- Hey Ann! Czekaj na mnie!
Robert biegnąc w stronę dziewczyny potykał się o własne nogi, lecz nie przeszkodzało mu to w ucieczce przed nieznanym mu człowiekiem.
Miał on długie, siwe włosy, straszne wychudzoną twarz i ostro zarysowane kości policzkowe. Wielkie sińce znajdujące się pod jego oczami informowały o długim braku snu. Był strasznie wysoki, lecz garbaty. Ubrany w długi czarny płaszcz, pod nim, starą już, wyszarzałą koszulę z niedokładnie zapiętymi guzikami. Podarte spodnie oraz niezadbane i brudne buty mówiły o braku pieniędzy na kupno nowej odzieży; równie dobrze, mogło to być najzwyczajniej wygodnie. Cały ubiór mężczyzny świadczył o jego starym wieku. Jednak jak na staruszka, chodzącego z laską u nogi, poruszał się niespodziewanie szybko.
Doganiając chłopaka złapał go za rękę i używając całej siły przyciągnął do siebie. Gwałtownie wgryzł się w jego ramię i z rozmachem odgryzł kawałek jego skóry. Słychać było jedynie wrzask. Nie jeden, może dwa, albo i więcej. Cierpiał, cierpiał tak mocno. Złapali też Ann. Ona krzyczała, krzyczała tak, że słychać ją można było w całym zamku. Czuł wtedy nie tylko swój ból, lecz także jej. Tak bardzo ją kochał. Stracili się nawzajem cierpiąc, cierpiąc razem.
-----------------------------------------------------------------------------------
Drzwi były zamknięte. Słychać było jedynie świerszcze oraz lekko szumiące morze, znajdujące się zaraz obok po wyjściu na zewnątrz. Amanda weszła do pokoju, dość obszernego z resztą. Był on bogato zdobiony rożnymi złotymi drobiazgami. To przy ramie obrazu, to przy łóżku lub komodzie. Zasłoniła długie, czerwone kotary po czym skierowała się w stronę krzesła aby zrzucić z siebie ubrania. Zostając w samej bieliźnie nieoczekiwanie do pokoju wszedł Will. Chłopak obrzucił swoją kochankę spojrzeniem wskazującym na to jak bardzo jej pragnie. Pragnie jej tu i teraz. Podszedł do niej obejmując dziewczynę od strony pleców, po czym obrócił ją w swoją stronę i zaczął namiętnie całować. Nie zdążyli nacieszyć się swoim towarzystwem gdyż usłyszeli krzyk. Nie jeden krzyk. Serię krzyków. Damski głos przedzierał się przez męski. Dość młody, wskazujący na parę nastolatków głos...
Amanda wzdrygnęła się i natychmiastowo przestała całować chłopaka. Ubrała na siebie szybko szaty, które przed chwilą zdjęła. Nie zwracając większej uwagi na Willa wybiegła pędem z pomieszczenia. Biegła bez opamiętania. Nie raz potykała się o swoje nogi, nie raz upadła. Za każdym razem jednak się podnosiła. Zaczęła głośniej oddychać, bicie jej serca się zwiększyło. Amanda jako osoba, która cały dzień siedzi w zamku i czyta książki, nie ma zbyt dobrej kondycji. Nie przestawała jednak. Biegła z całych sił. Pokonała wiele zakrętów, wiele schodów. Aż w końcu dotarła do celu. Otworzyła wielkie, drewniane i stare już drzwi prowadzące do tej części zamku, do której nikt nie wchodzi. Pobiegła dalej przez długi i ciemny korytarz. Zatrzymała się dopiero na samym końcu. Spóźniła się. Do nory poparzeńców dostała się kolejna para wścibskich nastolatków. Jama była wielka. Wypełniona licznymi korytarzami i zakrętami. Wejścia były jedynie dwa. Jedno od strony zamku oraz jedno z zewnątrz. Dość trudno było znaleźć owe wejście. Jednak jeśli komuś już się udało, musiał być on śmiertelnikiem. Vastajowie nie mogli nawet go zobaczyć. Dlaczego? Tego nie wiemy.
Vastajami byli po części ludzie. Wyglądali jak ludzie, zachowywali się jak ludzie, ubierali się jak oni i jedli jak oni. W ich krwi płynęła jednak krew zwierząt. Różnych zwierząt z resztą. Amanda była nazywana Złotą Księżniczką, gdyż w krwi jej rodziców płynęła krew lwa, ona była ich małym lwiątkiem o złocistej koronie na jej głowie. Na Williama jednak wołali "Czarny kot", nie trzeba chyba dużo tłumaczyć. Tak, chodzi o pumę.
Wracając do tematu poparzeńców. Kim oni byli? Lub czym? Otóż dawno temu na świecie rozprzestrzeniła się choroba zwana Pożogą. Pojawiła się ona w skutku rozbłysków słonecznych, które wystąpiły na Ziemi dziesiątki lat temu. Objawami owego schorzenia jest zupełne stracenie kontroli nad własnym ciałem jak i umysłem. Skóra zaczyna się łuszczyć, zaczyna gnić. Z wyglądu można porównać zakażonego człowieka do znanych nam wszystkim zombie. Poparzeńcy jednak potrafili mówić, porozumiewać się między sobą. Chodzili szybko, nawet szybciej niż zwykli śmiertelnicy. Zarażonych było już mniej, pozostali jedynie Ci, których dawno temu schwytała organizacja DRESZCZU. O dziwo, żyli oni dłużej niż powinni. Zabić ich było trudno, należało więc jedynie czekać. Czekać na ich śmierć.
Pada jednak pytanie, jak ludzie dostawali się do pomieszczenia pełnego cierpiących i wychudłych, zakażonych ludzi? Otóż, ludzka ciekawość nie zna granic. Zamek położony był w głębi wielkiego lasu, znajdującego się na południowo - zachodniej części świata. Mieścił się tu mały kraj zamieszkujący przez rasę Vastajów. Nikt nie wiedział o jego istnieniu. Jeśli ktoś przyjechał tutaj, z czystej ciekawości poznawania świata, bądź przez plotki, które usłyszał - nigdy nie wracał.
CZYTASZ
An old scrap ._.
FantasyZaczelam kiedys to i hm, było to dosc dawno ale jesli ktos jeszcze zyje na tym profilu moze sobie przeczytac ヾ(^ヮ^)ノ Kawaii Yuu chan na okładce! (=ω=.)