Rozdział 1☕

995 63 49
                                    

Lev Haiba

Yaku tu jest stoi, przytula mnie ale jak? Nie umiem tego wytłumaczyć. To przecież niemożliwe...Jednak czuję się szczęśli, przecież kocham go.

- Lev mogę u ciebie przenocować? - spytał brązowooki.

- T-Tak - weszliśmy do mojego domu.

- Yaku? - zapytałem.

- Tak? - odwrócił głowę w moją stronę.

- Pamiętasz, że zginąłeś?

- Tak...ale potem zobaczyłem światło i otworzyłem oczy. Zacząłem się rozglądać, siedziałem na chodniku.To było dziwne aż trudne do opisania.

- O co tu chodzi?

- Mnie się nie pytaj - zaśmiał się cicho Yaku łapiąc moją dłoń.

- A twoi rodzice byłeś u nich? - ciekawe jak oni zareagowali.

- Nie - powiedział trochę smutny, ciekawe dlaczego?

- Chcesz herbatę, czekoladę, sok czy wodę? - zapytałem udając się w stronę kuchni.

- Poproszę czekoladę.

- Dobra.

Podgżałem mleko w milrofali i nasypałem po trzy łyżki czekolady do mojego i Yaku kubka. Udałem się do salonu z kubkami. Yaku siedział w rogu kanapy. Postawiłem kubki na stoliku. Chłopak sięgnął po kubek i napił się. Na dworzu zaczął padać deszcz a w mieszkaniu zrobiło się chłodniej.

- Ja zaraz przyjdę tylko skoczę po bluzę do pokoju - powiedziałem wstawając z kanapy.

- Mi też mógłbyś przynieść? - powiedział szeptem ale udało mi się to usłyszeć.

Udałem się do pokoju nie miałem jakoś daleko, ponieważ mój pokój znajdował się koło łazienki po prawej stronie, która była na końcu korytarza. Poszedłem po bluzy. Nie mam bluzy w rozmiarze Yaku ale dam mu tą co ja biorę tylko w innych kolorach czyli ciemnoniebieską bluzę sportową z limonkowymi paskami na ramionach. Nagle na dworze błysnęło się i jeszcze mocniej zaczęło padać a pojutrze zaczynają się wakacje jeśli ma tak padać to ja dziękuje za takie wakacje. Wszedłem do salonu i rzuciłem Yaku bluzę.

- Dzięki.

- Nie ma sprawy.

Chwyciłem za kubek by się napić a tam nie było mojego czekoladowego napoju. Czyżby Yaku wypił moją czekoladę?

- Czy ty wypiłeś moją czekoladę? - na jego twarzy zobaczyłem lekki uśmiech.

- Nie - przekręcił oczami.

- Kłamczuch - rzuciłem się na niego i zaczęłem łaskotać.

- Lev przestań, przestań Lev - śmiał się chłopak próbując uciec.

Chłopak próbował jakoś uciekać przed łaskotkami ale nie udawało mu się to zbytnio jakby nie patrzeć miałem przewagę. Nie mogłem przestać się uśmiechać. Po chwili w mieszkaniu zgasło światło i znowu się błysnęło nagle poczułem jak Yaku się do przybliżył. Czyżby się wystraszył? Pewnie za chwilę znowu zapalą światła.

- Yaku boisz się burzy?

- Nie...

Przytuliłem chłopaka. Na dworze cały czas lało i co kilka minut grzmiały burze a było tak ładnie. Brązowooki opierł się o mój tors rękami ale po chwili poczułem jak jego ręce powoli spadają z mojego torsu. Postanowiłem popatrzeć na niego. Kiedy go zobaczyłem on sobie po prostu spał. Postanowiłem go położyć i przykryć kocem. W trakcie przykrywania światła się zapaliły a deszcz i burza na te chwilę ustały. W mieszkaniu nadal było trochę zimno, więc poszedłem włączyć grzejniki by w pomieszczeniu było trochę cieplej. Postanowiłem się umyć a później obejrzeć jakiś film w telewizji czy coś. Udałem się do pokój po moją koszulę z piłką do siatkówki i bokserki po chwili wskoczyłem pod ciepły prysznic. Po wyjściu z łazienki poszedłem zrobić sobie coś do jedzenia. Z lodówki wyciągnęłem zupke chińską, którą dostałem na pocieszenie od Kuroo. Wziąłem zupkę i usiadłem koło Yaku na kanapie. Przeglądałem kanały ale żaden nie był ciekawy. W końcu wybrałem program przyrodniczy. Po zjedzenie zupki i obejrzeniu filmu przyrodniczego o kotach świata położyłem się spać koło Yaku. Rano obudziło mnie szczekanie psa sąsiadki. Wstałem z kanapy na której spałem i zobaczyłem, że nie było Yaku. Udałem się w stronę kuchni a tam zastałem ubranego już chłopaka przygotowującego podajże śniadanie.

- Już wstałeś? - spytałem ziewając.

Yaku postawił na stoliku kanapki i kubek z czekoladą. Popatrzyłem na zegarek było piętnaście po siódmej do szkoły nie mam daleko, więc na ósmą zdążę a co z Yaku? W końcu w szkole każdy albo przynajmniej większość uniów i nauczycieli oraz dyrektor wie o jego śmierci?

- Yaku a co z treningiem? - przecież chłopaki muszą się dowiedzieć, że jakoś wrócił.

- Nie idę i ubierz się - odparł.

- Idziesz - powiedziałem dokańczając kanapkę.

Poszedłem do pokoju się ubrać w mundurek i wziąłem plecak. Wyszedłem z pokoju i poszedłem w stronę drzwi ubrać buty.

- Do zoba... - nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ chwyciłem go za rękę i pociągnąłem w stronę szkoły.

- Lev czekaj nie mam butów! - wróciliśmy do domu żeby Yaku mógł ubrać buty.

Po ubraniu przez chłopaka butów znowu szybkim krokiem poszliśmy do szkoły. Stanęliśmy przed bramą szkoły.

- Ale Lev jeżeli oni mnie nie widzą? - mówił zmartwionym głosem.

Jak cię mogą nie widzieć jak ja cię widzę? Chyba, że mam zdolności nadnaturalne.

- Podejdź do jakieś osoby, która zaraz tędy przejdzie i przywitaj się jeśli ci odpowie to cię widzą.

- Dobra... - podszedł do jakieś pani i się przywitał i po chwili wrócił.

- I jak? - byłem bardzo ciekaw.

- No odpowiedział mi i dał mi cukierka. - nadal mówił smutny.

- To o co chodzi?

- No jak oni zareagują jak wejdę sobie normalnie do klasy? Przecież ja umarłem oni wszyscy to wiedzą.

- No nie wiem - powiedziałem będąc szczerym.

Co dziwne staliśmy na dziedzińcu i nikogo nie widziałem. Czy był już dzwonek? Nie no nie słyszałem. Wyciągnąłem telefon by sprawdzić godzinę i przy okazji datę. Była równo ósma i dwudziesty trzeci czerwca. Dwudziesty trzeci czerwca coś mi to mówi ale nie wiem co.

- Yaku jest coś dwudziestego trzeciego czerwca? - po chwili dostałem z pół obrotu

- A to za co?

- Nie wiesz co jest dwudziestego trzeciego?! - mówił trochę wkurzony.

- Nie - pokiwałem przecząco głową.

- Zakończenie roku idioto! Zakończenie roku! - chyba się załamał.

Ale w kalendarzu w pokoju było zakończenie za dwa dni. Boże zapomniałem przestawić daty. Pobiegłem szybko na salę ciągnąć za sobą Yaku. Stałem przy drzewkach i słuchałem przemówienia dyrektora. Po jakiś piętnastu minutach wszyscy zaczeli się zbierać. Kątem oka widziałem jak Yaku chowa się za krzakiem z tyłu. W tłumie ludzi zobaczyłem Kenmę i Kuroo, zaczęłem do nich machać.

- Cześć Lev - powiedział Kenma. - Lev pamiętaj zaraz po treningu idziemy odwiedzić grób Yaku. - czyli pamiętają o jego śmierci.

- Ale przed tym idziemy na trening. - powiedział Kuroo.

- Ja... zaraz do was dołączę tylko coś załatwię - oddaliłem się od chłopaków i poszedłem do krzaków.

- Yaku wychodź nikogo nie ma - wszyscy udali się do domów lub do klubów.

Yaku wygramolił się zza krzaków. Pociągnąłem go za sobą do pokoju klubowego. Wszyscy weszli już na salę, więc pokój został pusty. Na szczęście po śmierci Yaku zostawiliśmy jego strój i buty w szafce. Był to pomysł trenera. Zacząłem się przebierać, Yaku zrobił to samo.

- No to chodźmy - Yaku pokiwał tylko twierdząco głową ale nie wyglądał na przekonanego.

Poszliśmy w kierunku sali gimnastycznej. Ustałem w rogu a Yaku stał za mną.

- Co tak długo Lev? - Kuroo popatrzył się w moją stronę.

----------------

Działam system polskim jeśli chodzi o wakacje i rok szkolny. Zrobiłam tak, żeby sobie ułatwić i mam świadomość, że w Japonii jest inaczej.

 Drugie Życie || LevYakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz