Czarnowłosy, niski mężczyzna siedział na skórzanym, wygodnym fotelu, wpatrując się w szklankę wypełnioną ciemnym alkoholem. Poruszył delikatnie ręką, nakazując cieczy zafalowanie.
- Smakuje? - zapytał się go wysoki, dobrze umięśniony blondyn, opierający się swoim ramieniem o ścianę.
- Nie pogardzę - fuknął ten, po chwili wypijając pozostałą zawartość naczynia jednym łykiem. Odstawił je niedbale na drewniane, zabytkowe biurko, po czym rozkazał: - Dolej.
Erwin pokręcił głową, jakby w geście niedowierzania. Jego kąciki ust delikatnie się podniosły w formie uśmiechu. Podszedł wolnym krokiem do mebla, po czym ponownie wypełnił szklankę po brzegi. Sobie nie dolewał. Obszedł biurko, stając za Leviem.
Jego Leviem.
Pogładził delikatnie jego ramię, na co czarnowłosy drgnął. Nie lubił dotyku. Nie pozwalał się dotykać. Jednak teraz był obojętny. Chciał być obojętny. Jego chłodny, znudzony wyraz twarzy nie zmienił się. Nie miał powodu, by się zmieniać. Blondyn nieznacznie nachylił się do jego ucha, po czym wyszeptał, jakby zadziornie, ale też czule:
- Obawiasz się?
Niby czego miał się obawiać? Doskonale wiedział, czego chce Erwin. Chciał go. Czuł to. Widział. Wiedział. Nawet słyszał. Zdawał się słyszeć jego nierówne bicie serca, jego przyspieszony oddech. Napawał się tym. Czuł niepohamowaną chęć delektowania się tym dziwnym uczuciem. Uczuciem, które nigdy dotąd go nie spotkało.
- Nie - odpowiedział po chwili, dumnie wypijając zawartość szklanki.
Był odporny na ból. Na cierpienie. Na krzywdę. Tak samo swoją, jak i innych. Nie bał się Erwina. W końcu był najsilniejszym żołnierzem ludzkości. Jak on mógłby się kogokolwiek obawiać?
Blondyn musnął czule wargami płatek jego ucha. Levia przeszedł zimny dreszcz. Może nie miał racji? Może się obawiał? Wyższy mężczyzna ułożył dłonie na barkach czarnowłosego, po czym zjechał nimi niżej i zaczął powoli, z gracją rozpinać guziki jego koszuli. Ackermann wpatrywał się tępo w przestrzeń. Czekał. Chciał to już zacząć. Chciał to już skończyć. Sam nie wiedział, czego pragnie. Był rozdarty. Pod maską obojętności on także miał uczucia. Co prawda zniszczone, splamione, zepsute. Jednak miał.
- Chyba musimy iść na łóżko - z transu wyrwał jak zwykle opanowany głos Smitha.
Levi tylko westchnął cicho, po czym wstał, do końca ściągając z torsu swoje ubranie. Rzucił je niedbale na podłogę, co zdziwiło blondyna. Jego pedantyczna natura nigdy by na to nie pozwoliła. Czy był aż tak obojętny na to, co właśnie ma się wydarzyć?
Usiadł powoli na miękki materac, by po chwili zacząć ściągać swoje buty. Je także z obojętnością rzucił gdzieś w kąt. Nie miał teraz ochoty na swoje pedantyczne, perfekcyjne pobudki. Chciał to zacząć i skończyć. Rozpiął swoje spodnie i zdjął je, by zaraz położyć na ramie łóżka. Nie złożone, lecz pogniecione. Został w samej bieliźnie. Spojrzał wyczekująco na Smitha. Rozłożył ręce w geście pozwolenia.
- Jestem twój - jak zawsze chłodny, nie wyrażający żadnych emocji głos uraczył swoją obecnością sypialnię Erwina. Levi zachowywał się co najmniej dziwnie, jednak było mu to na rękę. W końcu był jego.
Jego Levi.
Dobrze zbudowany mężczyzna nachylił się nad tym niskim, drobnym, czarnowłosym. Delikatnie, aczkolwiek pewnie złączył ich wargi, po chwili wsuwając gorący język do środka. Drażnił nim ten jego. Czuł całym sobą, jak Levi się rozluźnia. Jak pozwala. Jak oddaje pocałunek.
CZYTASZ
Jego Levi ✓ | eruriren
FanfictionUparty Erwin. Niedoświadczony Eren. Obojętny Levi. Ich Levi.