PROLOG

178 21 7
                                    

Wyobraź sobie wszystkich ludzi dzielących ze sobą cały Świat.

Tęższy i stanowczo lepiej zbudowany z dwójki mężczyzn ukrytych na zapleczu zatęchłej pierogarni świeci drugiemu w oczy wyświetlaczem. Z ciemności wyłania się zastygła w skupieniu twarz młokosa, z wystraszonymi króliczymi oczyma i pozbawionym zarostu obliczem, buźka raczej, która po chwili natrętnego oczekiwania ponownie wtapia się w monochromatyczne tło.

­— Nie wierzę w umiejętności twojego telefonu, Aleksy — słychać głos młodszego i to, jak ze strachu przełyka ślinę głucho. – Dobra komórka to ciężka komórka, co by się podczas akcji nie zepsuła. Jak ona w ogóle odbiera sygnał? Tak bez anteny? Zobaczysz, przez tego twojego smartfona przeoczymy wiadomość i całą naszą misję szlag jasny tra... — natychmiast milknie, podskakując na sam dźwięk hałaśliwego rocka dochodzącego z głośników komórki, a gdy Aleksy triumfalnie podsuwa mu ją do rąk, nieporadnie ślizga palcami po ekranie — ...jak to się... halo?

Zaplecze naraz rozświetla się od bujającej się pod obskurnym sufitem żarówki, a drzwi z wywieszką „własność Pierogarni mateczki Siergiejowej nie zastawiać" niemal wyskakują z zawiasów, gdy do środka wpada dwójka nowych. Najpierw pokazuje się burza ognisto-rudych loków, a dopiero później ich właścicielka w kradzionym i przydużym uniformie kelnerki. Zaraz za nią wsuwa się okularnik w lenonkach i wykrzywionej twarzy pokrytej niezdrowym trądzikiem.

— Uszy mnie nie mylą? The Clash? — rozemocjonowane pytanie dziewczyny uciszone zostaje przez wzrok Aleksego.

— Nie zadawaj głupich pytań, tylko wyskakuj ze spódniczki — wcina się długowłosy w lenonkach, ze stresu odpalając fajkę od filtra. – Alina zaraz przyjdzie na nocną zmianę i jeśli zorientuje się, że Ida biega w jej uniformie, wszystko się wyda. Niech to szlag! — klnie, zgniata płonącego papierosa wytartymi trampkiem i sięga po następnego, pośpieszając trefną grupkę błagalnym spojrzeniem. — Nie mogę was już tu dłużej ukrywać.

— I tak wiele zrobiłeś — Aleksy łapie przelotne spojrzenie z chuchrem kończącym przyciszoną rozmowę telefoniczną, a gdy chłopak kiwa głową twierdząco odwraca się do długowłosego w lenonkach, poklepując go po plecach. — Nie każdy miałby w sobie tyle odwagi, by ukrywać trefną grupę, na której ciąży nakaz aresztowania. Ty podołałeś. Jeśli nam się dzisiaj powiedzie, kraj ci tego nie zapomni. Orły nie zapominają, pamiętaj.

— Aleksy skarbie, wystarczy na dzisiaj tej martyrologii – Ida w samej bieliźnie rzuca w palącego dzieciaka kradzionym uniformem i stęka przy wsuwaniu spodni na nogi, ale w międzyczasie jakimś cudem znajduje chwilę by rzucić mężczyźnie pełne pobłażania spojrzenie. – Młody i tak bawi się w chojraka, skoro zgodził się na pracę w Dzień Zwycięstwa. Mówię ci, od tego się zaczyna. Arbajt 9 maja dobrze wygląda w więziennych papierach. Orły przyjęłyby cię z otwartymi skrzydłami!

Aleksy nawet na nią nie patrzy, a tylko bierze pod rękę dwójkę swych podopiecznych i, uprzednio żegnając się z młodym w lenonkach, rusza z dzieciakami przez lokal na zewnątrz. Majowe powietrze owiewa ich zmęczone twarze i pieści rzewną melodią orkiestry ogłaszającej Pobiedę po raz siedemdziesiąty.

Wyobraź sobie, że nie ma podziału na kraje. Nie ma powodu do zabijania lub poświęcania życia. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących w pokoju.

Przecinają uliczki, które jeszcze rano pełne były od ścisku obywateli bawiących się na defiladzie, teraz jednak świecą pustkami. Przed sobą mając jasno obrany cel, płytowy cud techniki z siedzibą lokalnej telewizji, biegną w jego stronę zgięci w pół. Aleksy dopada do tylnych wejść wieżowca pierwszy i nieomal zachłystuje się na widok krępej sylwetki mężczyzny ukrytej w cieniu recepcji. Rozkłada ręce, oddzielając nieznajomego od Idy i Bławatka, ale gdy ten wchodzi w krąg światła z ich latarek, wypuszcza powietrze z płuc z niewyobrażalną ulgą.

Kwiaty łzami karmioneWhere stories live. Discover now