A gdy zawita świt, nasze drogi wnet się rozłączą ma droga Sofie,
Nasze serca wciąż ciepłe szronem zroszone,
Płonąć zaprzestaną, jak i"wieczny" ogień.
Gdy słońca zaś ujrzysz blask,
W mroku skryje się twój agonii pełen wrzask.
Pamiętaj dziecko,
Z słońcem budzi się nowy świat.
Budzi się i zagłada.
Siedziałam przy ogniu wspominając pieśń matki, zawsze była stuknięta wiedźmą. Patrzyłam na języki ognia co chwilę liżące drewno swym ciepłem podczas gdy dłonią gładziłam swą nową zdobycz, a dokładniej mówiąc złote bransolety które skradłam jakiejś rozpuszczonej bękarciej szlachciance. Światło księżyca pięknie odbijało się od jeziora naprzeciw mnie jak i płomienie od złotej powierzchni bransolet.
-Pora spać, jutro ciężki dzień. Nieprawdaż mój wspaniały Ametyście?- spojrzałam na mojego wiernego psa, ze śnieżnobiałą sierścią i złotymi jak cały skarbiec ślepiami, na szyi miał pozłacaną obrożę wykonaną przeze mnie. Podziwiałam jego unikatowość i piękno podczas gdy on radośnie pożerał całego zająca bez futra i skóry.
-Przestań tak żreć bo się roztyjesz i kto wtedy będzie mi pomagał polować na te wstrętne szlachcianki?- powiedziałam pół żartem-pół serio. Stworzenie spojrzało na mnie swymi mądrymi oczami mruknęło nisko podchodząc do mnie i ocierając się łbem o moje ramię. Z lekkim westchnieniem pogładziłam jego czerep po czym wtelepałam się do namiotu.
-Dobrej nocy Ametyście.- wyszeptałam przyciągając do piersi złotą biżuterię.
~Godzina przed świtem~
Zbudzona mokrym nosem Ametysta spojrzałam na niego niezadowolona.
-Miałeś pilnować obozu parszywcu jeden.- rzuciłam obracając się na drugi bok gdy nagle usłyszałam jakiś rumor z zewnątrz. Szybkim ale cichym ruchem podniosłam się na kolana i sięgnęłam po moje sztylety wcześniej jednak chowając kosztowności w mojej skrzyni.
Wyjrzałam delikatnie i zobaczyłam tych dwóch półgłówków i mlekożłopów, którzy próbowali mnie śledzić-pozwolę sobie dodać że marnie im szło- przez ostatnie dwa dni.
Wyszłam mężnie z namiotu nie przejmując się że nie mam na sobie zbroi i stanęłam im naprzeciw z dumnym wyrazem twarzy.
-Czego tu szukacie...panowie?- w moim głosie dałam im usłyszeć mą odwagę oraz groźbę.
-Aha! Tu się kryje ta złodziejka kosztowności naszej damy dworu! Wyśledziliśmy cię~! Jesteśmy najlepsi w dworze! A teraz odłóż broń bandytko i oddaj to co skradłaś!-powiedział ten wyższy, który zbytnio się nadymał aby ukazać swe mięśnie i wielkość.
-N-no! Jesteśmy ten...najlepsi!-potwierdził niższy i chuderlawy wskazując na mnie ostrzem miecza cesarskiego. Wywróciłam oczami i głęboko westchnęłam widząc, że daleko nie zajdą takim sposobem. Zatrzepotałam ślicznie rzęsami i się uśmiechnęłam ukazując białe jak śnieg zęby-pokazałabym swe kobiece krągłości gdybym je chociaż miała- następnie pomachałam lekko daedrycznym sztyletem w dłoni.
-Ależ panoowie! Przecie to pomyłka jakaś, zwiodła was ta kobieta i na panewki zaprowadziła na śmierć i skrócenie o głowę.- Ponownie się uśmiechnęłam wskazując na naturę dookoła siebie.
-Toż ja jestem bardem w podróży! Zmierzam do Pękniny grać piękne pieśni w gospodzie!- zakrzyknęłam z udawanym rozmarzeniem. Większy osiłek spojrzał na mnie zdziwiony a chuderlak z podejrzeniem.
CZYTASZ
Skradzione serce
FanfictionTESV- Skyrim fanfiction z Inigo(mody na nexsusie) i stworzoną przez nas postać Sofie. Oboje są złodziejami i jedno z nich skrywa smutną historię za swym lodowatym sercem. Czy Inigo przełamie lody i rozgrzeje serce Soffi? PRZEKONASZ SIE CZYTAJĄC!