Sto lat Ben! ❤

176 22 29
                                    

Scotland Yard poprosił go o pomoc, ale kiedy się u nich zjawił, dali mu najnudniejszą sprawę, jaką mieli.

Gavin przez cały czas unikał go jak ognia, a Donovan i Anderson nawet się nie odezwali, tylko grzecznie stali obok, obserwując Sherlocka.

Sam Sherlock zauważył ukradkowe spojrzenia kierowane w jego stronę, ale ignorował je, jak zwykle.

Rozwiązał sprawę w godzinę, więc postanowił wrócić do swojego mieszkania - pieszo.

Pogoda nad Londynem sprzyjała od kilku dni, więc mieszkańcy chętnie z niej korzystali. Każdy z nich był ubrany w letnie ubrania, ale nie Sherlock. On miał na sobie swój tradycyjny płaszcz i garnitur z fioletową koszulą, jedyne, co zniknęło z jego ubioru, to szalik. Od kilku dni leżał zapomniany w jego sypialni, gdzie zostawił go jakiś czas temu.

Ludzie oczywiście spoglądali na niego dziwnie, ale nie przejmował się tym. Chciał jak najszybciej wrócić do mieszkania i zagrać jakiś utwór na swoich skrzypcach.

Już prawie był przy Baker Street, kiedy telefon w płaszczu wydał charakterystyczny dźwięk przechodzącej wiadomości.

Sherlock spojrzał na ekran urządzenia i otworzył aplikację wiadomości.

"Wsiądź do czarnego samochodu twojego brata. Zawiezie cię tam gdzie aktualnie jesteśmy, nikogo w mieszkaniu nie ma.

JW"


Młodszy Holmes przewrócił oczami i rozejrzał się dookoła ulicy. Dostrzegł niedaleko czarną limuzynę i ruszył w jej stronę, przy okazji chowając telefon z powrotem do kieszeni płaszcza. Szofer wysiadł z samochodu i otworzył Sherlockowi drzwi. Ten natychmiast wsiadł i zamknął oczy, gdy poczuł, że limuzyna rusza. Zagłębiał się w swoim pałacu pamięci, aż nie dojechali na miejsce.

Sherlock rozejrzał się po małej polance, na której się zatrzymali. Szofer ponownie otworzył mu drzwi, a młodszy Holmes wysiadł i spojrzał na zbliżającego się do niego Johna z Rosie na rękach.

- Witaj, John - powiedział i wziął swoją córkę chrzestną na ręce, a dziewczynka natychmiast wtuliła się w wujka.

- Część, Sherlock - odpowiedział, nadal patrząc na swoją córeczkę z wielkim uśmiechem. - Wybacz, że tak nagle cię ściągnęliśmy, ale mała nie mogła się już doczekać - Wskazał głową szczęśliwą dziewczynkę w ramionach przyjaciela.

- Rozumiem. - Sherlock poprawił sobie dziecko na rękach i uśmiechnął się do niego lekko. - Gdzie Mary?

- Och, chodź, czeka na nas. - John skinął swojemu przyjacielowi głową, by ten poszedł za nim.

Szli już dziesięć minut, kiedy John zatrzymał się nagle i wyjął telefon, by przeczytać wiadomość.

- Muszę wziąć Rosie i pójść na chwile do samochodu - mówił, zabierając niezadowoloną dziewczynkę z rąk Sherlocka. - Idź prosto tą dróżką, aż nie usłyszysz szumu wody - Blondyn pokazał wspomnianą ścieżkę - a kiedy już tam będziesz, skręć w prawo i przejdź przez liście płaczącej wierzby. Rozumiesz? - zwrócił się do przyjaciela. Ten prychnął z kpiną i spojrzał na blondyna jak na idiotę.

- Oczywiście, że rozumiem, John. Nie myśl, że jestem tak głupi jak Anderson - powiedział i ruszył we skazanym kierunku. Gdyby się teraz obrócił, mógłby jeszcze zobaczyć zadowolony uśmieszek Watsona.

~*~

Szedł już kilka minut, kiedy zobaczył rozwidlenie dróg, a także usłyszał szum wody. Skręcił w prawo, by po pięciu minutach odsłonić dość długie liście płaczącej wierzby.

One shot/ Sherlock Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz