Do domu

580 62 33
                                    


- Aż tak się denerwujesz? – Viktor z niepokojem patrzył na trzęsącego się Yuuriego. Im bliżej Japonii byli tym drgawki stawały się coraz silniejsze.

- A jak myślisz? – warknął Yuuri i, dla odmiany, zamiast wyłamywać sobie palce, zaczął obgryzać paznokcie. – Przecież oni mnie zabiją!

Viktor nie mógł się nie uśmiechnąć. Panika chłopaka była nawet, na swój pokręcony sposób, urocza.

- Nie będzie tak źle. Przecież powiedziałeś już Mari i Minako-san. I jeszcze jakoś żyjesz.

- Ale rodzice to, co innego! – Yuuri poczuł jak zaczyna się u niego, pierwsza faza nerwowego rozstroju żołądka. Zgiął się w pół jęcząc tak głośno, że pozostali pasażerowie samolotu rzucili mu zaciekawione, i trochę przerażone, spojrzenia. Co tylko spotęgowało złe samopoczucie młodego Japończyka. – Gdybym, chociaż przywiózł złoto...

- Hej! – Teraz Viktor na serio się przestraszył. Jeśli do ogólnej paniki dojdzie jeszcze depresja spowodowana przegraną w finale może mu się nie udać postawić Yuuriego do pionu. Przez kilka następnych miesięcy. – Przecież wieziesz! – Złapał dłoń chłopaka, w duchu, zawodząc nad stanem jego paznokci. Ten na palcu wskazującym był obgryziony aż do krwi. – Szczere złoto! – Uśmiechnął się trąc obrączkę.

Jednak Yuuri nie podzielał jego zachwytu. Wyrwał rękę z uścisku Rosjanina udając, że nie słyszy jęku zawodu.

- Dobrze wiesz, że nie o tym mówiłem. Chodziło mi o medal!

Viktor nie dał się tak łatwo zbić z pantałyku. Zwłaszcza, że teraz Yuuri wyglądał naprawdę uroczo! Uwielbiał, gdy jego mały prosiaczek się denerwował. Ale tylko z dala od lodowiska.

- Jeśli tak bardzo ci na tym zależało trzeba było powiedzieć. W domu mam, co najmniej pięć złotych medali. Jeden bym ci wypożyczył. Oczywiście nie za darmo! – paplał cały czas się uśmiechając. Liczył, że jego dobry humor w końcu przejdzie na Katsukiego. Srodze się jednak pomylił. Zamiast pocieszyć, tylko zdołował chłopaka.

- Tak! Chwal się dalej. – burknął Yuuri nie wiedząc czy ma być zły, załamany, przestraszony, obrażony czy po prostu zdołowany. Każda z opcji pasowała do jego aktualnego stanu. Przedzawałowego.

- No już, już... - Viktor zrozumiał, że przegiął. Złoty medal był czymś, czego obaj pragnęli. Z tym, że Yuuri bardziej. Naprawdę chciał wygrać tegoroczne finały oraz zmyć z siebie hańbę porażki jakiej doznał rok temu. I prawie mu się udało. Różnica pomiędzy nim i Yurio była praktycznie znikoma. Tym bardziej bolało drugie miejsce. – Przepraszam Yuuri... - Znów złapał dłoń Japończyka nie mogąc patrzeć na krew płynącą z rozszarpanej skóry, tuż przy paznokciu. – Chciałem cię jakoś rozweselić.

-Kiepsko ci poszło. – Tym razem nie wyrwał ręki. Może, dlatego, że ból brzucha przybrał na sile? Czuł, że jeśli zaraz nie wylądują - zwymiotuje. – Viktor... Ja się naprawdę boję! – Spojrzał na Rosjanina chcąc w jego błękitnych oczach zobaczyć coś, co choć trochę, podniesie go na duchu. I udało mu się. Bowiem Viktor... Patrzył na niego wzrokiem pełnym miłości. Miłości tak silnej, że nawet porażka w finale Grand Prix nie była w stanie jej zachwiać. A mimo to zbyt małą, by całkiem odegnać strach.

- Ale Yuuri... - Starając się jakoś przezwyciężyć niesprzyjające przytulasom samolotowe wnętrze, spróbował objąć partnera. – Nie masz się, czego bać. Będę przy tobie.

-Wiem... I to jest właśnie cały problem. TY będziesz. A nie jakaś seksowna, śliczna, miła i na dodatek skromna dziewczyna...

- Serio? Tak twoi rodzice wyobrażają sobie synową doskonałą?! – Viktor aż pisnął z oburzenia. – Toż to woła o pomstę do nieba! Całkowity brak szacunku do kobiet! A co z brzydkimi, pulchnymi...

Do domuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz