2.

68 12 12
                                    

Alex Mills

Ze snu wyrwała go seria tajemniczych dźwięków. Z niechęcią opuścił ciepłe łóżko. Rozejrzał się wokół i stwierdził, że jest sam, po czym na wpół przytomny otworzył okno. Coś małego ze świstem przeleciało tuż obok jego głowy, wpadając do pokoju. 

- Kamyk? Serio? To zamach czy jakaś tajna typowo filmowa schadzka? 

Na podwórku stały dwie znajome postacie. Od stóp do głów ubrane były na czarno, brakowało im tylko kominiarek. 
Muriel, wraz ze swoją znudzoną miną, stała nieco dalej. W jednej ręce trzymała podręcznik, w drugiej zaś paczkę ciastek. Zmierzyła Alexa znudzonym wzrokiem. Sprawcą zamieszania okazał się być nie kto inny, niż Lou. Splątane włosy o rudym odcieniu opadały na jej owalną twarz. Kurtkę miała ubłoconą, o butach nie wspominając, a w zaciśniętej pięści trzymała drewnianą procę. 

- Mam dziś ochotę kogoś wkurzyć - oznajmiła z grobową miną.

Alex parsknął śmiechem. 

- I padło na mnie, tak?

- Na kogoś musiało. - Muriel nie grzeszyła cierpliwością. - Pospiesz się. Masz pięć minut. - Sugestywnie wskazała na swój nowy zegarek od Daniella Weillingtona.

Sześć minut później, Alex był już gotowy. Bez śniadania i nieuczesany, ale gotowy. Odpalił starego Jeepa, a gdy cała trójka siedziała już w środku, odezwał się: 

- Dwa pytania. Po co my w ogóle idziemy dziś do szkoły i kto dał Lou procę? 

Muriel przewróciła oczami. 

- Idziemy do szkoły, ponieważ rok szkolny nadal trwa...

- ... więc Muriel do końca musi udawać, że coś robi. A my, jako oddani przyjaciele, wiernie podążamy za jej krokiem. - Na twarz Louisy wstąpił przebiegły uśmiech.

- Pff... Wcale nie musicie za mną łazić, giermki. - Blondynka wskazała ręką na trzymany przez dziewczynę przedmiot. - Kto ci to dał?

- Ashton. 

- Twój brat jest tak samo nieodpowiedzialny jak ty. Oddaj to, zanim zrobisz nam krzywdę. Mówię poważnie.

- Nie. 

- Ale z ciebie dzieciak, Louisa... Gorszy niż moja siostra. Alex, zrób coś. 

Alex podgłośnił radio, nie zwracając uwagi na walkę toczącą się na tylnym siedzeniu. Jego myśli od kilku dni zajmowała tylko koszykówka, bo na ostatnim meczu został zauważony przez trenera znanego klubu. Ten ni stąd, ni zowąd zaproponował mu współpracę. Tak niecodziennej propozycji chłopak nie mógł odrzucić. I wszystko mogłoby być piękne i cudowne, ale przecież rzadko kiedy coś idzie po naszej myśli, prawda? Alex miał już swoją drużynę. W tym miesiącu zaczynały się ważne eliminacje. Nie mógł zostawić chłopaków. Skąd wzięliby nowego zawodnika w tak szybkim czasie? Krótko mówiąc, szykował się konflikt tragiczny. 
Do szkoły dotarli przed trzecią lekcją. Gdy tylko przekroczyli próg szkoły, każde z nich poszło w swoim kierunku. Nikt nie zwrócił specjalnej uwagi na ich spóźnienie. Szkoła liczyła około sześciuset uczniów, więc zapracowani nauczyciele nie mieli czasu, by dręczyć wagarowiczów. 
Alex niespiesznie ruszył w stronę męskiej szatni. Gdy tylko otworzył drzwi, od razu uderzył w niego powalający zapach. Dosłownie go powalił. Smród potu zmieszanego z męskimi perfumami rozchodził się po całym pomieszczeniu. Tutaj nie zapuszczały się nawet te najbardziej wytrwałe ze sprzątaczek. A szkoda... Chłopak wziął głęboki wdech i wszedł do szatni. Akurat trafił w sam środek kłótni.

- ...bo to gra zespołowa, idioto! Biegniesz sam z piłką i liczysz, że trafisz z połowy boiska? Masz się za Michaela Jordana?! 

Czerwony z gniewu Daniell Anderson miał głos jakby mówił przez megafon. Źle to wróżyło. 

JEZIORO BEZ DNAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz