Rozdział 1 ( Wspomnienia)

16 1 0
                                    

      Oczy ogarnięte płomieniem jarzyły się w swej głębokiej zieleni, próbując ogarnąć sens całej sytuacji. Las, tak to z pewnością las otaczał teraz chłopca ze wszystkich stron, jakby próbując jednocześnie ochronić go przed jego cierpieniem jak i ukryć sam jego powód. Nawet księżyc w wyrazie szacunku zatracił chwilowo swój blask, w formie swego rodzaju hołdu ofiarom. Ofiarom którym przyglądał się on, mały 5 letni chłopczyk.
- Mamo, tato - to jedyne słowa które były wstanie wyjść z ust dziecka ogarniętego spazmami płaczu widocznymi w formie łez.
Wszechogarniający mrok topił delikatne smugi światła zataczając kręgi na świadku tych smutnych wydarzeń.
Pytania same stawiają się przed naszymi oczami, lecz by zrozumieć przyszłość, potrzebne są wspomnienia przeszłości.

Jakiś czas temu
- Kochanie, zbieraj się! Nie możemy się spóźnić na tak ważne wydarzenie. Wiesz dobrze ile to znaczy dla taty.
- Mamo, ale to będzie takie nudne. Zero dzieci i zero zabawy.- skomentował chłopiec ubrany w piękny niebieski garnitur. Zdobiony był on złotymi ozdobami w formie pasków czy drobnych pierścieni.   Chłopiec na oko 4-5 letni o blond włosach i oczach koloru ściętej trawy
pragnął teraz tylko jak najlepszego sposobu ewakuacji z możliwych. Rodzice ponownie zmuszali go do udziału w tych swoistych fanaberiach. Kto zabiera pięcioletnie dziecko na przyjęcia biznesowe. Bzdurne tłumaczenia rodziców o korzyściach z tego płynących. 'Nie to już nie ma znaczenia' pomyślał.
- Mam dość - krzyknął chłopiec dając upust swym emocjom.
     Jego czas, zachowanie, emocje wszystko było kontrolowane. Klatka jaką nałożyli na chłopca rodzice zacisnęła się zbyt mocno uniemożliwiając swobodne oddychanie. Łzy powoli skapywały po policzkach naszego bohatera. Łzy złości, ale również smutku i rozczarowania. Nathan kochał swych rodziców całym sercem, a jednak w tym momencie pragnął by zniknęli, zostali tylko kartką wspomnień o których nie warto pamiętać.
- Mamo, ja już nie mogę. Nie mam przyjaciół, bo nie pozwalacie mi na nich zabierając mi czas i prywatność. Powiedz mamo, kiedy ostatni raz byliśmy na wycieczce,pikniku czy zwykłym spacerze. No kiedy?!
    Matka chłopca stała zamurowana, nie wiedząc jak odpowiedzieć na pytanie syna. W jego oczach kryło się tyle bólu, którego jej wzrok nie mógł znieść. Spuściła więc wzrok słuchając dalszego wywodu syna.
- Nie znasz odpowiedzi mamo?! Bo to nigdy nie miało miejsca!- Nathan nie wytrzymał napięcia i upadł na kolana zalewając się łzami.
    On nie rozumiał, pragnął odrobiny uwagi, ciepłego słowa czy też zwykłej rozmowy o dronostkach dnia codziennego.
- Przepraszam- to jedyne słowo jakie było wstanie opuścić usta kobiety po tym co usłyszała.
     Podbiegła do chłopca widząc go na kolanach i tuląc do siebie w akcie swoistej desperacji. Wiedziała, że to wszystko prawda. Na co dzień udawała, że tego nie widzi ślepo wmawiając sobie, słuszność tych decyzji, lecz tuląc teraz chłopca wiedziała,że spieprzyła sprawę. 'Zniszczyliśmy wszystkie więzi kiedykolwiek nas łączące' pomyślała sama roniąc łzy.
    Chłopiec z drugiej strony, nie wiedział jak ma zareagować. Mama, jego mama właśnie trzymała go w swych ciepłych rodzicielskich ramionach, dając mu poczucie bezpieczeństwa, ale co najważniejsze uwagę, to czego pragnął od tak dawna.
- Ma.....mo- wyjąkał chłopiec między spazmami targającymi całym jego ciałem.
    Ashley bo tak miała na imię kobieta spojrzała na syna wiedząc, że nadszedł czas. Czas zmian w ich życiu. Obawiała się zdania męża w tej sprawie. W końcu był on głęboko przekonany, że wszystko to co robią, służy tylko lepszej przyszłości dla ich syna. 'Wiedziała, że może być trudno, lecz czego nie jesteś wstanie poświęcić dla swojego jedynego syna' stwierdziła w myślach.
- Synku, ja wiem i rozumiem.....
    Chłopiec patrzył na nią z niedowierzaniem, ona wie i nic z tym nie robi. Jak ona śmie ranić go tak mocno. Złość zaczęła w nim buzować. Jak do tej pory liczył, że może poprostu tego nie widzi zajęta pracą. Wierzył w tą skromną iskierkę nadziei. A ona jasno i klarownie,prosto w twarz mówi mu, iż wie o jego bólu i nic z tym nie robi. Lecz to nie to słowa zszokowały go najbardziej.
     Kobieta zaś w tym czasie próbowała ułożyć plan. Jak zmienić relacje ich łączące. Nie zdawała sobie niestety sprawy z złości krążącej w jej jedynym synu.
- Więc czemu?!- Krzyknął tracąc wszelkie nadzieje i czując jak kawałki jego serca rozsypują się tworząc pustkę, nieprzeniknioną i ciemną niczym dna najgłębszych mórz i oceanów.
- Przepraszam- krzyknęła głosem ociekającym bólem.
- Zmienimy to, obiecuję, ale proszę daj nam szanse, jedną małą szansę! Proszę.- wyszeptała kobieta patrząc zamglonym przez łzy wzrokiem.             Marzyła w tej chwili tylko o jednym, aby jej ukochany synek się zgodził. Aby pozwolił im kochać go tak jak na to zasługuje. Tulić go i rozpieszczać do granic możliwości.
    Chłopiec zaś nie wiedział, nie wiedział już nic. Tracił nadzieję, by następnie ją odzyskać. Zastanawiał się, czy aby napewno jeszcze tu jest. Może to tylko sen? Jego mama obiecuje mu zmiany. On wiedział jednak, że to prawda, a patrząc w kochający wzrok swej matki, pełny troski i dobroci znał odpowiedź.
- Tak- wyszeptał Nathan ledwie słyszalnym głosem. Mimo chwilowej pewności siebie, bał się. Tak wiele już wycierpiał w samotności.
- Tak- powtórzył głośniej jakby próbując siebie samego przekonać do swej decyzji.
    Jeden wyraz znaczył aż tak wiele dla Ashley. Cieszyła się. Nie to za słabe słowo. Ona była wniebowzięta! Jej uśmiech szczery i prawdziwy utwierdzał tylko w przekonaniu o słuszności decyzji chłopca.
- Dziękuję, nie zawiedziesz się kochanie. Obiecuję, że będziesz szczęśliwy!
    Chłopiec wiedział już, że nie ma odwrotu, lecz ten niewinny uśmiech dawał wiarę Nathanowi. Wiarę w swojego rodzica, jego ukochaną mamę, która teraz wraz z nim płakała i śmiała się, w jego nową przyszłość.
Jedynym czego nie byli świadomi, była obecność jasno niebieskich par oczu Marca, ojca Nathan i męża Ashley. On też słysząc to, jak zakończyła się kłótnia miał na sobie uśmiech. Nie ten sztuczny, pełny wewnętrznej pogardy jakim posługiwał się na spotkaniach, ten uśmiech był słaby, lecz szczery. Marc wiedział tak jak żona, że odzyskanie zaufania syna nie będzie proste. Lecz on sobie poradzi. Miał wiarę w swoje możliwości, a jedyne co mu pozostało to walczyć i z taką myślą odszedł by odwołać swój udział w spotkaniu.
- Synu, nie zawiedziesz się. Przysięgam ci na swe imię. Ja Marc Henley pokaże ci, że potrafię być prawdziwym ojcem.
    Los rzadko bywa sprawiedliwym sędzią. A czas ludzki jest tylko nicią prostą do zerwania. Lecz o tym opowiedzą przyszłe wydarzenia.

Notka autora:
To mój pierwszy tekst. Liczę na komentarze, rady. Konstruktywna krytyka zawsze w cenie. 😊
Pierwsze 3-4 rozdziały to wspomnienia. Potem historia się rozkręci i zrobimy mały skok czasowy 10-11lat . 😉

Don't touch my soul with dirty handsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz