Jednostrzałowiec pierwszy "Pod prąd"

12 1 0
                                    


Obróciłam w dłoni papierosa, mały rulonik z liśćmi tytoniu, który stał się moim uzależnieniem. Ucieczką od codzienności. Zastępcą adrenaliny buzującej w żyłach. Z kieszeni zniszczonej skórzanej kurtki wyjęłam zapalniczkę. Zapaliłam papierosa i włożyłam filtr między wargi. Wciągnęłam powietrze do płuc. Ostry dym z tytoniu drażnił moje gardło. Na początku kaszlałam po każdym zaciągnięciu, teraz już nie. Ból jest częścią mojego życia. Przez niego stałam się tym, kim jestem teraz. Wypuściłam dym, który stworzył obok mnie niewielkich rozmiarów chmurę. Odwróciłam głowę w stronę rzeki dzielącej miasto na pół. Silna i ogromna, skrywająca setki tajemnic na swoim dnie, niosąca wszystkie zwierzenia do samego Bałtyku.

– Wisła! – usłyszałam krzyk za sobą. Zaciągnęłam się po raz kolejny i obejrzałam się. W drzwiach stał Szymon. Blond włosy miał roztrzepane, czarne jeansy opinały jego nogi, a biała koszulka i skórzana kurtka dodawały charakteru. Zaciągnęłam się nikotyną, a on podszedł do mnie i wpił się w moje wargi. Rozchyliłam je, a dym przepłynął do mojego chłopaka. Zarzuciłam ręce na jego twardy kark, upuszczając wcześniej papierosa. Blondyn ułożył dłonie na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Ciepło rozchodziło się po moich wargach jak i całej twarzy. Jedną ręką zjechałam w dół pleców Szymona. Chłód metalu był wyczuwalny nawet pod materiałem koszulki. Wiedziałam, co miał schowane za paskiem. Wyciągnęłam pistolet i odsunęłam się od niego.

– Po co ci to? – spytałam, robiąc krok w tył. Chłopak spojrzał na mnie i odchylił głowę do tyłu. – Mów.

– Wracam z akcji – odparł, a ja powoli wypuściłam powietrze. Domyślałam się, co stało się przy pomocy tego pistoletu. – Alek strzelał, facet wisiał nam sporo kasy... - zaczął tłumaczyć.

– Nic kurwa nie mów! – przerwałam mu i oddałam pistolet. Nie chciałam go dotykać. Nie chciałam mieć nic wspólnego ze śmiercią człowieka.

– Niedawno sama byś do niego strzeliła! – warknął i schował broń za pasek, tam gdzie zwykle. Miał rację, kiedyś strzeliłabym bez wahania. Bez zastanawiania się, czy nie zabieram dzieciom ojca, czy kiedy ja strzelę, nie pozbawię ludzi jedynego żywiciela. Byłam zbyt miękka. Nie dawałam po sobie tego poznać, ale życie na skraju bezpieczeństwa męczyło mnie. Chciałam być bezpieczna. Nie martwić się tym, że policja może w każdej chwili wpaść do mojego mieszkania i zamknąć mnie w więzieniu. Szymon, ani żaden z chłopaków, nie mógł dać mi stuprocentowej gwarancji, że po akcji wrócę do domu, że policja nas nie złapie. Zacisnęłam dłonie w pięści, poczułam paznokcie, które wbiły się w wewnętrzną cześć mojej dłoni. Przez zaciśnięte zęby wciągnęłam powietrze.

– Wiesz, że musiałem... Bez tego mnie nie byłoby na tym zasranym świecie i ciebie też nie! Skąd byś wzięła pieniądze na życie? Myślisz, że z roboty w jakimś sklepie miałabyś tyle forsy, co teraz? Nie! Ten gówniarz już dawno siedziałby w domu dziecka, gdyby nie my! – krzyczał. Jego twarz w ciągu kilku sekund z łagodnej i troskliwej stała się poważna i odporna na wszystkie bodźce zewnętrzne.

Nienawidziłam w nim tej wybuchowości. Chciałam go zmienić przez dwa lata naszego związku, ale nie udało mi się to. Myślałam, że skoro ja potrafię rozgraniczyć życie w gangu i w domu, to każdy tak potrafi. Myliłam się. Byłam głupsza, od nie jednej postaci z tych durnowatych kreskówek oglądanych przez mojego brata. Podwójni agenci to ściema. Nikt nie potrafi oddzielić dwóch zupełnie różnych od siebie rzeczywistości. Nawet ja... To były tylko pozory, które tworzyłam w swojej głowie. Nic niewarte wyobrażenia idealnego życia na dwóch frontach. To, co robiłam w nocy i kiedy Marcel był w szkole, odbijało się na moim zachowaniu przy nim. Częściej podnosiłam na niego głos. Czułam się jak nasz ojciec, kiedy pijany wracał do domu. Krzyk i dźwięk uderzenia w ciało z całej siły. Zabił moją matkę, a swoją żonę, bo nie podała mu cholernego piwa, kiedy tego chciał. Nie piłam. Alkohol mnie brzydził. Bałam się, że pod jego wpływem stanę się potworem, jeszcze gorszym niż byłam. Nigdy nie podniosłam ręki na Marcela, ale kto wie czy nie zrobiłabym tego. On był wtedy ze mną nad Wisłą. Mama miała iść z nami, ale musiała dokończyć wypełnianie jakiś dokumentów dla szefowej, dla jednej z tych zawsze modnie ubranych i sztucznych kobiet, żerujących na sukcesie męża, bądź w młodszych przypadkach ojca. Marcel namawiał ją, ale ona się nie zgodziła. Ojca nie było co pytać, bo i tak znaliśmy już odpowiedź. Poszliśmy oboje. Nie zapomnę miny Marcela, kiedy pokazałam mu nową lodziarnie i kupiłam wielki deser. Nie zapomnę też, jak wróciliśmy do domu. Ojciec siedział na kanapie i spał. Mama leżała na podłodze w kałuży krwi. W tamtej chwili modliłam się, żeby to okazało się snem, jakimś głupim koszmarem, z którego zaraz się obudzę. Nie stało się tak. Kazałam Marcelowi iść do sąsiadki. Pytał mnie, dlaczego, ale nie odpowiedziałam. Wypchnęłam go po prostu za drzwi i wepchnęłam do mieszkania pani Nowak. Przeklinałam się w myślach, że siłą nie wzięłam mamy na plażę. Ojciec poszedł siedzieć, a ja zostałam sama z sześcioletnim bratem, nad którym sprawowałam tymczasową opiekę. Kilka miesięcy po tym zdarzeniu, poznałam Szymona. Wszystko zaczęło się układać. Takie miałam przynajmniej złudzenie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 18, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

JednostrzałowceWhere stories live. Discover now