- Karina wstawaj.- moje próby obudzenia tego śpocha zazwyczaj kończą się fiaskiem. Już miałam się poddać i pozwolić jej spać, a sama poszałym na nudne zajęcia, ale wpadłam na genialny pomysł. Bynajmniej moim zdaniem. - Karina, wstawaj przed drzwiami naszego mieszkania dobija się jakiś dosyć przystojny i wysoki rudy facet w żółtej koszulce z czarnymi paskami z boku. A jak się odwrócił to miał na niej napisany numer...- Nie dane było mi dokończyć, bo Karinuch usiadł na łóżku i czym prędzej poleciał do drzwi. Mówiąc coś więcej po drodze do drzwi wejściowych
- jedynaście. Gdzie jest Mój Marco?- spytała wracając do swojego pokoju - Chyba go nie wystraszyłaś? Mówiłam ci, że jak jakiś piłkarz się pomyli i tutaj trafi to masz do zawsze mnie dzwonić...- Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale musiałam jej przerwać
- Uciekł, tak jak nasz autobus pięć minut temu
- Zniszczyłaś tę romantyczną chwilę i zabiłaś moją nadzieję że chociaż rudzielec się mną zainteresował. Idę skoczyć z dywanu żegnaj- powiedziała smutno i poszła do salonu.
- Karina, ale my nie mamy dywanu- pwoedzlałam ledwo powstrzymują wybuch śmiechem
- Wiem, dlatego to powiedziałam. Skoro już jesteśmy spóźnione to nie widzę sensu iść na zajęcia
- No ja też, więc co robimy?
- O kurde. Na śmierć zapomniałam
- O czym?- Byłam zdziwiona, dobrze wiem, że Karina lubi zapominać o wszystkim i o wszystkich, ale nigdy nie było, aż tak źle
- O biletach na dzisiejszy mecz Borussii Dortmund- byłam przerażona
- Chyba bilecie- Zacisnęłam delikatnie powieki, mając nadzieje że moja przyjaciółka się pomyliła
- Nie, dwóch, a ty idziesz ze mną. Może w końcu rudy zwróci na mnie uwagę- Moja mina zdradzała niezadowolenie, a nawet nieuzasadnioną niechęć do tego sportu, zdaniem mojej przyjaciółki. Nie mam pojęcia co ona widzi w tym sporcie. 22 facetów biegających za jedną piłką, a i tak zazwyczaj wygrywa Borussia po strzale rudzielca.
- Idź sama, albo z kimś innym
- Mowy nie ma, musisz iść ze mną, tym razem nie uda ci się wywinąć, doskonale wiem, że nie masz żadnych planów na dzisiaj.- O nie. I co ja mam jest teraz powiedzieć? Przecież jak ona sobie coś postanowi to nawet ja nie mam nic do powiedzenia.
- Naprawdę muszę? Wolała bym poćwiczyć, aby moja i tak słaba już kondycja nie zmalała bardziej
- Proszę cie. Myślisz, że uda ci się mnie na to nabrać? Codziennie wstajesz ze wschodem słońca, kładziesz się spać po północy. Czasami zastanawiam się czy ty choć chwilę przestajesz ćwiczyć.- niestety ma rację. Nie mam już pomysłów, aby poszła na ten mecz z kimś innym, wiec nie zostało mi nic innego jak się zgodzić.
- Dobra, ale to pierwszy i ostatni raz gdy z tobą idę na ten przeklęty stadion- gdy moja przyjaciółka to usłyszała
- Jej. Muszę ogłosić to całemu Dortmundowi. - Moja przyjaciółka podeszła do okna i już miała je otworzyć, gdy w tedy naprawdę było słychać dzwonek do drzwi. Karina odeszła od okna, podeszła do mnie i popchnęła w stronę drzwi wyjściochych, sama natomiast zniknęła za powłoką oddzielającą mnie od jej pokoju. Nie miałam zbytnio wyjścia, bo osoba po drugiej stronie najprawdopodobniej zabłądziła, bo nikogo, ani ja, ani moja współlokatorka się nie spodziewała.
- Otwieraj- usłyszałam nie znany mi dotąd głos. Ze strachu wykonałam polecenie osoby stojącej za drzwiami
⚽⚽⚽⚽⚽⚽
Od autorek:
Taki polsacik. Następny rozdział za około 2 tygodnie. Czekajcie cierpliwie