Ból nieistnienia

44 10 7
                                    

Pamiętasz, jak byliśmy szczęśliwi? Pamiętasz nasz wesoły śmiech? Pamiętasz, co to znaczy się uśmiechać?

Błagam, powiedz, że tak. Błagam, niech twoje kąciki ust chociaż raz delikatnie drgną w górę. Błagam, bądź znów szczęśliwy. Nawet jeśli nie ma mnie już przy twym boku, gdzie jest moje miejsce.

Przepraszam cię za wszystko. Nie powinienem nigdy cię opuszczać, a jednak zrobiłem to w najbardziej bolesny sposób. Bezpowrotny.

Oddałbym wszystko, aby móc wrócić do ciebie, choć na jeden dzień, by móc otrzeć twoje słone łzy spływające po policzkach, których niegdyś nie chciałem wypuszczać z rąk. Chciałbym znów ujrzeć iskierki rozbawienia w twoich teraz wypełnionych rozpaczą oczach.

Ale nie mogę tego zrobić.

Bo co jest martwe, na zawsze pozostanie martwe.

Znowu przyszedłeś na mój grób. Po co to robisz? Nie trzeba. Naprawdę nie trzeba. Byłeś tu też wczoraj. I przedwczoraj. I przed-przedwczoraj. Obserwuję cię przez tą zamazaną szybę na której znajdują się tysiące odciśniętych palców ludzi, którzy zostali oddzieleni od swoich bliskich. Próbuję ją przetrzeć, żeby widzieć cię wyraźniej, jednak to nie pomaga. Jedyne co mogę zrobić to wytężać wzrok, starając się dostrzec jak najwięcej ciebie.

Stoisz tam taki drobny. Schudłeś ostatnio? Zdecydowanie powinieneś się lepiej odżywiać. Tak, jak ostatnio siadasz na zimnej posadzce i wpatrujesz się w urnę pustym wzrokiem. Gdzie jesteś? Czy przeniosłeś się gdzieś, gdzie jestem razem z tobą? Czy wróciłeś do naszych wspólnych chwil? Jeśli tak, to czemu płaczesz? Nie płacz, kochanie, przy dobrych wspomnieniach. Nie zamieniaj je na smutne. Chcę żebyś pamiętał mój uśmiech, tak jak ja próbuję przywołać twój z mojej szwankującej pamięci. Im dłużej tu jestem, tym trudniej utrzymać mi wspomnienia. Jednak momenty w których jesteś ty, nadal są tak samo wyraźne. Bo nawet śmierć nie może odebrać mi ciebie. Chociaż zabrała mnie tobie, to wciąż mamy nasze wspomnienia.

Potrząsasz lekko głową jakbyś odganiał muchę, która usiadła na policzku. Wycierasz twarz z łez rękawem przydługiego swetra. Dopiero po chwili zauważam, że to ten, który podarowałeś mi na święta. Duży, szary z prawdziwej wełny idealnie sprawdzał się w zimowe wieczory. Nazywałeś mnie wtedy swoją owieczką i wtulałeś się w przytulny i ciepły materiał.

Wstajesz z ziemi i kładziesz białe orchidee, które do tego czasu ściskałeś w dłoni.

- Dobranoc, skarbie - dociera do mnie twój przytłumiony głos. - Śpi dobrze. Wrócę jutro...

Uderzam pięścią w szkło. Nie chcę, żebyś znów przychodził. Nie chcę znów widzieć twoich łez, które wylatują z twoich pięknych oczu przeze mnie.

Upadam na kolana, czując, że i ja zaczynam płakać. Nie patrzę, gdy odchodzisz. Brak mi sił. Bezsilność obezwładnia moje ciało. Nic nie mogę już dla ciebie zrobić.

Mimo to codziennie cię obserwuję. Z każdym kolejnym dniem, który spędzasz przy moich prochach tracę nadzieję na zobaczenie twojego uśmiechu. Wspomnienia wciąż wywołują tylko twój ból, a ja szaleję z bezsilnego żalu.

Miałeś o mnie zapomnieć.
Miałeś nie śnić.
Miałeś nie tęsknić.
Miałeś nie płakać.
Miałeś znaleźć sens.
Łatwo mówi się, ja wiem...

Skarbie, minął rok. Czemu wciąż tu jesteś? Idź stąd. Bądź szczęśliwy. Zacznij w końcu żyć życiem beze mnie. Zapomnij o naszej miłości, dobrze?

Gdy po raz kolejny przyglądam się twojej zbyt szczupłej sylwetce, zauważam światło odbijające się od brudnej szyby. Z trudem odwracam od ciebie wzrok i widzę leciutko uchylone niebieskie drzwi, zza których wydobywa się blask. Napis nad nimi, sprawia, że mam ochotę śmiać się i płakać. „Na drugą stronę chmur". Czy to znaczy, że to koniec? Że mam cię opuścić całkowicie? Nie. Nie zgadzam się. Nie mogę ci tego zrobić po raz drugi...

Spoglądam na ciebie i czuję, jak moje serce łamie się kolejny raz. Leżysz na ziemi wśród porozrzucanych białych orchidei, spazmatycznie wciągając powietrze. A co ja mogę zrobić? Absolutnie nic. Mogę jedynie patrzeć na twoje cierpienie. Czy jeśli odejdę, poczujesz się lepiej?
Szyba drga delikatnie, gdy ponownie uderzam w nią zaciśniętymi dłońmi. Zdzieram gardło, pragnąc zbliżyć się do ciebie. Ostatni raz ukołysać cię do snu, by móc odejść z czystym sumieniem. Niemożność zrobienia czegokolwiek miażdży mnie od środka. Choćby jedno spojrzenie. Czy proszę o aż tak wiele? Chyba tak.

Opadam bez sił, nie mogąc oderwać wzroku od twojej leżącej sylwetki.

- Przepraszam - szepczę. Wpatruję się w ciebie, przekonując się do podjętej decyzji. Nic więcej nie jestem w stanie zrobić. Podnoszę się i powoli zmierzam w stronę niebieskich drzwi. Chwytam za złotą klamkę, jednak waham się. Po raz ostatni odwracam się i zauważam, że podniosłeś się i oddychasz zdecydowanie spokojniej. To chyba dobry znak, prawda? Otwieram szerzej w drzwi i wchodzę w światło, w końcu pogodzony i pożegnany z życiem, które straciłem ponad rok temu.

***

Otwieram oczy czując nagłą pustkę. Rozglądam się dookoła, jednak wszystko wygląda tak samo. Dziwne. Od roku czułem czyjąś obecność, która teraz nagle zniknęła. Nie myślę, jednak o tym długo. Zbieram kwiaty porozrzucane po podłodze i wsadzam je do wazonu. Upewniam się czy na pewno mają świeżą wodę i odsuwam się o kawałek dalej. Czuję się, jakbym wypłakał dzisiaj cały swój smutek. Czy to znak, że mam dać ci odejść, skarbie? Chyba przytrzymałem cię tutaj odrobinę za długo.

- Powodzenia, kochanie - mówię, patrząc przez małe okienko na chmury, przykrywające niebo. Za nimi znajduje się błękit, teraz ukryty przed moim oczami. Ściągam powyciągany sweter i dokładnie składam. Kładę go obok wazonu. - To chyba twoje.

Nie zważając na niską temperaturę, wracam do domu w samej koszulce, po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu z malutkim uśmiechem na ustach.

One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz