słowa: 1564
- Jeszcze chwila i pierdolnę tym zeszytem - burknęła pod nosem brązowowłosa dziewczyna, stukając nerwowo paznokciami o biurko i wpatrując się nienawistnym wzrokiem w zeszyt od matematyki. -Jak można to cholerstwo nadawać w szkołach?
- Uważaj na słowa - syknęła jej rodzicielka, wchodząc do pokoju z nową reklamówką pełną ubrań. -Kupiłam Ci w lumpeksie kilka rzeczy, przejrzyj je, a resztę oddam do domu dziecka.
I tyle ją widziano. July wstała i podeszła do worka, którego kobieta rzuciła na łóżko. Wysypała jego zawartość na swój tron i zaczęła grzebać między ubraniami, wybierając te wyjątkowe, które czasem jej mama wyłapuje. Często się tak zdarzało, bo przeglądała zawsze kilka lumpeksów w mieście, dopóki zdecydowała się coś kupić. Koniec końców dziewczyna zostawiła siedem ubrań, a resztę odłożyła pod drzwi.
Później to odniosę do mamy - zadecydowała w myślach, wiedząc jednak jak to się skończy. Kobieta zawsze przychodziła po godzinie odbierając pozostałe ciuchy i następnego dnia wychodziła do domu dziecka, by je tam zostawić. July zawsze obiecywała sobie i mamie poprawę, bo tylko były na siebie zdatne, ale marne były z tego skutki. Brian w domu nie robił praktycznie nic.
Usiadła jeszcze w fotelu i postukała długopisem w jego ramię, podejmując kolejną próbę zrozumienia cyferek. Aktualnie przerabiała w szkole pierwiastki, co było - najgorszym cholerstwem w historii mojego młodego życia.
July Conelly miała szesnaście lat, a największą nienawiścią darzyła pierwiastki, Luke'a i Michaela za nie ujawnienie się muke'a oraz Caluma i Ashtona za nie ujawnienie się cashtona.
Aktualnie starała się o follow na twitterze od Michaela, uprzednio obsypując wiadomościami chyba wszystkie konta z update i "pomoc z follow" 5sos, z prośbą o dm z nim. Po dwóch tygodniach starań, napisała do Michaela i teraz pisze codziennie wieczorem, opowiada mu swój dzień i pyta co u niego, oczekując odpowiedzi; na daremno.
Spojrzała po raz ostatni na zeszyt i rzuciła nim ze wstrętem w parapet, sięgając po telefon. Wpisała hasło, którym są roczniki urodzenia każdego z chłopaków i odblokowała ekran, wchodząc ładnie w folder 'nie wchodzić bo zajebię', po czym klikając w ikonkę twittera. Sprawdziła szybko swój tl, dała rt kilku tweetom i napisała do Michaela.
juvly - hej michael, co u Ciebie? dzisiaj znowu mama przywiozła mi ciuchy z lumpeksu i wieczorem idziemy z ciastem poznać sąsiadów
juvly - chciałabym żebyś to był Ty ale nie, dalej mieszkasz z resztą zespołu
juvly - zawsze jak przychodze pod wasz dom to tłumy fanów są i nie da się dostać do środka
juvly - ale spokojnie, jak weźmiemy ślub to zamieszkamy na Karaibach z dala od tych natrętnych stworzeń
juvly - szczęście że widzimy się na koncercie, los angeles za RÓWNE TRZY TYGODNIE
juvly - a teraz wracam do pierwiastków aka ścierwo, nienawidzę tego
juvly - trzymaj kciuki; napiszę wieczorem
juvly - cya
Westchnęła i podczołgała się ku zeszytowi, ostatecznie otwierając go i robiąc dwa zadania, korzystając z internetu.
│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│
- Zbieraj się, wychodzimy - rzuciła rodzicielka, wchodząc do pokoju i zabierając worek z resztką ubrań. - A Ty znowu na telefonie...
Kurwa tak, akurat musiałaś wejść w chwili, gdy po godzinie nauki biologii sięgnęłam po telefon - pomyślała July, strzelając szyją.
CZYTASZ
daylight → michael clifford
Fanfiction- czyli... - czyli? - kurwa mać - zacisnęła na moment oczy, wsuwając dłonie do kieszeni i cofając się o krok. następnie obróciła się na pięcie i spojrzała w dół, w przepaść tak głęboką, że nie było widać dna. - właśnie.