Poprawiłam podpaskę i razem z moją NAJLEPSIEJSZĄ BFF ruszyłam w stronę sali od matematyki. Wyciągnęłam zeszyt z reklamówki i położyłam go na ławce. Koło mnie siedziała Dżesiii, jak zwykle.
-Dzień dobry - powiedział nauczyciel. Pan Cyc był starym mężczyzną, którego bebech był większy niż beczka na wodę. Siwe włosy tworzyły poziomy pas na jego głowie, a mały nos, z którego wyrastały długie, czarne włosy, nie pasował do jego osoby - Wszyscy są?
Jego głos był strasznie piskliwy, niczym głos chłopca, który przechodzi mutację.
Zaczęłam robić samolociki z kartek papieru. Nigdy nie rozumiałam matematyki, więc zbytnio się nie wysilałam. W połowie lekcji zachciało mi się siku.
-Proszę pana, czy mogę iść do toalety? - spojrzał na mnie i kiwnął głową.
Gdy wyszłam z klasy od razu złapałam się za miejsce intymne, aby nie zeszczać się na środku korytarza. Wbiegłam do łazienki i otworzyłam pierwszą kabinę. Usiadłam na desce i westchnęłam. Po kilku minutach usłyszałam plusk i delikatnie oderwałam moją płaską dupę od kibla. Zobaczyłam wielkiego kloca, na co tylko zaśmiałam się. Mój śmiech przypominał odgłosy umierającej foki - tak przynajmniej słyszałam.
Zobaczyłam, że jest tu papier trzy warstwowy. Ja używam tylko jedno warstwowego, więc stwierdziwszy, że podcieranie może poczekać, ubrałam się szybko i zamknęłam za sobą drzwi.