Taemin od zawsze lubił obserwować ludzkie cienie. Bawił go ich karykaturalny, zmienny kształt i sposób, w jaki każdy z nich uparcie pozostawał przyklejony do swojego właściciela, wiernie za nim podążając. Nieważne jak bardzo próbowało się go zgubić, cień zawsze trwał na swoim miejscu. Niczym niemy opiekun, dyskretnie prześlizgujący się po złoconych słońcem fasadach i chodnikach, po cichu doglądający każdego kroku swojego właściciela. Największe wrażenie cienie robiły latem, w późnych godzinach popołudniowych, kiedy dzień powoli zmierzał ku końcowi. Wtedy to właśnie, światło zachodzącego słońca przybierało tę szczególną, rdzawą barwę, która tak pięknie wyostrzała każdy kontur, każdy rys, i z pełną swoją okazałością zalewała wąskie uliczki swoim ostatnim tchnieniem. W tym czasie cienie odbywały swój triumfalny pochód po mieście, zaglądając w każdy oświetlony kąt, wdzięcząc się na każdej ścianie i w każdym zaułku, jakby celebrując swoją potęgę, która wkrótce miała osłabnąć w fałdach nocy i w wątłych kręgach ulicznych latarni.
Popołudniowe parady cienistych zjaw zawsze prezentowały się tak samo urzekająco. Taemin podziwiał każdą z nich, w zadumie rozważając istotę owych zwiewnych, upartych bytów, wiernie podążających krok w krok za swoim panem. Jednocześnie zadziwiało go, że ludzie przeważnie zupełnie je ignorowali, jakby kompletnie zapominali o ich istnieniu. Nie rozumiał tego dziwnego zobojętnienia. On sam znał swojego dyskretnego towarzysza bardzo dobrze. Wiedział, że jego cień ma nieco chudsze ręce, niż on sam, i że jego nogi wydłużają się wraz z każdą popołudniową godziną. Wiedział, że jego cień lubował się w migotliwym świetle zachodu, ale nie przepadał za chorobliwą jasnością lamp we wnętrzach budynków. Wiedział, że jego cień podzielał jego zamiłowanie do biegania, ale potrafił też razem z nim godzinami przesiadywać na parkowym murku, ograniczając się jedynie do rytmicznego spacerowania wokół swojego pana. Zupełnie, jakby tańczył z przesuwającym się po nieboskłonie słońcem.
Taemin lubił swój cień. Nie potrzebował do towarzystwa nikogo innego.
Zdarzały się jednak momenty, w których wzrok chłopaka mimowolnie wędrował ku innym spacerującym po chodnikach przechodniom. Taemin obserwował ich z daleka, zawsze zachowując bezpieczny dystans. Nigdy nie czuł się zbyt komfortowo w towarzystwie innych osób. Dużo swobodniej było mu przechadzać się wraz z swoim własnym cieniem, nie martwiąc się kłopotliwymi rozmowami, i jeszcze bardziej problematycznym spoglądaniem ludziom w twarz. To ostatnie szczerze Taemina przerażało, unikał więc wszelakich sytuacji, w których musiałby się zdobyć na ten trudny czyn. Dlatego rzadko przyglądał się obserwowanym przez siebie osobom. Zamiast tego badał wzrokiem ich cienie, próbując po samym ich zniekształconym zarysie odgadnąć cechy i wygląd właściciela. Tak było dobrze. Wygodnie. Bezpiecznie. I tylko czasem jego własny cień zdawał się wydłużać nienaturalnie, jakby tęsknił za towarzystwem. Jakby czuł się samotny.
Wszystko jednak zmieniło się pewnego słonecznego popołudnia, kiedy to do wylegującego się na chodniku cienia Taemina dołączył nowy, tajemniczy zarys sylwetki. Chłopak mimowolnie się spiął, wyczuwając, że ktoś usiadł po drugiej stronie jego ulubionej parkowej ławeczki. Nerwowo zacisnął dłonie na krawędzi koszulki, ale nie uniósł wzroku, w dalszym ciągu uparcie wpatrując się w rozgrzany lipcowym słońcem bruk przed sobą. Miał nadzieję, że nieznajomy przysiadł tam tylko na chwilę, być może żeby odpocząć wobec letniego żaru, być może żeby zaczekać na kogoś, z kim się umówił, i że lada moment wstanie z drewnianej ławeczki, udając się w dalszą drogę. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Nieznajomemu najwyraźniej spodobało się to nasłonecznione miejsce, bo po chwili bezruchu, jego cień rozsiadł się wygodniej, nogi wyciągając przed siebie, a dłonie wspierając gdzieś z tyłu, za plecami. Taemin obserwował to z rosnącym uczuciem niepokoju. Takie sytuacje zdarzały się już wcześniej – w końcu to normalne, że ludzie bez pytania siadają na parkowych ławeczkach, każdy ma do tego równe prawo. Zazwyczaj jednak, Taemin po prostu opuszczał dane miejsce jako pierwszy, udając się na poszukiwania kolejnego dogodnego lokum na samotne rozważania.
CZYTASZ
O chłopcu, który lubił obserwować cienie // 2min
FanfictionTaemin lubił swój cień. Nie potrzebował do towarzystwa nikogo innego.