Rozdział Czwarty

136 18 0
                                    

    Charlie

Szedłem pomiędzy drzewami, coraz bardziej zagłębiając się w las. Za plecami słyszałem trzask gałęzi, ale gdy się odwracałem, niczego tam nie było.
Coś sobie ubzdurałem. – pomyślałem. W dali widziałem już zarys drewnianego domku, więc przyśpieszyłem kroku, podchodząc coraz bliżej.
   Otworzyłem skrzypiące drzwi, wchodząc do środka. Wnętrze nie było zbyt przyjemne. Podłoga i drewniane meble były mocno zakurzone, okna brudne, a elektyczności nie było w ogóle. Gdzieś w kącie znalazłem starą miotłę. Powoli zamiatałem podłogę. Po dziesięciu minutach wyszedłem z niewielkim wiaderkiem na dwór, ro płynącego niedaleko strumyka. Nabrałem wody, i wróciłem do domu. Tam umyłem okna, co wyszło znośnie.
Potem wytrzepałem kołdrę spoczywającą na dużym łóżku małżeńskim z kurzu. Wziąłem duży patyk, i obijając nim materac, pozbyłem się większości kurzu. Usiadłem na pościelonym już łóżku nieco zmęczony, kiedy usłyszałem trzask drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę widząc Leondre, rozglądającego się po pomieszczeniu z nieukrywanym podziwem.
– Sam to zrobiłeś?
– Nie. Jestem śnieżką, a na pomoc przyszły mi krasnoludki i zwierzęta leśne.
Chłopak tylko parsknął śmiechem.
– Kim była ta osoba?
– Mój wujek ze strony ojca. Zgwałcił moją matkę trzy lata temu. Mam ogromną prośbę.
– Tak?
– Idź do miasta i kup coś do jedzenia, dobrze? Mam jakieś pieniądze, a nie możemy tu umrzeć z głodu.
– Uch... Zgadzam się. Kiedy mam iść?
– Najlepiej teraz. W każdym razie jeszcze dzisiaj.
– To idę. – powiedziałek niepewnie, w duchu próbując przekonać się do tego pomysłu. A co jak mnie złapią?

Secret » CHARDREOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz