1

9 2 3
                                    

Uwaga!
Dużo tu samo-kalectwa i samobójstw. Nie lubisz, nie czytaj!

'Jestem ciekawa co sobie myślałeś pisząc ten list do mnie. Nie znałeś mnie, nie znałeś moich problemów, ani demonów, tym bardziej uczuć, lecz śmiałeś mi wyznać przez list głębokie uczucia. Chciałeś, żebym się źle poczuła, bo wiem, że tak naprawę na zawsze zostaniemy dla siebie tylko obcymi ludźmi bez żadnych więzi łączących nas? To naprawdę frustrujące, ponieważ będę bez ciebie miała koszmary w nocy, wiesz? Jesteś egoistą.'

Na szkolnym dachu znów z niechęcią spojrzałam na panoramę tego kruchego miasta, które było ostatnią rzeczą, którą widziałeś.

'O czym ty myślałeś kiedy przypatrywałeś się lampą ulicznym? Czy na ich widok tak bardzo chciałeś to wszystko zakończyć ? Trudno uwierzyć w to, że miałeś naprawdę jakiś ważny powód żeby skończyć z życiem w takim beznadziejnym miejscu. Jednak zamiast odejść wciąż tu stoję, sama, na miejscu osoby, której dawno już tu nie ma. Czy nie powinnam teraz czuć smutku? Chyba ludzie samotni z dnia na dzień stają coraz bardziej oziębli i okrutni i muszę się z tym pogodzić. A teraz również ty opuściłeś mnie.'

Moje samotne ręce puściły w końcu zimna barierkę. Lecz zamiast ruszyć do tyłu to moje nogi same pobiegły przed siebie  wybierając taką samą drogę na skróty do nieskończonego odpoczynku, jak ty. Instynktownie zawaliłam takie proste zadanie jak ciągłe ruszanie przed siebie.

Oczekując na koniec dostałam drugą szansę. 

Otwarłam moje zmęczone oczy z nadzieją na zobaczenia piekła, do którego należę, jednak ujrzałam mój zeszyt z niepotrzebnymi zapiskami.

'Wciąż nie pozwalasz mi odejść, prawda? Czy to jest moja kara za ciągłe zapominanie o ważnych sprawach w życiu? Wciąż każesz mi grać w tą durną grę zwaną "życiem". Odpuść mi w końcu ten bezsensowny rzut kostką.'

Zegarek pomału wybijał północ, godzinę samobójców. Niechętnie wstałam ze swojego krzesła i zarzuciłam na siebie  kurtkę i wyszłam z domu. Kierując się do szkoły podróżując bocznymi uliczkami spojrzałam w niebo, na którym widniało milion gwiazd. Wydaję mi się, że swoim blaskiem śmieją się z mojej nieporadności. Zabawne a więc to widziałeś gdy umierałeś. W końcu dotarłam do szkoły, z której dachu wylatywał dym.

'Marnujesz swoje ostatnie chwile paląc zamiast dziękować ludzią za zmarnowany na tobie czas? To przykre.'

Włożyłam swoją rękę i opuszkami palców poczułam chropowatą teksturę listu, który miałam przeczytać dopiero jutro. Mówi się trudno, prawda. Wbiegając po schodach w końcu dotarłam na dach, gdzie stałeś ty.

'Co robi się w takich sytuacjach?'

Jednak sam odpowiedziałeś mi na to pytanie. Ale ten uśmiech, którym mnie obdarzyłeś był z litości, prawda? Żartowałeś sobie ze mnie jak te gwiazdy z ciebie?

'Wydaje mi się, że trafiłam w sedno tej sprawy.'

Pomału odpiąłeś guziki na swoim rękawie i pokazałeś mi swoje rany, które utrzymywały twój niebezpieczne myśli na smyczy.

'Aż tak bardzo jesteś dumny z tych ran? Im więcej o tym mówisz tym bardziej mnie obrzydzasz. Mówiąc szczerze jestem ostatnią osobą, która miałaby prawo to powiedzieć. Twój oddech staje się coraz płytszy. Boisz się?'

Wyjęłam z kieszeni twój list.

'To co teraz zrobimy z tą miłością? Wyśmiejemy ją? Tak myślałam... A jednak płaczesz? Zaczynasz tracić nad sobą kontrolę.'

Upadłeś przede mną.

' Jak długo jeszcze będziesz płakał nad karą, którą sam sobie wymierzyłeś? Nic nie rozumiesz... A jednak podniosłeś się.'

Powiedziałeś kilka słów, które miały zostawić we mnie parzące rany. Jednak jedynie rozpadły się na kawałki przed moimi stopami.

' Jesteś bardzo niezdecydowany. Chcesz umrzeć, ale nie chcesz umierać powiadasz? To dosyć kłopotliwa prośba.Kochasz mnie lecz chcesz mnie nienawidzić z całych sił w tym samym momencie? Może najlepiej będzie jak po prostu udamy, że nic między nami nie było?  To również niemożliwe prawda?'

Zmarnowałeś kolejny dzień. Ta rutyna cię męczy. Te same problemy co u innych ludzi.

'Ty taki bezsilny śmiesz mi powiedzieć, że niczego nie rozumiem lecz wygląda na to, że sam jesteś w błędzie.'

Pomału kładłam kroki w twoim kierunku a ty ruszyłeś do tyłu.

'Boisz się takiego nieudacznika jak ja? A jednak udało ci się mnie zaskoczyć.'

W końcu twoje plecy dotknęły zimnych barierek. Niewiele myśląc przechyliłeś się do tyłu zostawiając mnie na dachu samą. Jednak najgorsze jest to, że nie zdążyłam ci powiedzieć:

'Kocham cię'

Kosz, Koszyk, Koszyczek Where stories live. Discover now