Otwieram powoli oczy, i widzę wpadające do mojego pokoju promienie słońca. Nie mam z tym większego problemu, ponieważ jestem 'rannym ptaszkiem'. Jest piątek, czyli dzień wolny. Przynajmniej dla mnie. Kiedy inni chodzą do szkoły, ja siedzę w domu, albo sama, albo z mamą, albo z moim terapeutą - Liamem. Ma dość specyficzne imię, aczkolwiek mi tam się podoba. Jest wysokim, zielonookim brunetem, który na oko ma 23-24 lata. Nigdy się go o to nie pytałam. Musi mieć naprawdę piękny głos, ponieważ raz widziałam jak wychodził z samochodu, a gdzieś w środku była gitara. O to się również nie pytałam. Wracając. Kieruję się do łazienki, gdzie ubieram się i inne. Zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie mama. Bez słowa (bo jakby inaczej) wskazała palcem na naleśniki stojące na stole. Potem podała mi kartkę, na której napisane było: 'Kochanie, Twój terapeuta przyjdzie za 1 godzinę. Powiedział, że gdzieś pojedziecie. Muszę lecieć, buziaki!'. Postanowiłam, że wejdę na spacer. Tak po prostu. Założyłam czarne trampki, zieloną kurtkę i wyszłam. Chodziłam przez 30 minut, aż w końcu postanowiłam wracać. Znajdowałam się pośrodku jakiegoś gęstego lasu, sama nie wiem gdzie się znajdował. I wtedy uświadomiłam sobie jedno - zgubiłam się. Zaczęłam szukać telefonu, żeby sprawdzić lokalizacje, aczkolwiek gdy go wyciągnęłam zobaczyłam to, czego mogłam się spodziewać - telefon był rozładowany. W złości rzuciłam nim o lekko wilgotną ziemię, pokrytą mchem. Mały, dotykowy ekranik pokruszył się na parę kawałeczków. Teraz już wiedziałam, że nic nie mogę zrobić. Rozejrzałam się dookoła. Nic. Same drzewa, gałęzie. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam strach. Bałam się. Bardzo. Przez głowę przechodziło mi multum myśli. Czy ktoś będzie mnie szukał? Co pomyśli sobie Liam? Co z mamą? Po paru sekundach intensywnego myślenia wpadłam na pomysł. Może nie do końca genialny, jednak chyba dobry. Postanowiłam wejść na drzewo i przejrzeć otoczenie. Może mój wzrok dostrzeże jakiś ląd, niepokryty drzewami i innymi, typowo leśnymi przedmiotami? Głośno przełknęłam ślinę, i dotknęłam drzewa. Było wysokie i dobrze zbudowane. Nie kruszyło się, co oznaczało, że raczej się nie załamie. Odważyłam się. Postawiłam stopę na grubej gałęzi, i lekko się podciągnęłam. Zostało jeszcze parę kroków, spokojnie... Postawiłam kolejną stopę, i kolejną... Wreszcie zobaczyłam iż jestem już na samym szczycie. Chcąc poprawić ręką włosy, które zasłaniały mi widok, omsknęła mi się ręka. Poczułam, że spadam. Chwilę potem, poczułam przeszywający mnie ból...
Hej, hej, mam nadzieję, że się spodobało! :) Czekajcie na kolejne części, i nie zapomnijcie zostawić gwiazdki, i dodać do biblioteki! Kolejna część możliwe, że pojawi się w czwartek-piątek, może weekend. Do napisania, kochani! :*
*419 słów*