Chwila szczęścia

40 1 0
                                    


Serce biło jej jak oszalałe, kiedy patrzyła jak jej najlepszy przyjaciel walczy na śmierć i życie z najpotężniejszym i najgroźniejszym czarnoksiężnikiem wszech czasów. W tej chwili ważyły się losy świata, nie tylko magicznej społeczności, ale również społeczności mugolskiej. Zamknęła oczy, kiedy rozbłysk światła oślepił ją, jak i resztę osób w Wielkiej Sali. Nie rozumiała dlaczego Harry krzyczał jej imię. Przecież to on walczył z Voldemortem. Otworzyła niepewnie oczy, chcąc zobaczyć co się dzieje. Pierwsze co zaobserwowała to przerażony wzrok Harrego. Chciała zapytać czemu jest wystraszony, przecież Voldemort zniknął, co było drugą rzeczą jaką zauważyła. Zanim jednak zdążyła zadać pytanie zielony odblask z połączonych zaklęć Harrego i Voldemorta uderzył w jej klatkę piersiową. Nie krzyczała, nie dlatego, że to nie było bolesne. Była zbyt oszołomiona, żeby choćby mrugnąć. Świat zamarł, żeby chwilę później ruszyć z niewyobrażalną prędkością. Wszystko wokół niej wirowało. Przerażona rozglądała się wokół, ale nie potrafiła uchwycić żadnej twarzy, żadnego szmeru. Spojrzała na swoją klatkę piersiową, gdzie promień ją trafił. Widząc zepsuty zmieniacz czasu jej serce stanęło na krótką chwilę, by chwilę później ruszyć z niewyobrażalną prędkością. Słyszała bicie własnego serca i to było jedyne na czym potrafiła się skupić. Potem była już tylko ciemność.

***

Wszystko ją bolało. Każdy oddech sprawiał jej ból, ale nie tak wielki, jak w chwili, kiedy oberwała zaklęciem. Starała się otworzyć oczy, ale okazało się, że to było trudniejsze niż cokolwiek w życiu zrobiła. W końcu poddała się, nasłuchując co się dzieje wokół niej. Cisza, spokój. Czy wojna już się skończyła? Voldemort przegrał, widziała to. Ile czasu minęło od tego czasu? Jęknęła w myślach z przerażenia, równie dobrze mogło się okazać, że spała przez lata. Jak najprędzej chciała otworzyć oczy i zapytać się o wszystko. Kto przeżył, kto nie. Co ze śmierciożercami, czy wszyscy zostali wyłapani. Nienawidziła być w niewiedzy. Nie bez powodu była znana jako Wiem-To-Wszystko. Lubiła wiedzieć!

- Spokojnie drogie dziecko, nic ci już nie grozi – to było niemożliwe. Była pewna czyj to głos, ale nie dopuszczała do siebie myśli, że to może być prawda. Dumbledore? Albus Dumbledore? On nie żyje.

- Czy ja umarłam? – zapytała z trudem, nie zwracając uwagi na to, jak dziwnie brzmiał w tej chwili jej głos. Może naprawdę umarła. To byłoby logiczne biorąc pod uwagę zaklęcie, którym oberwała. Tylko dlaczego czuła ból? Nie powinna czuć bólu po śmierci. Prawda? Cichy chichot zbił ją z tropu.

- Ależ skąd drogie dziecko... Chociaż było blisko – jego głos spoważniał. Zbierając w sobie całą swoją siłę jaka jej została otworzyła oczy patrząc w lazurowe oczy Albusa Dumbledora.

- To niemożliwe. Profesor Dumbledore? – szepnęła ochryple. Albus uśmiechnął się dobrodusznie, biorąc szklankę z wodą i podniósł jej głowę pomagając się napić. Z wdzięcznością zaczęła pić, starając się nie być zbyt zachłanna, aby się nie zakrztusić.

- Dziękuje – powiedziała z ulgą. Jej głos wciąż dziwnie brzmiał, ale nie był już tak ochrypły. Dyrektor posłał jej kolejny ciepły uśmiech, odkładając prawie pustą szklankę na szafkę przy łóżku. Dopiero teraz dostrzegła, gdzie się znajduje. Skrzydło Szpitalne.

- Nie masz za co dziękować dziecko. Powiesz mi jak się nazywasz? Gdzie są twoi rodzice? – zapytał z troską.

- Nie rozumiem... Nic nie rozumiem. Przecież... Pan nie... - zawahała się nie rozumiejąc dlaczego pyta się o jej nazwisko i jej rodziców. I co najważniejsze, jakim cudem on żyje?!

- Spokojnie dziecko, rozumiem, że jesteś w szoku. Kiedy cię znaleziono byłaś cała poraniona. Pani Pomfrey wyleczyła cię, niestety... Parę blizn zostało i nie da się ich usunąć, szczególnie tej na twoim ramieniu – powiedział ostrożnie.

Chwila szczęściaWhere stories live. Discover now