Skłamałaby twierdząc, że nie spodziewała się nadejścia tego dnia. Że widok uzbrojonej Ariel był dla niej jakimkolwiek zaskoczeniem.
Że wspomnienia poprzednich lat, kiedy jeszcze się przyjaźniły, napawały ją sentymentem tak silnym, iż nie była w stanie podjąć się walki.
Nie znosiła kłamać.
— Więc jednak przyszłaś — skomentowała cicho. Przejechała dłonią po suchych włosach, niekoniecznie gotowa na bezpośredni kontakt wzrokowy z przeciwniczką. — Przyznam, że nie oczekiwałam tego po takiej beksie jak ty.
Odpowiedział jej chrapliwy, drwiący śmiech. Wzdrygnęła się. Chłód bijący od Ariel był dla niej czymś nowym. Naraz przed oczami mignął jej obraz cichej istoty trzymającej się na uboczu, ciemnymi oczami wodzącymi dookoła w wręcz przestrachu; kobieta stojąca naprzeciw nie miała z tym obrazem nic wspólnego oprócz ogólnego zarysu.
— Może w to nie uwierzysz, ale zmieniłam się na przestrzeni lat — stwierdziła spokojnie Ariel, celując cienką książką w biało-błękitnej okładce w oponentkę. — W przeciwieństwie do ciebie dojrzałam.
Nie zareagowała. Nie zamierzała pokazać po sobie, że słowa te jakkolwiek ją dotknęły. Nie mogła dać jej tej satysfakcji.
Zamiast tego zajęła się pogłębieniem rany na ramieniu. Drobne czerwone igły metodycznie rozpruwały kolejne warstwy skóry, szatkowały naczynia. Dawno przestała zwracać uwagę na ból. Podejrzewała, że udział w tym ma magia sącząca się z jej Księgi – co bardzo jej odpowiadało. Nienawidziła reakcji ciała na cierpienie, widziała w tym źródło słabości.
Kolejne grube krople wypływały leniwie z rany, zaznaczały swoją ścieżkę po bladej, żółtawej skórze, zamierały jakby w zamyśleniu na granicy ręka-powietrze, by w końcu poddać się grawitacji – żadna jednak nie dosięgła ziemi. Wszystkie szybowały niespiesznie w górę, kreując wokół jej głowy coś podobnego szkarłatnej aureoli.
— Od razu przechodzisz do rzeczy, co? — roześmiała się kobieta, obserwując poczynania rywalki. — Chociaż tyle dobrego.
Ariel przetarła oczy wolną dłonią, zmuszając je do upuszczenia kilku łez. Przezroczyste krople momentalnie rozciągnęły się do postaci nici, które oplotły jej palce.Napięcie między nimi stopniowo rosło. Czuła niemalże, jak jej włosy się elektryzują, a skórę łaskoczą iskry. Zastanawiała się, która wykona pierwszy ruch. Widziała, jak intensywnie błyszczą oczy Ariel, jak zaciska dłoń na grzbiecie bladobłękitnej księgi. Wiedziała, że kobieta zrobi wszystko, by ją sprowokować – by odsłonić gwałtem jej karty, jej strategię oraz możliwości. Nie zamierzała do tego dopuścić, ale nie zaprzeczała, być może Ariel się to uda. Nie mogła jej nie doceniać, jak długo dzierżyła Księgę Łez.
— Zatem... Zaczynamy? Bo chyba po to tu jesteśmy. — Jej uśmiech, szeroki i prawie sympatyczny, przywodził jej na myśl czarną wdowę, z zadowoleniem wpatrującą się w uwięzioną przez sieć muchę. Wzdrygnęła się mimowolnie.
Nienawidziła pająków.
Zaczynamy? Słowo to dźwięczało jej w głowie niczym natarczywy alarm. Proszę bardzo. Ruszaj, czekam.
Jakby w odpowiedzi na jej myśl Ariel przystąpiła krok do przodu. Po niciach nie pozostał nawet ślad, zdążyły spleść się w jedno długie ostrze, podobne szpadzie. Instynktownie cofnęła się, by dystans między nimi nie zmienił się. Ariel prychnęła wesoło.
— Już tchórzysz? Przecież nawet cię jeszcze nie dotknęłam.
W końcu spojrzała jej w oczy, wyzywająco, chłodno. Chciała pokazać, że nic sobie nie robi ze słownych zagrywek.

CZYTASZ
Księga Łez, Księga Krwi
Povídky"Nie wiem, co kierowało mną, gdy powoływałam te wstrętne książki do istnienia. Mogę teraz jedynie błagać każdego, kto dzierży którykolwiek tom, o przebaczenie. Na kartach nie kryje się nic prócz cierpienia, nienawiści i rozpaczy. Mogę jedynie modlić...