Rozdział II

417 18 10
                                    

- Zobaczysz, ale musisz mi zaufać. Tam, gdzie chcę Cię zaprowadzić, będziemy bezpieczni i poznasz mojego przyjaciela. Zrobimy co w naszej mocy, aby Cię obronić, ponieważ to z mojej winy jesteś w to wszystko wmieszana.

Milczałam. On nie czekał na moją odpowiedź, tylko wyciągnął w moją stronę swoją rękę. Ja tylko stałam. Musiałam przetrawić to wszystko. Jednak po chwili namysłu podałam mu swoją rękę. Nie wiem dlaczego, ale... W jego oczach było coś, co od razu sprawiało, że mu ufałam. I... Uratował mi życie. Jestem mu to winna.

Złapał moją dłoń i zaczął nas prowadzić w tylko sobie znanym kierunku. Po kilkunastu minutach drogi, doszliśmy do starego magazynu, który był używany podczas wojny. Czasem znajomość historii się przydaje. Cały ten czas ani on, ani ja się nie odzywaliśmy. Bo o czym mieliśmy rozmawiać? O tym, że go nie znam? A może o tym, że mam coraz większe wątpliwości? Jednak mimo to, zaufałam mu.

~~~~

Po dotarciu na miejsce, weszliśmy do olbrzymiego hangaru. Czekało tam dwóch mężczyzn, których pierwszy raz widziałam na oczy. Jeden z nich, blondyn o intensywnie błękitnych oczach, które wyglądały niczym niebo, i umięśnionym ciele, stał z poważnym, lecz miłym wyrazem twarzy. Drugi był ciemnej karnacji, jego włosy były kruczoczarne, a na twarzy widniała broda połączona z wąsami.

Po podejściu bliżej do nich, mężczyzna, z którym tu przyszłam, zaczął:

- Steve, to jest ta dziewczyna, o której ci opowiadałem - zwrócił się do blondyna.

- Miło mi cię poznać - powiedział niebieskooki w moją stronę. - Nazywam się Steven Rogers, ale mów mi Steve - uśmiechnął się szczerze, co niepewnie odwzajemniłam.

- Ja jestem Sam Wilson - odezwał się brunet.

- Przez to całe zamieszanie nie zdążyłem ci się przedstawić - zaczął facet z metalową ręką. - Jestem James Barnes. Przyjaciele mówią mi Bucky, ale jestem też znany jako Zimowy Żołnierz...

- Ja nazywam się Rossaline Eastwood, miło mi - powiedziałam do reszty z lekkim uśmiechem. - Ale mówcie mi Ross.

- Eastwood... - powiedział James, który wyglądał na zamyślonego.

- No tak... Mniejsza, czekam na wyjaśnienia.

Bucky wziął głeboki wdech, ale mimo to się nie odezwał. Zachowywał się dziwnie. Stał w całkowitym bezruchu. Nie powiem, krępowało mnie to trochę. Jednak po dłuższej chwili spojrzał się na mnie, a nasze spojrzenia się spotkały. Był jakby trochę... Przestraszony?

Kątem oka zauważyłam, że blondyn szturchnął go lekko łokciem w bok. Ten od razu jakby wybudził się z transu i zaczął mówić.

- Tony Stark, znany też jako Iron Man, chce mnie zabić za to, że ja... Zabiłem jego rodziców - powiedział z trudem, tym razem nie patrząc na mnie. Zaciskał i rozluźniał lewą dłoń ze zdenerwowania.

Kiedy to powiedział, zatkało mnie. Momentalnie odsunęłam się od niego. On... Jest mordercą? Zaufałam komuś, kto zabija ludzi?

- Ale nie zrobiłem tego naumyślnie. Steve - wskazał głową na blondyna - pracuje w T.A.R.C.Z.Y., tajnej organizacji antyterrorystycznej i jest Kapitanem Ameryką. Obaj walczyliśmy w Drugiej Wojnie Światowej...

Zaskoczenie przewyższyło strach i odważyłam się mu przerwać:

- Chwila, chwila! Przecież Wy nie macie sto lat... Co nie?

- Spokojnie, dojdę do tego. Kontynuując, jesteśmy weteranami. Walczyliśmy z tajną nazistowską organizacją o nazwie Hydra. Podczas jednej mojej misji, Steve wtedy nie należał jeszcze do wojska, Hydra uwięziła mnie i przeprowadzała na mnie eksperymenty. Mój przyjaciel uratował mnie i resztę żołnierzy. Wtedy już był Kapitanem Ameryką. Kiedy mieliśmy przejąć pociąg wroga, miałem wypadek i spadłem w przepaść... Przeżyłem dzięki temu, że eksperymentowano na mnie. Hydra mnie odnalazła i zrobiła ze mnie Zimowego Żołnierza. Wyprali mi mózg i zaprogramowali tak, abym wykonywał wszystkie ich polecenia. I ponownie Steve mnie ocalił. Przez Hydrę mam to metalowe ramię - mówiąc to, podwinął rękaw bluzki, ukazując reszcie metalową ręke. - Jednym z moich zadań było wyeliminowanie Howarda Starka i jego żony, rodziców Tony'ego. On dowiedział się o tym na Syberii, ponieważ doktor Zemo puścił wideo, na którym było widać jak ich zabijam... Od tamtego czasu na mnie poluje. A teraz także na Ciebie.

- Rozumiem... Współczuję. Ale wyjaśnij mi jeszcze, jakim cudem jesteście tacy młodzi? Powinniście mieć około setki.

- Mamy ponad sto lat. Ja byłem trzymany w komorze kriogenicznej.

- A ja byłem skuty w lodzie przez siedemdziesiąt lat - odezwał się Steve. - Długa historia - dodał, kiedy zobaczył mój pytający wyraz twarzy.

- I co? Mamy się cały czas ukrywać i żyć w obawie, że ktoś chce nas zabić?

- Nic na to nie poradzimy, Ross.

- Nie prosiłam się o to. To miał być zwykły dzień, miałam pójść do nowej szkoły, poznać nowych przyjaciół, a nie uciekać przed facetem w zbroi, który czyha na moje życie, mimo iż nic nie zrobiłam. A to wszystko Twoja wina! - krzyknęłam w stronę bruneta. - Ty mnie wplątałeś w to wszystko!

- Uspokój się, proszę...

- Ależ ja jestem niesamowicie spokojna! Tak spokojna, że sobie stąd pójdę!

- Tak narazisz całą naszą czwórkę - powiedział blondyn i złapał mnie za ramię, kiedy chciałam opuścić ten stary magazyn. - Nie chcieliśmy Ciebie w to mieszać. To był przypadek, ale teraz zrobimy co możemy, aby Cię ochronić.

Spojrzałam na niego. W jego oczach było tyle przejęcia...

- Dobra. Zostanę - powiedziałam w końcu.

W odpowiedzi Steve kiwnął głową na znak, że rozumie i puścił moje ramię.

- Ja i Sam pójdziemy na zwiady. Sprawdzimy, czy jest bezpiecznie w okolicy. Bucky z Tobą zostanie.

Spojrzałam na mężczyznę z metalowym ramieniem, wciąż trochę niepewna czy aby na pewno to, co powiedział, było prawdą. Czułam, że ciągle mi się przygląda i, szczerze mówiąc, strasznie mnie to krępowało. Kiedy Sam i Steve wyszli, ja usiadłam pod jakąś ścianą. Chwilę później mój ''opiekun'' usiadł obok.

- Muszę przyznać, że za jedno dziękuję Starkowi - zaczął niepewnie.

- Za co?

- Przez to, że mnie gonił, poznałem wspaniałą dziewczynę.

- W sensie... Mnie? - zapytałam z ciekawości i odwróciłam głowę w stronę towarzysza.

- A czy widzisz tu jeszcze kogoś?

Nic nie odpowiedziałam. Nie sądziłam, że po tym jak na niego nakrzyczałam, on powie do mnie coś tak miłego.

- Przepraszam, że tak nawrzeszczałam na Ciebie.

- Nie szkodzi - uśmiechnął się lekko.

Odwzajemniłam ten gest. Może warto było mu jednak zaufać? Może mu naprawdę zależy, aby mnie ochronić?

Save Me || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz