Rozdział 1

7 1 0
                                    


Siedziałam w malutkim, szarym pokoiku. Mały chłopiec patrzył na mnie swoim pełnym ciekawości, ale i przestraszonym wzrokiem.

- Co teraz ze mną będzie? – zapytał łamiącym się głosem

- Nie wiem, niestety nikt nie wie. – odpowiedziałam zasmucona.

Antoś był małym, drobnym chłopcem, który został przywieziony do domu dziecka kilka dni temu, ponieważ sąsiedzi znowu zadzwonili że matka go bije. Jego ojciec poznał inną kobietę, gdy chłopiec miał zaledwie roczek, a matka popadła w alkoholizm. W miarę, gdy chłopczyk rósł, zaczęła się na nim wyżywać. Każdego dnia karciła go o byle przyczynę, na przykład o to, że znowu spóźnił się o pięć minut z umyciem naczyń, albo o to że zapomniał reszty ze sklepu. Z upływem czasu, matka Antosia znęcała się nad nim już nie tylko słownie ale psychicznie jak i również – fizycznie. Wiele razy kończyło się na tym, że chłopiec był niewyspany, dlatego że matka znowu krzyczała na niego całą noc o byle bzdurę.

Nagle zadzwonił dzwonek, co oznaczało że już czas na obiad. Pomogłam malcowi zejść z łóżka i razem udaliśmy się w stronę jadalni. Chłopiec nagle posmutniał.

- Nie martw się, Młody, wszystko będzie dobrze. – postarałam się go pocieszyć. Chłopiec tylko na mnie spojrzał i westchnął.

- Słyszałam że dziś pomidorowa i klopsiki, twoje ulubione, co nie? – teraz przybrałam weselszy ton.

Antoś tym razem się uśmiechnął.

- Kto ostatni na dole, ten gapa! – Ucieszył się malec. Razem zaczęliśmy się ścigać na dół. Jak zwykle dałam się prześcignąć. Po chwili byliśmy już na dole. Antoś cieszył się z kolejnej wygranej. Podeszłam do chłopca i przybiłam mu piątkę.

- Dobrze, a teraz chodźcie umyć ręce bo obiad Wam wystygnie. – Od progu powitała nas kucharka.

- Już się robi! – odpowiedzieliśmy chórem. Teraz chłopak był znacznie weselszy, potrafił się nawet uśmiechnąć, co nieczęsto się przytrafiało. Pomogłam mu usiąść do stołu.

Nasza jadalnia mieściła około dwunastu stolików po dwie osoby. Na ścianach przeważał kolor żółty i zielony. Całkiem sporo było też brązu. Okna były dość spore, oraz całkiem jasne.


Po skończonym posiłku, poszliśmy z Antkiem do biblioteki. Malec uwielbiał tu przychodzić. Zresztą tak samo jak i ja. Były tu tysiące książek, a każda ciekawsza od poprzedniej. Wraz z chłopcem wprost uwielbialiśmy wkraczać w światy opisywane na kartkach papieru. Mieliśmy nawet swoją ulubioną historię. Była to „Mała księżniczka" napisana przez Frances Hodgson Burnett.

Jest to nasza ulubiona pisarka. Razem przeczytaliśmy też „Tajemniczy ogród" tej samej autorki.

- Kiedyś też będę mieć taki ogród. Będą tam same najpiękniejsze kwiaty! I będę je podlewał, i o nie dbał! – powiedział kiedyś do mnie Antoś.

Chłopiec był może i mały, ale miał wielkie serce. Dbał o dobro każdego, nawet jeśli miałby zapłacić własnym kosztem. Miał też wielkie ambicje. Zawsze mówił mi że kiedy dorośnie to wynajdzie lek na wszystkie choroby! Antek to naprawdę pocieszny malec. Pomimo, że nie jesteśmy spokrewnieni, to jest dla mnie jak młodszy braciszek. Dlatego muszę go chronić za wszelką cenę, nawet jeśli musiałabym przypłacić własnym życiem.

Następnie przyszedł czas na W-F. W tym celu oboje udaliśmy się na dół, na boisko mieszczące się tuż przy naszym ośrodku. Na dole przywitał nas trener. Jak zawsze, na sam początek czekał na nas zestaw ćwiczeń rozciągających, a potem przebieżka – trzy okrążenia wokół pięciuset metrowego stadionu. Antek jak zwykle miał najlepszy czas – trzy minuty i trzydzieści pięć sekund. Chłopiec od zawsze czerpał przyjemność ze sportu. Kochał to, zresztą tak jak i ja. Choć ja nigdy pewnie nie będę w stanie mu dorównać.Nie jestem aż tak wysportowana.

Po biegu na czas czekał na nas jeszcze tor z przeszkodami. Jak zwykle chłopiec okazał się najlepszy z całej naszej grupy. Prócz mnie i Antosia, w grupie było z nami jeszcze dwóch chłopców – Albert i Jarek. Byli przywiezieni oboje, z tego samego domu. Trafili do ośrodka, bo nie mieli odpowiednich warunków do zamieszkania. W domu ciągle wilgoć i grzyb. Pomimo że wszyscy nie widywaliśmy się zbyt często, to traktowaliśmy się jak rodzinę. Reszta dzieci miała zajęcia na inne godziny, a zamieszkiwali piętro niżej od nas, więc niestety nie mieliśmy okazji się widywać. Jednak wiedziałam, że skoro tkwimy tutaj razem, to musimy się wszyscy wspierać.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 23, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Szukając szczęściaWhere stories live. Discover now