Groszki i Róże I

7 1 0
                                    

Było późne, wiosenne popołudnie. Śpiew ptaków powoli milkł, a Słońce stopniowo chowało się za widnokręgiem. Wszystkie stworzonka czmychały już do swoich kryjówek w obawie przez nocnymi drapieżnikami. Cały ogród powoli zapadał w sen.          Nawet strach na wróble, kończąc swoje codzienne obowiązki udał się na odpoczynek, przedtem jedynie doglądając kwitnących groszków i róż. Te dwa rodzaje kwiatów zajmowały szczególne, honorowe miejsce w ogrodzie. Rosły parę metrów od bramy prowadzącej do posiadłości. Sama posiadłość była otoczona wysokim murem i znajdowała się w samym środku ogrodu, który natomiast  otoczony był wielkim, ciemnym i złowieszczym lasem.
Te kwiaty były dla Stracha wyjątkowe. Uwielbiał na nie patrzeć i rozkoszować się ich słodkim zapachem. Bo tylko on był dla Stracha wyczuwalny.  Większość z jego zmysłów nie działała, albo robiła to w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób. Jedyny smak jaki czuł w ustach odkąd pamiętał to gorzki smak goryczy, nie posiadał zmysłu czucia. Wzrok i słuch miał za to wzorowe. Często słyszał mrożące krew w żyłach ujadanie dochodzące z lasu, czy piękny śpiew dochodzący zza muru. Obu tych miejsc przeokropnie się bał, nigdy nie próbował ich badać, jedynie w swoim ogrodzie czuł się bezpieczny i na pewien sposób szczęśliwy.
Rzucił ostatnie spojrzenie  ulubionym kwiatom, po czym odszedł w kierunku hamaku, zawieszonego na dwóch stojących obok siebie jabłoniach. Kochał tę część dnia, choć nie posiadał umiejętności spania i śnienia, uwielbiał wsłuchiwać się w odgłos strumyka przepływającego przez ogród i wpadającego do posiadłości za pomocą małej dziury w murze. Patrzył wtedy na gwieździste niebo i wspominał. Wspominał pierwsze wyhodowane kwiaty, pierwsze zasadzone jabłonie, ciężką pracę włożoną w ogród i satysfakcję z osiągniętych rezultatów. Teraz to miejsce  było pełne kwiatów, krzewów i niewielkich drzewek, zarówno liściastych, jak i iglastych. Ale największą dumę Strach odczuwał ze swoich róż i groszków. Były prześliczne i pachnące, wiele czasu poświęcił na pięlęgnowaniu ich, ale Strach nie żałował, ani chwilki  nad nimi spędzonej.
Czasami ogrodnik zastanawiał się co jest po drugiej stronie muru. Nie raz nawet zastawał bramę wejściową częściowa otwartą, ale nigdy jeszcze nie odważył się wejść do środka. Nigdy sobie tego nie przyznal, ale w głębi swojego słomianego serca odczuwał strach. Strach przed nieznanym, strach przed stworzeniami mogących kryć się za murem. Po prostu czysty strach.
Mijały tygodnie, nadeszło lato. Słońce jak dotąd nieśmiałe i niezbyt rażące, prezentowało teraz swoje prawdziwe umiejętności. Słowem - panował niemiłosierny skwar. Strachowi co prawda to nie przeszkadzało, bał się jedynie długotrwałej suszy, która z pewnością zniszczyłaby jego ogród.
Pewnego dnia Strach wypełniał codzienną rutynę, zbierał maliny, jagody, truskawki i inne owoce z krzaczków. Zawsze próbował po jednej z każdego krzaczka, licząc w duchu, by poczuć w ustach coś innego niż paskudną gorycz. Nic takiego się nie działo i zebrane owoce przeważnie zostawiał w wiklinowym koszyczku na murze oddzielającym posiadłość od ogrodu. Był to jego zwyczaj. Sam nie odczuwał głodu, a zawartość koszyka zazwyczaj znikała w przeciągu doby i Strach cieszył się, że przynajmniej ktoś może czerpać przyjemność z owoców jego pracy. Zrobił tak i tym razem, ale po chwili zorientował się, że w koszyku zadomowił się wielki, paskudny szerszeń. Strach popatrzył, wyciągnął go delikatnie, dwoma prowizorycznymi palcami  i rozgniótł go z całej siły. Z owada zostało jedynie wielkie żądło i maź.
Nienawidził tych stworzeń. Były szkodnikami, polowały na bardzo przyjazne i pożyteczne pszczółki, a w dodatku irytowały Stracha głośnym brzęczeniem. Nie tracąc czasu, Strach zaczął badać ogród w poszukiwaniu gniazda, chciał jak najszybciej pozbyć się problemu.
Nie musiał długo szukać. Zlokalizował gniazdo na gałęzi wielkiej czereśni rosnącej tuż obok muru. Wokół ogromnego obiektu, latały dziesiątki szerszeni. Popatrzył na gniazdo z obrzydzeniem. Nie zastanawiając się długo pochwycił kamień leżący nieopodal i cisnął go w wylęgarnie tych paskudnych stworzeń. Na jego celu nie zrobiło to najmniejszego wrażenia, natomiast bardzo rozdrażniło owady. Zgromadziły się wokół Stracha próbując go kąsać i żądlić. Odganiał je ręką, a te, gdy zorientowały się, że atak na stracha na wróble jest pozbawiony większego sensu, odpuściły.
Strach przyjrzał się drzewu. Wspinaczka nie wchodziła w grę, gałęzie nie wyglądały na zbyt wytrzymałe. Odszedł na chwilę, po czym wrócił z prowizoryczną drabiną wykonaną z grubszych patyków, obwiązanych suchą trawą. Wykonał ją własnoręcznie, bardzo pomagała mu w zbieraniu jabłek, czy czereśni. Był bardzo dumny ze swojego dzieła.
Ustawił ją na murze, tak by po wejściu na nią gniazdo znajdowało się na wyciągnięcie jego ręki. Po drabinie wchodził bardzo powoli, każdy krok stawiając najostrożniej jak tylko mógł. Choć drabina jeszcze nigdy go nie zawiodła, wolał nie ryzykować.
Z każdym krokiem gromadziło się wokół niego coraz więcej paskudnych, brzęczących owadów zaniepokojonych obecnością intruza. Im bliżej gniazda się znajdował, tym zajadlej  atakowały.
  W parę chwil znalazł się na szczycie drabiny. Wyciągał już dłoń w stronę gniazda, czuł już niemal słodki smak triumfu, gdy niespodziewanie usłyszał damski śpiew dochodzący zza jego pleców. Był melodyjny i kojący. Przestraszony Strach obrócił się. Z tego miejsca miał świetny widok na to co znajdowało się w posiadłości. Cały teren za murem porównywalny był do lasu. Było tam dużo drzew, które wysokością nie przekraczały muru, ściółka pokrywała podłoże, a tu i ówdzie można było dostrzec rosnące grzyby. Słowem - kompletna dzicz. Pomimo tego, wśród całej roślinności, Strach nie dostrzegł ani jednego kwiatka, mlecza nawet. Przez to właśnie teren wydawał się być niepełny, smutny, bezduszny. Temu miejscu zdecydowanie brakowało kwiatów.
Strach z tej wysokości mógł dostrzec mały dworek znajdujący się na samym środku terenu. Był cały zarośnięty mchem i inną roślinnością.  Przez dziurę w murze na posiadłość wpływał strumyk, który miał tu też swoje ujście - przed dworkiem znajdowało się małe, płytkie, ale czyste  jeziorko. A w nim kąpieli właśnie zażywała piękna, śpiewająca kobieta. Pomimo usilnego wytężenia wzroku, Strachowi nie udało się w pełni określić wyglądu i kształtów postaci. Była zbyt bardzo zasłonięta koronami drzew, by z tego miejsca w pełni ją dostrzec. Sytuacja ta miała też swoje plusy - nieznana postać nie miała najmiejszej szansy na dostrzeżenie podglądającego ją Stracha.
Strach nie widział wcześniej żadnego człowieka. Przynajmniej żadnego nie pamiętał. W gruncie rzeczy nie pamiętał wielu ważnych rzeczy, takich jak "kim ja właściwie jestem?", czy "skąd się tu wziąłem?". Swego czasu Strach z nudów snuł historie o swojej bohaterskiej przeszłości, jako wojownik królowej pszczół, fałszywie oskarżony o zdradę i przemieniony w abominację, czy syn wyklętej przez stado wilczycy urodzony podczas krwawego księżyca. Te rzeczy szybko wkładał między bajki, ponieważ ani do zapylania kwiatów go nie ciągnęło, ani też nie czuł potrzeby wycia do księżyca podczas pełni.
Strach przypomniawszy sobie o istnieniu gniazda szerszeni, błyskawicznie pochwycił je w rękę, oderwał od pnia, po czym z cisnął nim o ziemię. Obiekt w przeciągu sekundy spotkał się z podłożem i rozpadł się na setki kawałeczków uwalniając niemałą ilość owadów. Strach w ogóle się tym nie przejął - baza nieprzyjaciela została przecież zniszczona.
Gdy uznał sprawę za zakończoną oparł się  o mur i nasłuchiwał śpiewu. Był melodyjny, spokojny i... piękny? Strach zastanowił się nad znaczeniem tego słowa. Jak dotąd piękno odnajdywał jedynie w kwiatach, nie zdawał sobie sprawy, że to słowo mogłoby określać coś innego. Strach wytężył słuch, a kiedy nieznajoma skończyła zwrotkę, wszelkie wątpliwości Stracha zostały całkowicie rozwiane, a on sam tkwił w bezruchu całkowicie skamieniały, zahipnotyzowany i urzeczony.
Przebywał w tej pozycji jeszcze długi czas. Nawet kiedy piękny śpiew ustał, a nieznajoma zniknęła w głębi dworku, Strach nie odważył się drgnąć nawet o minimetr.
  Dopiero kiedy Słońce schowało się za widnokręgiem i zapanowała ciemność, Strach odłożył drabinę, samemu udając się na odpoczynek. W jego głowie kłębiło się teraz tyle myśli, że całkowicie zignorował mijane groszki i róże, które w świetle księżyca prezentowały się wyjątkowo pięknie i bajecznie. Zignorował także widoczny kłąb dymu, unoszący się nad lasem, wyłaniający się z koron drzew. Gdyby tylko Strach nie był tak zatopiony w swoich myślach, dostrzegłby także ledwo tlące się światło. I zrozumiałby, że ktoś rozpalił w tamtym miejscu ognisko. Niestety, Strach nie mógł tego dostrzec. Zbyt bardzo skupił myśli na tajemniczej kobiecie, by zwracać uwagę na cokolwiek innego.
                 

Groszki I RóżeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz