*Prolog*

3 0 0
                                    

Na pierwszy rzut oka widzimy wszystko tak, jakbyśmy chcieli widzieć. Potężne mury zamku na szczycie góry od razu kojarzą się mieszkańcom innych królestw z domem śmierci, czy czymś takim.

Wielu twierdzi, że są po prostu zazdrośni o to jak powodzi się temu królestwu, a może po prostu dostrzegają mrok w tym ciepłym, rodzinnym miejscu?

To królestwo było największe i najpotężniejsze ze wszystkich, mimo że nie posiadało najlepszych wojowników, czy nie było najlepsze w handlu.

Żyło tutaj najwięcej ludzi, którzy dbali i bronili swojego. Wszyscy nazywali ich duchem i sercem świata, to oni inspirowali innych i przodowali we wszystkich bitwach.

Zamek był wielki, okalały go zewsząd grube mury obronne, ale okna były duże i wpuszczały do środka wiele słońca. Wielu narzekało na taką dziurę w obronie, ale król nie chciał się zgodzić na nic innego.

W środku ściany były kamienne i wisiały na nich pochodnie, które skutecznie oświetlały zamek w nocy.

Rodzina królewska była powszechnie szanowana, dlatego też wszyscy dziwili się, kto też stał się największym wrogiem króla.

Dwóch mężczyzn stało w korytarzu prowadzącym do jadalni. Na kamiennych ścianach wisiało kilka świec rzucając przerażające cienie na równie kamienną podłogę.

W korytarzu było zimno, więc obaj mężczyźni mieli na sobie czarne płaszcze, które skutecznie chroniły ich przed zimnem.

- Powiedziałem ci już, że się nie zgadzam! – zagrzmiał potężny głos. – Nie będę dłużej tolerował twojego szczeniackiego zachowania, bracie!

Ten, który zabrał głos był nieco wyższy i potężniejszy od tego drugiego. Patrzył na niego srogo, jakby ganił swoje własne dziecko, a nie dorosłego już przecież brata. Bezwiednie zaciskał dłoń w pięść, a ze szmaragdowych oczu jakby trzaskały mu błyskawice.

- Ale spróbuj mnie zrozumieć – zająknął się drugi z nich.

Niższy miał nieco chuderlawą posturę, ale był całkiem wysoki. Na nosie nosił okulary, które co chwila poprawiał nerwowym ruchem jakim również odgarniał z czoła włosy.

- Próbuję, od wielu lat próbuję, Gideon. Nie dajesz mi wyboru.

Młodszy, Gideon wytrzeszczył oczy ze zgrozą i cofnął się o pół kroku.

- Nie zrobisz mi tego. Nie teraz!

- Muszę – starszy kiwnął głową. – Wyjdź, bracie. Teraz.

Gideon poprawił kilka razy okulary na nosie i warknął jak ranione zwierzę.

- Jeszcze tego pożałujesz! Zobaczysz! Stanę na czele armii, która zmiecie cię w proch!

Starszy z mężczyzn wybuchnął głośnym śmiechem, aż jakaś dziewczyna wyjrzała zza drzwi jadalni, by zobaczyć co się dzieje.

- Wyjdź, mały.

Gideon chciał coś jeszcze powiedzieć, ale jedynie się zająknął. Poprawił raz jeszcze okulary i ze zdenerwowaniem wymalowanym na twarzy opuścił mury posiadłości swojego brata.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 08, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

DemonWhere stories live. Discover now