On, leżał na środku łóżka w pokoju hotelowym. Idealnie biała, czysta, świeża, miło szeleszcząca pościel i gładkie kremowe ściany komponowały się z jego bladą karnacją. Światło dziewiczego, wiosennego słońca wpadało przez warstwę zasłon oddzielajacych ich od reszty świata. Wszystko wyglądało kojąco, niewinna biel przenosiła ich w świat pożądania. Byli tylko dla siebie, dopełniali się wzajemnie.
Ona, idealnie wpasowana w jego ciało. Ich wzajemna asymetrycznosc budziła w nich jeszcze głębsze emocje, mimo uwielbienia perfekcji.
W pokoju panował lekki zaduch, lecz cisza swobodnie otulała ich nagie ciała. Nie potrzebowali niczego więcej.
Czas się dla nich zatrzymał, nie miała znaczenia pora, czy data. Wszystko było idealne, dopóki mieli siebie. Mogli trwać tak niezwykle długo, choć żadne z nich nie zdradzało drugiego oddając się w ramiona Morfeusza.
Nie byli pod wpływem opium, jedynie silnej ekstazy pobudzonej ich uczuciami.
Mimo upływu niezmierzonej ilości czasu, trwali bez ruchu, nie byli głodni ani spragnieni, tylko siebie nawzajem. Odpoczywali po energicznym tańcu ich fizyczności budzonej płonącym pożądaniem.Byli upamiętnieni na obrazie.