Przygotowana została duża sala, w której miał się spotkać Bóg i szatan z tą dwójką "innych" ludzi. Tego dnia jeden z Aniołów zawitał u Youngjae i przyprowadził przed oblicze boskie, jednak nie ujrzał tam jedynie Stworzyciela lecz szatana również, aczkolwiek była tam jeszcze jedna postać, której w pierwszej chwili nie rozpoznał. Jednak w momencie gdy owa postać odwróciła głowę, zobaczył... zobaczył swoją miłość, przez, którą wylał tony łez, do której tęsknił już pełne sto dni... Na jego twarzy po raz pierwszy od dawna pojawił się szczery uśmiech przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego . Rzucił się biegiem w jego stronę, nie zwracał uwagi na okoliczności, dobiegł do równie zdziwionego i szczęśliwego chłopaka, który uśmiechnął się szeroko i rozłożył ramiona. Ten wtulił się w niego najmocniej jak potrafił i zaniósł się płaczem, mówiąc rzeczy, których nikt nie rozumiał przez łzy. Po dłuższej chwili Youngjae podniósł głowę, a czarnowłosy ujął jego zmęczoną, bladą twarz w dłonie i złożył na jego ustach bardzo delikatny pocałunek, przepełniony miłością, tęsknotą i szczęściem. Bóg wraz z szatanem patrzyli na to wszystko nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Przecież to co właśnie ujrzeli było dla nich niedopuszczalne. Przecież po dniu sądu ostatecznego świat miał stać się idealny, a takie relacje zapomniane. To nie mogło być prawdą, a jednak nią było... Niezwykle wściekli władcy nieba i szeolu zdecydowali, że sprawią, że ci dwoje znikną na zawsze z tego wszechświata i pozostawią go idealnym i nienaruszonym takimi uczuciami jak ta miłość... Zatem zakochani na słowo boskie zniknęli.
Jednak nie zniknęli zupełnie, są tam gdzieś, a ich idealna i piękna miłość będzie trwać całą wieczność. W końcu żadna siła, słowo, ani sytuacja nie jest w stanie zniszczyć tak pięknego i niesamowitego uczucia, jakim darzyli się Youngjae i Jaebum... Teraz zapewne składają na swoich ustach kolejny motyli pocałunek i po prostu są..., są ze sobą. Nic więcej im niepotrzebne, aby byli bezwarunkowo szczęśliwi...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka, mam nadzieję, że się podobało i nie żałujecie, że tutaj wpadliście. Przepraszam, jeśli są jakieś błędy. Do następnego opowiadania^^
CZYTASZ
Only lovers (not) alive {2jae}
FanfictionNie można ich nazwać parą idealną, bo nią nie byli, nie istnieją pary idealne, ale ich miłość była idealna, idealna w każdym calu, choć tak naprawdę słowo ideał nie jest w stanie dość dobrze opisać ich własne, piękne i niezwykłe uczucie, którym się...