Zemsta najlepiej smakuje na zimno

27 4 0
                                    

Padało.

Tak jak zwykle. Woda bezlitośnie spadała na pogrążoną w ciemności Ziemię. Wiatr hulał po opustoszałym Londynie, niosąc ze sobą krople deszczu oraz przenikające do szpiku kości zimno. Przyłożyłam palce do ust, aby choć trochę je ogrzać. Przyciągnęłam kolana jeszcze bliżej ciała, by tracić jak najmniej ciepła, ale i to nie pomogło. Byłam wrakiem człowieka. Skulona za śmietnikiem czekałam na śmierć. Jaką miałam inną możliwość? Prawda, mogłam wstać i poszukać miejsca, gdzie wiatr będzie wiał kilometr na godzinę mniej, ale po co? Wszystko, co kochałam, przestało istnieć.

Skuliłam się jeszcze bardziej. Niech koniec nadejdzie szybko.

– Vic, idiotko, masz zamiar tu zdechnąć?

Heather klęczała tuż koło mnie.

– Przecież nie żyjesz, dlaczego wciąż mnie nawiedzasz?

– Istnieję w twojej podświadomości. Jestem tu, ponieważ mnie wymyśliłaś. Potrzebujesz wsparcia.

– Nie potrzebuję niczyjego wsparcia. Chcę, żebyś zniknęła! – odezwałam się głośno i zacisnęłam powieki. Miałam nadzieję, że gdy je otworzę, widmo mojej martwej przyjaciółki zniknie, ale tak się nie stało. – Heather, chcę umrzeć. Zostaw mnie.

– W normalnych okolicznościach powiedziałabym ci, że trzeba cieszyć się życiem – zaczęła.

– Właśnie rozmawiam z wytworem mojej wyobraźni, nie mów mi o normalności.

Na bladej twarzy widma pojawił się uśmiech.

– W takim razie powiem ci, że nie przeżyłaś Zgaśnięcia tylko po to, aby sczeznąć tutaj.

– Pff... wolałabym, aby jakiś głupi meteor trzasnął mnie w łeb i ukatrupił na miejscu.

– Meteoryt. Meteory nie weszły jeszcze w atmosferę - typowa Heather, mądrzy się nawet jako wymysł mojej podświadomości. – A teraz wstawaj. Czas zmieniać świat.

***

Powłóczyłam nogami. Widmo podążało tuż koło mnie i gadało coś wesoło.

– Heather – odezwałam się nagle. – Jak to możliwe, że nie wyglądasz tak, jak w chwili śmierci?

– Jestem wytworem twojej wyobraźni, kochanie. Jestem taka, jaka chciałabyś, abym była.

– Ach, faktycznie – zatrzymałam się i rozejrzałam wokoło. Weszłyśmy w "złą dzielnicę" miasta, które kiedyś zwano Londynem. Wszędzie otaczały nas szare domki, gdzieniegdzie graffiti oraz tony śmieci i gruzu. – Gdzie mnie prowadzisz?

– Ja? Nigdzie. Jestem tobą, a ty mną. To twoja podświadomość...

– Heather, wiesz, że cię kocham, ale jeszcze raz wspomnisz o podświadomości, a dostaniesz w mordę.

– Jak chcesz – odrzekła, wyraźnie obrażona.

Na obóz wybrałyśmy (wybrałam?) altanę w opuszczonym parku. Śmierdziało jeszcze poprzednim lokatorem, kotem lub żulem, ale było to jedyne otwarte miejsce, które ochraniało od tego paskudnego wiatru, więc zignorowałam nasilający się odruch wymiotny i spróbowałam zasnąć. Byłam już bardzo blisko swego celu, gdy usłyszałam huk, trzask i stukot butów. Podniosłam się. Przede mną stała grupa rosłych facetów.

– Śmierdzi – odezwał się jeden z nich, z czerwonymi włosami i brązowymi odrostami.

– Wszyscy śmierdzimy, a ta jest całkiem ładna – rzekł drugi, wskazując na mnie palcem.

Zatkało mnie. Co oni sobie myślą?!

– Wstawaj – ktoś zwrócił się do mnie. Spojrzałam na niego. Był starszy od pozostałych. Miał brzydką bliznę biegnącą przez całą twarz, a głos co najmniej niemiły.

Zemsta najlepiej smakuje na zimnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz