Przeciwników była niezliczona ilość i ciągle pojawiali się nowi, nie wiadomo skąd. Walka przebiegała szybko. Xayah niszczyła swoimi ostrymi piórami każdego kto się zbliżył, a Rakan weosło tańczył wśród wrogów. Wydawać by się mogło, że mają dośc sił by razem wykończyć calą armię, lecz niestety opadali z sił.
W pewnym momencie Harpia upadła z wycieńczenia, gdy Feniks tylko to zauważył czym prędzej znalazł się u jej boku. Chwycił ją w ręce i wyskoczył z obszaru walki. Wszystko działo się tak szybko, że dla oka przeciętnego widza nie było jasne co się stało. To dało Rakanow przewagę by zabrać ukochaną w bezpieczne miejsce.
Odskoczył pare metrów od pola walki, poza zasięgiem wzroku przeciwników i pobiegł do pobliskiego lasu. Bolało go całe ciało, w końcu oboje od świtu byli w podróży, a teraz po tak długiej walce potrzebowali odpoczynku.
Przemierzał las szybkim krokiem. Po paru minutach biegu znalazł małą jaskinię, bez wahania do niej wszedł. Była dość głęboka i ciemna by nie było ich widać oraz dość daleko od pola walki co dało im czas na odpoczynek. Położył Hapię delikatnie na ziemi i uważnie jej się przyglądał.
Miała całe potargane i zakurzone pióra, jej twarz miała grymas zmęczenia oraz kilka płytkich zadrapań. Mimo tego uważał, że wygląda ślicznie. Odgarnął delikatnie jej grzywkę i musnął ustami czoło. Xayah momentalnie otworzyła oczy.
- Gdzie... gdzie jesteśmy? I co się stało? - powiedziała zachrypniętym głosem.
- Jesteśmy daleko od nich, powinnaś odpocząć, kochanie. - pogładził ją po głowie.
Xayah powoli się podniosła i spojrzała w oczy ukochanego. Były błękitne jak najczystrze niebo, lecz teraz nie było w nich blasku. Były zmęczone. Objęła go za szyję i przytuliła się.
- Ty odpocznij, wezmę pierwszą wartę. - oznajmiła.
- Ale... Miella... ty też...
- Mi nic nie będzie, Mielli. - wstała podpierając się jego ramienia. - Odpoczywaj, jakby coś się stało to zaraz cię zawołam.
Wyszła z jaskini zostawiając Feniksa samego. Gdy obróciła się by jeszcze raz na niego spojrzeć, on leżał i słodko drzemał. Uśmiechnęła się lekko.
"On się nigdy nie zmieni, wykorzysta każdą okazję do drzemki...", pomyślała.
Przed jaskinią znajdowała się niewielka skała, usiadła na niej i spojrzała w las. Był ciemny i zimny, jak typowy las o wieczornej porze. Zastanawiała się jak daleko Rakan zdążył ich zabraći czy może się spodziewać nagłego ataku całej armii.
"W sumie to znając jego jesteśmy daleko, zrobi wszystko by mnie chronić. Choćby miał ostatkiem sił dojść na drugi koniec świata"
Nagle coś zaszeleściło w krzaku. Xayah zerwała się na równe nogi i zaczęła nasłuchiwać. Coś się do niej zbliżało, a ona wciąż nie miała dość sił by walczyć z większą ilością przeciwników. Jednak rozpoznała ten powolny, niemal duchowy krok. Usłyszała szyderczy śmiech, dobrze wiedziała z kim będzie musiała się zmierzyć.
- A co to, dziewczynka została bez swojego rycerza? - powiedział przeciwnik.
... Zed, tylko on się tak do niej zwracał. W mgnieniu oka znalazł się naprzeciw niej. Harpia przyjęła pozycję obronną.
- Ostatnim razem pokonałam cię bez niego, więc raz wiecej to nic trudnego, jeśli wciąż ci mało. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Ostatnim razem dziewczynko gdyby nie on to zostałaby z ciebie mokra plama. A to w więzieniu to był czysty przypadek. - bronił się. - Poza tym w tym stanie, nawet z nim nie dałabyś rady. - zaśmiał się.
Xayah bez zastanowienia rzuciła piórem, które przerwało matreiał na ramieniu cienia.
- Więc już się bawimy tak?
Momentalnie znalazł sie za nią. Harpia odskoczyła w górę, ale jeden z jego shurikenów zdążył dosięgnąć jej ramienia. Wyrzuciła wachlarz piór przed siebie, lecz... Zeda już tam nie było. Zaskoczył ją z prawej i zwalił z nóg. Wykonał atak w stronę jej twarzy, a ona w ostatnim momecie zablokowała go jednym z piór. Była bardzo słaba, nie potrafiła się podnieść z nóg.
"Potrzebuję Rakana, ale on jest w takim stanie jak ja... to mogłoby być śmiertelne dla nas obojga", pomyślała.
Myśl o ukochanym dodała jej sił. W końcu to pierwszy raz ona broniła jego a nie on jej. Czym szybciej się podniosła i uskoczyła w bok przed kolejnym atakiem. Shuriken z szczękiem uderzył w kamień i odbił się w stronę Harpii. Nie zdążyła przed nim uskoczyć, dostała w udo. Wbił się tak mocno, że nie dała rady go wyciągnąć, znowu upadła. Zed nacierał z kolejnym atakiem.
"Czyli tak będzie wyglądał mój koniec?", spojrzała w stronę jaskini. "Wybacz, że zawiodłam ukochany"
W tym momencie z jaskini wyskoczył Rakan. Od razu doskoczył do Xayah, osłaniając ją swoim skrzydłem, dostał ostrzem. Jego twarz wygięła się w grymas bólu, lecz spojrzał na ukochaną i lekko się uśmiechnął.
- Miałaś mnie zawołać. - powiedział szeptem.
Zed jednak nie ustawał, nacierał z kolejnym atakiem. Lecz tym razem Rakan wskoczył w niego, sprawiło to, że znowu dostał ostrzem, tym razem w ramię. Xayah ponownie rzuciła piórami, tworząc kolejne dziury w ubraniu cienia i strącając mu maskę.
Zed od razu zakrył to co było pod nią. Zaśmiał się szyderczo.
- Sprytnie dziewczynko. - upadł na kolana. - Jak widać znowu twój rycerz cię uratował.
Zniknął, tak jak poprzednim razem.
Harpia uradowana rzuciła się w stronę Feniksa. Przytuliła się do niego. Cały ból nagle jakby zniknął.
- Dziękuję. - wyszeptała.
- Od tego jestem. - uśmiechnął się. - Ale teraz pora zająć się tym. - spojrzał na jej nogę.
- To nic takiego...
Delikatnie usunął shuriken z rany, urwał kawałek husty którą nosił na szyi i zrobił z tego opatrunek na jej nodze. Chwilę później opatrzył swoje ramię.
- Trochę nas pocharatał, co? - Rakan śmiał się.
- Tylko trochę. - Xayah również się uśmiechęła.
Pozwoliła wziąć się na ręce i tym razem powolnym krokiem zanieść do pobliskiej wioski. Przytulona do jego torsu lekko przymknęła oczy.
YOU ARE READING
"Walka z cieniem" - nieznana walka Xayah i Rakana
FanfictionXayah i Rakan po raz kolejny stają przed swoim największym wrogiem - Zedem Panem i Władcą Cieni. Jednak tym razem walka wygląda inaczej niż zwykle. Co zrobić, gdy jedno z dwójki musi działać w pojedynkę?