Rozdział 1

600 58 66
                                    

 Warknęłam sfrustrowana, patrząc na nieporadne zaczątki nowego projektu. Za każdym razem, to samo. Wpierw euforia, później ten kac moralny, kiedy nic z założeń nie pasuje do całości. W takich chwilach, jak ta, zawsze mam ochotę rzucić czymś o ścianę. Najlepiej jeśli jest to mój laptop, a raczej ten cholerny program do projektowania obwodów drukowanych, który jest na nim zainstalowany. Inżyniera mi się zachciało, a teraz płacę za policealną głupotę.

Spojrzałam ponownie na plątaninę elementów, czekających, aż umieszczę je w odpowiednich miejscach. Odetchnęłam, próbując zachować spokój. Musiałam skończyć ten układ, terminy mnie goniły. Zbierając w sobie resztki determinacji, ponownie rozpoczęłam mozolną pracę. Powinnam dostać podwyżkę za to poświęcenie.

Rozpracowując projekt po raz piąty, odkąd go dostałam, usłyszałam dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Skupiłam się przez chwilę na tym dźwięku. Serce zaczęło bić mocniej w mojej piersi. Wiedziałam kogo mogłam się spodziewać, ale tak bardzo nie chciałam na niego trafić tego dnia.

W jednej chwili byłam świadoma każdej plamy po kawie na mojej koszulce, nieładu na głowie, a nawet tego jak wielkie cienie szpeciły mi twarz. Bezwiednie sięgnęłam po gumkę leżącą na stoliku przede mną i związałam szybko niesforne włosy. Nie wiele to dało, ale teraz chociaż mogłam powiedzieć, że to celowy zabieg i nikt nie powinien tego komentować. Czasem dobrze być kobietą.

Nie zorientowałam się, kiedy przybysze weszli do mieszkania. Jednym z nich na pewno był mój brat. Wszędzie rozpoznałabym ten głos. Alan, pomimo wieku dążącego do trzydziestki, brzmiał jak młody student, szczególnie kiedy się czymś zachwycał. Zupełnie jak teraz.

— Daj spokój! Ta twoja Marta nie była jakaś specjalnie ciekawa — odezwał się drugi z mężczyzn. Słysząc jego słowa, byłam pewna, że się śmiał. Widocznie właśnie omawiali dzisiejsze spotkanie.

Otrząsnęłam się i skupiłam swoją uwagę na monitorze, dokładnie w momencie, kiedy weszli do salonu. Próbowałam udawać, że ich nie widzę. Tak było łatwiej, kiedy własne serce łomotało jak szalone i nie byłam w stanie ufać temu, co mówiłam. Dokładnie pamiętałam ostatnią rozmowę z przyjacielem mojego brata. Minął od tego czasu tydzień, a nadal czułam gorąco na policzkach, kiedy nasze spojrzenia się spotykały.

Sama nie wiem, co mnie wtedy podkusiło. Wszystko układało się tak pięknie. Jak zwykle siedziałam w salonie, w naszym mieszkaniu i przeglądałam noty katalogowe jakiegoś mikrokontrolera, już sama nie pamiętam jakiego. Wtedy, zupełnie jak dzisiaj, Alan z Kacprem wrócili z podwójnej randki. Od jakiegoś czasu urządzali sobie cotygodniowe wypady, mając nadzieje na upolowanie jakiejś „interesującej samicy", jak to zwykł mawiać mój brat... ale mniejsza o to.

Tamtego dnia, Kacper dosiadł się do mnie i pierwszy raz, odkąd go znam, zaczął wypytywać o moje zajęcie. Byłam w tak ciężkim szoku, że wpierw wpatrywałam się w jego przystojną twarz z otwartymi ustami, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ocknęłam się z osłupienia, dopiero kiedy kilkukrotnie pstryknął mi palcami przed nosem. Jakby to nie było wystarczająco żenujące, zaraz po tym wyrzuciłam z siebie pierwszą lepszą myśl. Niestety, okazało się, że wyjawiłam mu moje uwielbienie względem jego oczu. Tego zażenowania chyba nigdy nie wymażę z pamięci.

Westchnęłam ciężko, zapominając, że nie jestem sama w pomieszczeniu. W tym momencie, poczułam jak gęsia skórka przeszła po mojej skórze. Znowu obaj się we mnie wpatrywali.

— Cześć Zuza — przywitał się radośnie Kacper i rzucił się na kanapę zaraz obok mnie. Znowu! Jego kolano lekko dotknęło mojej nogi. Nie panując nad własnymi reakcjami, odsunęłam się minimalnie, przerywając kontakt.

Automatyka SercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz