Zaginiona Aleja

17 1 5
                                    

Na widoku stały dwa słupy: aleja dziewiąta i aleja jedenasta.
- To niemożliwe! Cała ulica nie mogła zniknąć w kilka sekund!
- Nie wiem, ale czuję, że dzieje się coś niedobrego. Najpierw ten wariat, a potem jeszcze ta ulica zniknęła. Wpakowaliśmy się w niezłe tarapaty...
Po kilku dniach wszystko wróciło do normy. Em postanowiła zrobić obiad i zaprosiła kolegę do siebie, aby jej pomógł. Po kilkudziesięciu minutach zadzwonił dzwonek w drzwiach.
- Hej! Co u ciebie? - zapytał.
- Jakoś leci ... Muszę zrobić obiad dla babci. Pomożesz mi? - zrobiła maślanne oczka, które zawsze działały na każdego.
- No dobra. Przekonałaś mnie. Twoje oczy są magiczne - parsknął śmiechem a w odpowiedzi dostał kuksańca w bok.
- Wiesz co?
- Mhmm?
- Ja jakoś nie bardzo wierzę temu gościowi w czarnym kapturze. Równie dobrze mogło nam się to przyśnić - powiedziała z wyczuwalną pewnością siebie.
- No nie wiem. Nie istnieje chyba coś tagiego jak telepatyczny sen. Co nie?
To trochę podejrzane. Zgarbiła się. Myślała, że oszuka sama siebie. Nie chciała mieć z tym nic wspólnego.
- Proponuję jeszcze jeden wypad do tego miejsca - zdecydował.
Zdziwiła się jego zapałem. Dotychczas tylko ona miewała takie pomysły...
- Czy ty czasem nie kradniesz mojej osobowości???
- Skąd ci coś takiego przyszło do głowy?
- Zaczynam widzieć jakiś sens w słowach tego gościa. Mówił, żeby nie pogubić po drodze siebie. A my właśnie zaczynamy się zmieniać! Ja niedługo będę tobą, a ty mną! To bardzo niebezpieczne. Musimy znaleźć tego gościa, aby dał nam jakieś lekarstwo, bo niedługo w ogóle nas nie będzie i wyparujemy z tego świata. A tego nie chcemy. Prawda? Chyba powinniśmy tam iść jeszcze raz. Mam plan, tylko musisz mi pomóc go zrealizować.
- No dobrze. Spotkajmy się w umówionym miejscu za godzinę. Zabierz wszystkie potrzebne rzeczy jake tylko masz w domu: linę wspinaczkową, jedzenie, picie, spadochron, rzutki...
Godzinę później szli przez miasto obładowani na plecach. Byli trochę przestraszeni, ale mieli wspólny cel. Znaleść czarownicę i odczynić klątwę rzuconą na Em.
Po kilku minutach dotarli na miejsce. Tak jak sądzili w pobliżu znaków alej dziewiąt i jedenastej nie było w ogóle alei dziesiątej. To było nie do pomyślenia. W prawdziwym życiu takie rzeczy się nie zdarzają. Naprawdę musiało się stać coś dziwnego. Tutaj działają jakieś nadprzyrodzone moce - magiczne moce!
Kilofem próbowali się przebić przez ścianę budynku, w poszukiwaniu zaginionego korytarza. Udało im się przebić tylko przez tynk i niespodziewanie wpadli do kogoś na podwieczorek. Ku  ,, uciesze '' tamtych ludzi szybko uciekli z tamtego miejsca wydarzeń. Mężczyzna już sięgał po słuchawkę, aby zadzwonić na policję, a następnie do zakładu ubezpieczeń.
- To nie ma sensu! Nic się nie dowiedzieliśmy. Chodźmy do apteki.
Aptekarka popatrzyła na nich ze zdziwieniem, bo nie było żadnego lekarstwa na ich chorobę.
- Nie ma czegoś takiego jak lekarstwo na zmianę osobowości. Jeśli chcecie to mogę wam dać zielnik apteczny maga Alena. Dziwny z niego gość.
- Zna go pani? - zaświeciły im się oczy.
- Nie. Przecież ltoś taki nie istnieje - po ostatnich zdarzeniach nie byli tego tacy pewni - Przeczytałam kawałek. Dziwne rzeczy opisuje - na jej twarzy zagościł grymas obrzydzenia.
Szybko im to wręczyła i oznajmiła, że ma dużo pracy.
Ucieszyli się, bo tym magiem był ten sam gość, co go spotkali wcześniej. Może uda im się znaleźć coś na ich dolegliwość...
Kilka kilometrów od ludzi na łące koło miasta otworzyli tę księgę.
Pod Z była tylko jedna choroba: zmiana osobowości. Otworzyli n tamtej stronie i osłupieli.

Jak sądzicie. Co zobaczyli? :D

Czarny LasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz