To jest taka niby kontynuacja ale nie do końca. Jest to... No cóż. Przeczytacie, a ocenicie <3
To była rzeź.
Jednego dnia zostało zabitych trzech potężnych herosów. Nie mówiąc o dwóch, równie uzdolnionych, heroskach. To, co wtedy stało się w Obozie, było jak koszmar.
Ale nikt nie mógł się obudzić.
Pod koniec wakacji, wielka siódemka zjechała do greckiego obozu by ucztować przy pokazie sztucznych ogni. Przednia zabawa. Kto mógł przewidzieć, że ten wieczór tak się skończy.
Herosi wybrali się na spacer brzegiem morza. Syn Posejdona wskoczył do wody, aby odświeżyć się i urządzić mały pokaz. Reszta śmiała się i mówiła mu jakie figury z wody powinien utworzyć teraz. Aby uformować Herę przebitą meczami, jadącą na pegazie, musiał odpłynąć daleko.
Za daleko.
Wtedy wszystko się rozpoczęło. Dziewczęta stanęły jak wryte. Przestały się śmiać. Ich oczy wywinęły się białkami do góry, a gdy mrugnęły, na próżno było doszukiwać się w ich tęczówkach pierwotnego koloru.
Gałki całej trójki błyszczały na złoto.
Nim chłopcy zorientowali się co się dzieje, było za późno. Ich przyjaciółki wyciągnęły broń. Córka Afrodyty, trzymając Katoptris, zaszła od tyłu niebieskookiego i poderżnęła mu gardło. Jego krew trysnęła na muskularnego zmiennokształtnego, który odwrócił się w porę, by ujrzeć jak jego trzynastoletnia dziewczyna rzuca się na niego rozcinając mu brzuch mieczem. Mechanik nie musiał się ruszać. W jego głowie utkwił sztylet rzucony z odległości pięciu metrów przez dziecię Ateny.
Byli za daleko. Nikt nie usłyszał krzyków.
Nikt prócz chłopaka w wodzie.
Od brzegu dzieliła go zbyt duża odległość, aby mógł zdążyć na czas. Mimo to odwrócił się, kiedy doszedł do niego ryk potomka Marsa. Najszybciej jak tylko mógł, zawrócił i wykorzystując cała swą moc pędził w stronę plaży. Nie widział tego co zdarzyło się chwilę wcześniej.
Widział natomiast heroski opuszczone przez złe demony. Widział panikę w ich oczach. Widział rozpacz. Widział, jak mulatka bierze swój miecz i wbija go sobie w brzuch. Widział jak brunetka podnosi sztylet i podcina sobie żyły.
Nic nie mógł zrobić.
Wpadł na plażę w chwili, gdy jego dziewczyna podnosiła ostrze z zamiarem samookaleczenia. Ujrzał w niej tyle bólu, strachu, bezradności, rozpaczy. Zaczęła płakać. Objął ją i uspokajał. Tyle mógł zrobić. Bezradnie siedzieli wśród trupów swych przyjaciół.
-One przemówiły do nas. Krzyczały w naszej głowie, że to w zemście za braci. W zemście za Gaję. Za gigantów i tytanów. Mówiły, że teraz to my przegramy.
Wypowiedź przerywały łzy lecące do ust blondynki. Chłopak nie odzywał się, ani nie płakał. Tylko słuchał.
Siedzieli tak przez pewien czas. Potem ktoś ich znalazł. Czarnowłosy nie wiedział kto. Potem coś do niego mówił. Nie wiedział co. Potem kazał mu coś zrobić. Nie wiedział jak. Wiedział jedno.
Nie dotrzymał obietnicy.