Unsightly

6.8K 485 167
                                    


Ta noc była ciężka dla obu, jednak można było dostrzec pozytywy. Po tym jakże niecodziennym epizodzie, budzik o piątej pięćdziesiąt w poniedziałek był najgorszym co Harry mógł przeżyć. Za oknem było jeszcze ciemno, a telefon świecił mu niemiłosiernie w oczy, więc czym prędzej go wyłączył nie chcąc także obudzić Louisa. Chłopak zawsze spał dłużej i to on potrzebował więcej czasu na ogarnięcie się.
Z niesamowitym brakiem jakichkolwiek chęci do życia, Harry po dwóch minutach leżenia i wpatrywania się w czarną przestrzeń przed nim, stwierdził, że bardziej się nie obudzi i wywlókł się z cieplutkiego łóżka. Jego nogi owiało chłodne powietrze, a on jęknął czując okropne zakwasy w udach. Nie pamiętał kiedy ostatni raz je miał, może pół roku temu, ale tylko dlatego, że za dużo ćwiczył na uda. Tym razem nie była to wina ćwiczeń. Tylko Louisa.
Kuśtykając tak, by nie odczuwać większego bólu wyszedł z sypialni, w przedpokoju zapalił małą choinkę po ciemku, aby ułatwić życie Louisowi. Jego oczy bolały, głowa też, w stopy było mu zimno i w sumie trochę zazdrościł Louisowi, że on wczoraj wziął prysznic. Teraz Harry nie czuł się na siłach, ale nie było innego wyjścia; był spocony i śmierdzący. A to wina Louisa.
Szatyn za to smacznie sobie spał, nagi, okryty puchatą kołdrą. A Harry musiał zrobić mu herbatę. Czemu zawsze tak mu ulegał?
Teraz już pachnący, ubrany w dres i sweter i już wybudzony z nadal bolącym ciałem usiadł na drewnianym krześle w ciemnej kuchni. Za oknem nie było widać nic prócz granatowego nieba. Nie był to przyjemny widok, przynajmniej nie dla Harry'ego. Za to Louis uwielbiał zimowe noce; mroczne i mroźne.
O wilku mowa, pomyślał, kiedy w progu pojawił się szatyn. W samych białych i obcisłych slipkach, zaspany stał i przyglądał się Harry'emu zmrużonymi oczami. Styles nie potrafił odwrócić od niego wzroku. Kto by mógł? Przecież to anioł w czystej postaci z diabelskim charakterkiem. Jego ciemne rzęsy już z tej odległości Harry mógł dostrzec, to jak wywinięte były po głębokim śnie. Lub jego roztrzepane włoski, z lewej strony bardziej oklapnięte, co świadczyło o tym, że dobrze mu się spało na tej stronie. Później Harry spojrzał w dół bardziej przyglądając się spierzchniętym wargom, następnie jego wzrok zatrzymał się na obojczykach, gdzie dzisiejszej nocy zostawił kilka sinych śladów, które pięknie komponowały się z tą karmelową skorą, wciąż pełną letniego blasku. Boże, Harry kochał go tak bardzo. Ten malutki i mięciutki brzuszek, te krągłe biodra, które tak bardzo uwielbiał chwytać i obejmować i już nie puszczać. I te uda, pełne i jędrne i silne. I jeszcze drobne dłonie, tak jak jego nosek. Louis to po prostu ideał, bo kiedy on mówi, gdy słyszysz jego głos, to tak jakby w Alpach spadł pierwszy śnieg od wieków albo cały rok było zimno i ciemno, a następnego dnia budzą cię śpiewy ptaków i słońce. Louis był jego słońcem.
- Przestań się gapić. - warknął szatyn.
Co oczywiście nie zmienia faktu, że Louis był małym irytującym skrzatem, władcą dramatu, królewiczem denerwowania Harry'ego, który zawsze stawiał na swoim, bywał bezczelny, ale przy tym pełen jakiegoś cholernego uroku. Tak, to zdecydowanie był urok osobisty, którego używał na każdym kroku, by omamić Harry'ego. Może był jakimś pieprzonym czarownikiem i rzucił na niego zaklęcie by był na każde jego skinienie? To było całkiem możliwe.
- Przez ciebie wszystko mnie boli - dodał przechodząc obok Harry'ego, a on na chwilę zatrzymał wzrok na jego kroczu pod białym materiałem. - Zrobiłeś mi herbatę?
- Oczywiście. Dla królewicza wszystko. Rzuciłeś na mnie cholerny urok, przyznaj się. - rzucił Harry w jego stronę, zerkając ukradkiem na krągłe pośladki. Louis szukał czegoś w szafce nad nim i Harry wiedział czego.
- Słucham? - zdziwił się Louis opadając na krzesło obok ze słoiczkiem ciasteczek i swoją herbatą.
- No spójrz na siebie - westchnął Harry machając rękami na szatyna, który marszczył czoło nie bardzo go rozumiejąc. - Jesteś... to twoja wina. Wszystko mnie boli, wiesz? Gdyby nie ty, to..
- O co ci chodzi? To ty tego chciałeś! Zmusiłeś mnie! Ja prawie spałem - zaśmiał się dramatycznie Louis. Taka była prawda. Była druga w nocy, on sobie spał i nagle Harry zaczął się do niego dobierać jęcząc w kółko o tym jak bardzo napalony był. Gdyby nie jego pocałunki w szyje i głaskanie bioder prawdopodobnie by się nie zgodził. Ale kiedy Harry tak pięknie mówił mu o tym co zrobią i jak będą się czuć plus kilka "kocham cię, kurwa, tak bardzo" Louis nie mógł odmówić. Teraz miał za swoje.
- Nie zmusiłem cię - żachnął się Harry i prychnął, gdy Louis splótł ramiona na piersi. - No dobra. - przewrócił oczami i uśmiechnął się na zwycięską minę szatyna. - Co cię boli? - spytał już delikatnie i troskliwie. Nie chciał przecież zrobić mu krzywdy.
Louis jęknął odrzucając głowę do tyłu po czym wstał i wsunął się Harry'emu na kolana od razu obejmując ramionami jego szyję. Oparł czoło na barku i cmoknął jego ciepłą skórę.
- Boli mnie cały bok – westchnął, jakby miał się zaraz rozpłakać. Harry przyciągnął go bliżej siebie i pogłaskał jego prawe biodro.
- A mówiłem ci, żebyśmy zmienili pozycje, to nie. Jęczałeś tylko jak jest ci dobrze - odparł karcąco Harry, a Louis zachichotał - Potem nie słyszałem niczego więcej jak "mocniej, mocniej, mocniej" - dodał imitując krzyki Louisa z ich dzisiejszej nocy. Szatyn zarumienił się i klepnął go w ramię.
- Bo już zapomniałem jak masz na imię. - mruknął odwracając się, by sięgnąć po ciasteczko i włożył je szybko do buzi.
- Miałeś zapomnieć swojego imienia - oburzył się Harry ściskając mocniej boki chłopaka, na co on pisnął i zszedł z jego kolan wracając na swoje miejsce. Spojrzał na Harry'ego i wzruszył ramionami upijając gorącą herbatę.
- A ciebie co boli? - spytał Louis uważnie przyglądając się Harry'emu. Miał kilka zadrapań i sinych śladów na lewym udzie, więc się domyślał.
- Uda. - warknął Harry chowając twarz w dłoniach. Nie mógł chodzić. - Mam okropne zakwasy! Nigdy takich nie miałem. - mruknął na co Louis znów się zaśmiał - To przez twoje "mocniej".
- Hej! Ale było fajnie. Nie mów że nie. - zauważył Louis wpychając kolejne ciastko i popił je herbatą.
- Oczywiście że było, słońce. Zawsze jest - odparł z uśmiechem, co Louis odwzajemnił - Ale odłóż już te ciastka. To nie jest odpowiednie na śniadanie. Zrobię ci jajecznice. - Harry wstał i wertował szafki w poszukiwaniu patelni.
- Ale mój organizm po takiej nocy potrzebuje dużo węglowodanów - jęknął Louis stając za Harrym i objął go mocno. Wręcz ścisnął jego brzuch. Harry'emu nie wydawało się, by był zmęczony i obolały tak jak mówił.
- No to naleśniki - przystał jednak na poranną porcję słodkości. Louis w podziękowaniu cmoknął go w policzek i zniknął w ich sypialni, by się ubrać. Harry jeszcze przez chwilę uśmiechał się sam do siebie. Może i Louis miał swoje humorki, ale właśnie takiego go kochał.

Unsightly Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz