Witam, na początek może się przedstawię. Nazywam się Rozet Delphini Riddle. Nikt ważny. Jestem zamknięta w sobie, tajemnicza, ale jak najbardziej towarzyska. Chłonę wiedzę jak gąbka i nie ma w sierocińcu książki, której bym nie przeczytała.
Tak, mieszkam w sierocińcu, ale to od niedawna. Mój ojciec po tym, jak dowiedział się, że wokół mnie dzieją się dziwne rzeczy, zostawił mnie i mamę na pastwę losu. Jednak mama była wpływową, bogatą osobą i zamieszkałyśmy daleko od ojca w Dolinie Godryka. Żyło nam się dobrze, dopóki mama nie zachorowała. Przez chorobę opuściła wiele spotkań w pracy i wyrzucono ją. Zbankrutowaliśmy, a dwa tygodnie przed moimi jedenastymi urodzinami umarła. Więc siedzę teraz sama w pokoju i wertuję różne książki biologiczne i robię notatki w zeszycie. Kiedy dorosnę, chcę zostać lekarzem. Może nawet wymyślę jakiś skuteczny lek na cholerę lub raka? Nie wiem. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołałam i odłożyłam na bok książki.
Do pokoju weszła pani Karfo.
- Witaj, Rozet. - Kobieta uśmiechnęła się do mnie. Lubiłam ją, zawsze była taka miła i pogodna. - Masz gościa.
Zza pleców opiekunki wyłonił się kasztanowo włosy mężczyzna. Uśmiechnął się do mnie bardzo w stylu dobrego wujka i przywitał:
- Dzień dobry, Rozet. Jestem Albus Dumbledore.
- Rozet Riddle - odparłam, również wysyłając mu uśmiech.
- To ja was zostawię samych, jakby co jestem w świetlicy, Rozet, profesorze - wtrąciła pani Karfo i wyszła.
- Profesorze? - zapytałam.
- Tak, jestem profesorem w szkole, do której chciałbym cię zaprosić.
- Jakiej szkole? - Zmarszczyłam brwi. - Ja nie zapisywałam się do żadnej szkoły.
- Byłaś do niej zapisana od urodzenia - oznajmił mężczyzna.
- A jaka to szkoła? - zapytałam podejrzliwie. Coraz mnie ufałam profesorowi.
- To szkoła magii w Hogwarcie - oznajmił.
Przez dobre pięć sekund wpatrywałam się w mężczyznę, zanim wybuchłam śmiechem.
- A więc to, co potrafię to magia... - zamyśliłam się. - Zawsze wiedziałam, że jestem inna, ale... wybacz, profesorze, ale to absurdalne.
Dumbledore przyglądał się przez chwilę mi, a potem z kieszeni wyjął patyk. Spojrzałam na niego jak na wariata, ale on machnął patykiem i moja szafa zaczęła płonąć. Podskoczyłam i wytrzeszczyłam oczy, spoglądając to na szafę, to na profesora.
Mężczyzna znowu machnął różdżką, tak mi się zdaje, i szafa przestała płonąć. Opanowałam się i podeszłam do mebla, szukając jakichś klap, guzików czy sznurków. Nic nie znalazłam, a do tego szafa wyszła z tego bez szwanku.
- Tego... - zaczął profesor. - ... i wiele innych rzeczy będziesz mogła nauczyć się w Hogwarcie, to jak?
- Umm - mruknęłam oszołomiona. - Och, tak! - dodałam z entuzjazmem. - Chcę jechać, przyjmuje ofertę, tylko... - zakłopotałam się. - Nie mam pieniędzy na książki i takie tam...
- Nie martw się. - Mężczyzna położył mi dłoń na ramieniu. - Na to znajdą się pieniądze, moja droga.
Bardzo nie spodobał mi się zwrot ,,moja droga''- nie należę do niego - jednak nie miałam teraz głowy za dużo o tym myśleć, bo miałam okazję dostania się do szkoły magii. To było ekscytujące.
- Czy otrzymam jakieś bardziej szczegółowe informacje? - zapytałam uprzejmie.
Mężczyzna podał mi kopertę, wytłumaczył wszystko i kazał być na jutro gotową, ponieważ pójdzie ze mną na Pokątną, żeby mi pomóc.
- Do widzenia, panno Riddle.
- Do widzenia, profesorze.
Uśmiechnęłam się pod nosem. To będzie cudowne przeżycie. Spojrzałam na stos mugolskich książek. Z wiedzą, którą zdobędę w Hogwarcie, na pewno wynajdę jakieś skuteczne leki.
CZYTASZ
Czas Riddle'ów
FanfictionNazwiska tak jak rodziny się nie wybiera i to naprawdę nie moja wina, że mój starszy brat jest Czarnym Panem. Kręcę się pomiędzy Ślizgonami będąc kimś innym, większość Śmierciożerców mnie nienawidzi, ale mają problem. Bo kto chociażby krzywo na m...