Rozdział 2 ( Wspomnienia)

17 1 1
                                    

Miesiąc później
    Wiele zmian nadeszło przez ten czas. Wiele nieoczekiwanych zmian, szczególnie dla Nathana. Chłopiec zaczął się szczerze uśmiechać. Ashley starając się jak najmocniej dopełnić obietnicy złożonej mu miesiąc temu, spędzała z nim każdą wolną chwilę. Od krótkich spacerów, po wypady na lody czy wyjazdy do wesołego miasteczka.
- Kochanie, na co masz ochotę? Może naleśniki z czekoladą i bitą śmietaną? - spytała syna, sama znając odpowiedź.
Jej syn niemiłosiernie i bez opamiętania kochał wszelkie słodkości, a szczególnie upodobał sobie naleśniki.
- Taaak!!- wręcz krzyknął chłopiec wspominając smak tych wspaniałych delikatesów.
Jak można ich nie kochać?!
    Relacje między nimi, nadal były nietrwałe lecz miały solidne podstawy by przetrwać.
    W tym momencie do kuchni wkroczył ojciec chłopca Marc. Na tym polu też wiele się zmieniło. Co prawda mężczyzna nadal popełniał błędy, ale w końcu zdjął ograniczenia jakimi obarczył swego syna. W planach mieli nawet wyjazd nad pobliskie jezioro by mocniej przekonać Nathana. Przekonać go do ich zmiany i tego, że już nie ma się czym martwić.
- Hej kochanie/ Witaj synku- przywitał się mężczyzna patrząc na gotującą już żonę oraz zniecierpliwionego czekaniem syna.
- Dzień dobry tato/ Dobry kotku- odpowiedzieli wspólnie dostrzegając stojącą w progu postać pana domu.
    Mężczyzna zasiadł do stołu i zagłębił się w drobną konwersacje z swoim synem. Wreszcie na stole wylądowały pierwsze naleśniki i wszyscy zabrali się za jedzenie. Jedyne co chodziło teraz po ich głowach to ich smak. 'Jak zawsze Ashley/mama robi najlepsze naleśniki' pomyśleli.
- Nathan, jeśli chodzi o nasz wspólny wyjazd....- rozpoczął mężczyzna. Chłopiec przestał jeść patrząc z uwagą na ojca. Od tak dawna czekał na ten wyjazd.
- Tak, tato?- zapytał.
W oczach chłopca widać było ile nadziei wiąże on z tym wyjazdem. Jeszcze nigdy nie miał okazji wybrać się z rodzicami na tego typu wyjazd. Mieli nocować w namiotach, pod gołym niebem, nad jeziorem. Nathan w swoich snach widział to już tak wiele razy.
- Udało się! - krzyknął entuzjastycznie patrząc na syna i jego pogłębiający się uśmiech.
Tak mocno walczył o te kilka dni urlopu. Kosztowało go to naprawdę wiele wyrzeczeń, ale wiedział, że było warto. Choćby dla tego pojedyńczego uśmiechu, warto było harować jak wół przez ostatnie 2 tygodnie.
    Chłopiec nie pytał, rozumiał. I czuł się dobrze. Nie to zbyt skromne określenie. On był teraz najszczęśliwszym dzieckiem jakie stąpa po calutkim globie.
    Nathan czym prędzej wstał od stołu, by przytulić swojego ojca. Po kilku sekundach zanurzył się w jego opiekuńczym uścisku, szepcząc mu cicho do ucha tylko jedno słowo.
- Dziękuję.
    Mama chłopca przyglądając się całej scenie, rozczuliła się i  sama podbiegła, tuląc do siebie dwójkę najważniejszych mężczyzn w jej życiu.
    Szczęśliwi trwali tak jeszcze przez kilka sekund. Gdy wreszcie oderwali się od siebie, mężczyzna zakomunikował, że mimo iż za dwa dni wyjazd, jego szef zgodził się na niespodziewany urlop pracownika tylko pod warunkiem, że przed wyjazdem wypracuje nadgodziny w domu.
    Ashley i Nathan patrzyli tylko jak zrezygnowany mężczyzna wlecze swe ciało do gabinetu w celu wszelakiej rozpaczy - ciężkiej pracy. Ile on by teraz dał za jakąś niewinną duszyczkę, która w akcie dobrej woli rozwiązała by za niego cały ten papierkowy burdel.
    Kolejne dni mijały nadzwyczaj dobrze. Domownicy zajęci przygotowaniami do wyjazdu, biegali z kąta w kąt zastanawiając się co jeszcze zabrać ze sobą na wyjazd. Szał w szczególności opanował matkę chłopca. Kolejne torby zapełnione gratami czy nieistotnymi pamiątkami, latały na prawo i lewo tworząc swoisty rodzaj bałaganu w salonie.
- Emm, mamo dlaczego bierzesz ze sobą to wszystko?- chłopiec zapytał patrząc na rozrywającą się pod naporem przedmiotów torbę swej mamy.
     W jego głowie zrodził się zamysł "moja rodzina nigdy do końca nie będzie normalna" . 'W końcu kto zabiera na 3-dniowy wyjazd młotek, śrubokręt i gaz paraliżujący. Nie jedziemy na wojnę mamo!' pomyślał Nathan śmiejąc się w duchu z pomysłów swej jakże ekscentrycznej rodzicielki.
      Jego wyposażenie w przeciwieństwie do "ekscentrycznej torby starszej kobiety z problemami" składało się z całkowitego minimum. 3 pary czystych ubrań, podstawowe środki czystości no i oczywiście coś co zajmie jego czas w chwilach głębokiego stadium umysłowego. ( bezosobowej, szalenie niebezpiecznej poczwary- nudy).
    Marc w akcie sojuszu męskich sił spakował do torby tylko najpotrzebniejsze specyfiki głównie spraye na wszelkiego rodzaju robactwo. 'Jak ja nienawidzę tych małych obślizgłych istot czyhających tylko aż stracę czujność' oznajmił sam przed sobą.
    Nathan w pełni gotowy na jutrzejszy wyjazd leżał już w łóżku, zastanawiając się jak to dalej będzie. Nie przeszkadzał mu obecny stan rzeczy, wręcz przeciwnie, ale z tym wszystkim przychodziły obawy. Czy aby to nie jest zbyt piękne? Kiedy skończy się ta cała sielankowa atmosfera? Chłopiec nie dzielił się swymi obawami z nikim, sam tkwiąc po uszy w swych obawach. Do tego te nieprzyjemne uczucie jakie towarzyszyło mu cały dzisiejszy dzień. "Coś się wydarzy." Na końcu jego umysłu ta niejasna myśl kryła się za wieloma zasłonami, chowając się przed oczami 5- latka. 
    Nathan nie zdawał sobie sprawy ile prawdy było w tej jednej myśli.

Notka autora:
Rozdział troszeczkę późno, ale nie chciałem tworzyć go na siłę. Trochę zbyt sielankowy, ale nadchodzi wiele zmian! Liczę na jakiś komentarz lub coś w tym stylu. Kolejny rozdział najprawdopodobniej za 4-6 dni. Do zobaczenia. :)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 27, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Don't touch my soul with dirty handsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz