Ponownie siedzę na niewygodnym barowym stołku i sączę kolejnego drinka. Nie czuję już nawet jego smaku. Ani ostrego posmaku wódki, ani słodkiego dodatku. Jeszcze parę dni temu ten piekielny ogień w gardle, gdy jednym haustem przełykałem drinka, przypominał mi, że żyje. Teraz nie mam nawet tego.Nie mogę sobie przypomnieć, który wieczor z kolei spędzam właśnie w ten sposób. Wiem, kiedy przyszedłem tutaj pierwszy raz. Ale od tamtego momentu minęły wieki. A przynajmniej dla mnie. Każdy cholerny dzień jest, jak niekończący się koszmar.
Widzę zawahanie barmana, gdy zamawiam ponownie kolejkę. Czuję, że zaczynam niewyraźnie mówić. Świat wokół mnie także dziwnie wiruje. To dobrze. To znak, że za chwile wszystko zniknie. Znajdę się w błogiej nieświadomości, a rzeczywistość będzie mnie mogła pocałować w tyłek. I będę mieć wszystko gdzieś...Aż do poranka, gdy wraz z kacem, wróci wszystko inne...
Budzą mnie promienie słoneczne, wpadające przez szparę w zasłonach. Czuję ogromny ból głowy i skręcający się żołądek. W takich momentach nawet mój organizm jest przeciwko mnie. Nic dziwnego. To nawet dobrze. To znaczy, że żyję. A muszę żyć.
Bo to obiecałem.
Na tę myśl jęczę głośno, porywam poduszkę spod głowy i rzucam nią przez cały pokój. Następnie z mojego gardła wyrywa się urywany śmiech, który równie szybko przeistacza się w szloch. Płacz? Już mnie to nie rusza. Że niby mężczyźni nie płaczą? Na jakim ty świecie żyjesz?
Ale trochę jest w tym prawdy. Wieki temu, nie przyznałbym się, że się rozpłakałem. Nawet na największych melodramatach trzymałem fason, by nie uronić nawet jednej, głupiej łzy. Nie miałem więc doświadczenia, gdy po raz pierwszy, po tylu latach płakałem, jak dziecko.
Wspomnienie tamtego dnia mnie przygniata. Odbiera oddech. Sprawia, że ponownie wracają te uczucia. Te, które próbuje stłumić, wyprzeć je ze świadomości. Bo one są niebezpieczne. Grożą, że mogę nie spełnić swojej obietnicy...
Złożyłem ją wieki temu. Pomiędzy białymi ścianami, ubrany w fartuch ochronny i maseczkę. Trzymając tę drobną dłoń i patrząc w umęczone oczy, które nawet wtedy wydawały się mi piękne. Nie było w nich strachu, czy złości. Znalazlem tam jedynie spokój. A to przerażało mnie jeszcze bardziej. Nie, bądźmy szczerzy, wtedy przerażało mnie wszystko. A najbardziej widok tej jednej osoby, leżącej na szpitalnym łóżku.
To było wtedy. Bałem się. Strach odebrał mi jasność myślenia. A ona to wykorzystała.
Wtedy zrobiłbym dla niej wszystko. Lecz ona chciała tylko jednego, więc jej to dałem. Moje słowo. Moją obietnicę...
W tamtej chwili nie zdawałem sobie sprawy, że można się bardziej bać. Jakże się myliłem. Teraz jestem przerażony. Jestem przerażony życiem.
Ona zawsze uwielbiała trzy słowa. Wczoraj. Dziś. Jutro.
Wczoraj, bo to były cenne wspomnienia.
Dziś, bo to były chwile, które zmieni we wspomnienia.
Jutro, ponieważ czeka ją tyle dobrych zdarzeń, które przechowa jako wspomnienia.
Mi zostało tylko "wczoraj". "Dziś" jest dla mnie nieważne. Wiem, że je zmarnuję. A "jutro"? Nie ma dla mnie jutra...
Żyję!
Stojąc na tym zapomnianym moście, krzyczę w przestrzeń tylko to jedno słowo.
Mam nadzieję, że mnie słyszy. Że wie, co robię, by jej nie zawieść. By nie złamać danego jej słowa.
Jak zmuszam się codziennie do wstania z łóżka, do jedzenia, do codziennych czynności. Wiem jednak, że i tak byłaby niezadowolona. Nie o takie spełnienie obietnicy jej chodziło. Wiem to, ale nadal nie mogę zrobić nic więcej.
Nie potrafię. Nie chcę.
Bo w tych chwilach, gdy się załamuje, mam ochotę przekląć wszystko i nie bacząc na konsekwencje po prostu sobie odpuścić.
Czy wiedziała, jak będzie mi trudno? Czy zdawała sobie sprawę, jak bardzo to wszystko mnie przerośnie?
Odpowiedź jest jedna - tak. Gdyby było inaczej nie wymusiłaby na mnie obietnicy.
Patrzę w dół, na rwący strumień wody, by po chwili zamknąć oczy. Biorę głęboki wdech, gdy lekki wiaterek owiewa moja twarz.
Wczoraj - moment, gdy byłaś przy mnie.
Dziś - chwila, którą muszę przetrwać.
Jutro - dzień, w którym znowu się spotkamy.
Rozwieram powieki i lekko się uśmiecham. Poczekam do mojego "jutra".
CZYTASZ
Yesterday, today and tomorrow ✔
Short StoryWczoraj. Dziś. Jutro... ...Będzie jakieś "później"?