Paranoid Park

144 23 5
                                    

Wpatruję się w mały, plastikowy kieliszek, wypełniony białymi pastylkami, których mam już dość. Od tygodni łykam je, za każdym razem powtarzając sobie, że to tylko kolejny krok do odzyskania Tae, ale nawet to przestaje pomagać. Czuję się jak najprawdziwszy wariat, chociaż wiem, że gdy tu trafiłem byłem zdrowy. To oni wmawiają mi szaleństwo i faszerują gorzkimi pastylkami bez żadnego działania.

W końcu przechylam naczynie, a pielęgniarka wręcza mi kolejne, tym razem z wodą. Yejin wygląda tak jak każdego dnia, gdy przynosi mi leki. Ten sam biały fartuszek, zielona wsuwka przytrzymująca kosmyk włosów nad uchem, idealny, czarny kok z grzywką jakby od linijki. Kiedy lekko łapie mnie za szczękę, bym uniósł głowę i otworzył usta, czuję jak lodowate są jej szczupłe dłonie. Gdy widzi, że połknąłem tabletki, układa swoje cienkie, popękane do krwi usta w uśmiech, który jak zwykle nie obejmuje oczu.

- Naprawdę nie wiem, po co to robię Jiminie - mówi przyjaźnie, sugerując mi, że wierzy, że bez kontroli i tak brałbym leki. Tak naprawdę wcale nie myśli w ten sposób. Jestem dla niej kolejnym wariatem zamkniętym w białym pałacu żyjących lalek. Jestem kolejną z tych marionetek, którym wmawia się chorobę, faszeruje tabletkami, narzuca rytm dnia i mówi, że to wszystko dla ich dobra.

Nie twierdzę, że wszyscy tutaj jesteśmy w pełni zdrowi, ale też nie sądzę, byśmy wszyscy postradali zmysły. Często siedząc w świetlicy lub ogrodzie zastanawiam się ilu z pacjentów wokół mnie naprawdę potrzebuje pomocy. Już nie próbuję sprawdzać, bo problem chorób psychicznych jest taki, że nie musisz widzieć objawów.

Myślałem na przykład, że Hoseok jest taki jak ja. Nie widziałem w nim szaleństwa. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy i nigdy nie miałem podejrzeń, że coś może być nie tak. Ale którejś nocy Hobi zaczął się ranić. Nie miał nic ostrego, więc gryzł swoje ręce do krwi. Zalewał się przy tym łzami, jego oczy błądziły szaleńczo, wykręcały się, jakby chciał spojrzeć w głąb swojej czaszki, a każde kolejne ugryzienie wywoływało u niego większy ból. Mimo to, nie przestał, póki nie powstrzymali go pielęgniarze...

Z Jinem natomiast nie było mowy o pomyłce. Był chory, ale nie przeszkadzało mi to. Dzielenie z nim pokoju oznaczało, że terapia skutkuje, więc można bez obaw o jakiś atak szału pozostawić mnie z inną osobą. Nie mam ataków, chociaż oni twierdzą inaczej. Ja tylko czasem denerwuję się troszkę bardziej, ale to zostaje w moich myślach, nie robię nikomu krzywdy. Tae zawsze mi mówi, że to w porządku, bo nikt nie jest silny i cierpliwy przez cały czas, a wyobrażanie sobie czegoś, nie zrani nikogo.

Teraz, gdy Yejin stoi przy łóżku Jina i tupie zirytowana, bo on nie chce otworzyć ust, jestem zły. Dlaczego nie może go po prostu poprosić, tylko pcha te swoje łapy kostuchy do jego twarzy?! Przecież wszyscy wiedzą, że tylko Namjoon może dotykać Jina. Seokjin nie lubi cudzego dotyku i nie mówi, chociaż potrafi. Czasem mam wrażenie, ze boi się swojego głosu. Tylko, gdy odwiedza go blondyn trochę się zmienia. Kładzie mu głowę na kolanach, pozwala gładzić swoje włosy i bardzo cicho szepcze. Czasem mam wrażenie, że rusza jedynie ustami, których nie opuszczją dźwięki, ale Nam go rozumie i zawsze odpowiada.

Widzę jak Yejin zaciska dłonie, tak, że paznokcie mogłyby je przebić. Brunet też to widzi i w końcu otwiera usta, w oczach ma strach. Kobieta odchodzi zadowolona, a ja naprawdę mam ochotę coś jej zrobić.

Chciałbym złapać jej głowę w dłonie i położyć kciuki na powiekach. Byłaby skołowana, może wystraszona, a może bawiłoby ją to, bo nie wiedziałaby, o co chodzi. Naciskałbym, coraz mocniej, aż zaczęłaby krzyczeć i wyrywać się. Nie puściłbym jej, a jedynie wciąż pozwalałbym swoim palcom zatapiać się w jej oczodoły, poruszałbym nimi, by czuła wszystko jak najdokładniej i wiedziała, że nie może uciec. Krzyczałaby coraz głośniej, a krwawe łzy moczyłyby jej policzki. Wreszcie skończyłbym, a jej umęczone ciało upadłoby na ziemię. Czołgałaby się, na ślepo szukając drzwi, a ja patrzyłbym jak krew brudzi jasną podłogę i śmiałbym się cicho, podchodząc do niej. Co jakiś czas zatrzymywałbym się, by dać jej nadzieję, a później przyspieszałbym.

Paranoid Park |vmin| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz