Rozdział 1

72 4 0
                                    

31 grudnia 2018 dzisiejszy dzień, nie różni się prawie niczym od innych równie mało ciekawych dni... no może poza jednym faktem. Dzisiaj jest ten dzień. Dzień przez który od tygodnia co noc nawiedzają mnie koszmary. Dzisiaj mija równo rok od śmierci mojej najlepszej przyjaciółki, mojej nierodzonej siostry, osoby dla której oddałabym własne życie gdybym mogła. Niestety teraz to już to nie ma znaczenia. Nikt nawet nie dał mi szansy, żebym spróbowała jej pomóc, a co dopiero oddała własne życie.
Ten okropnym dzień nie różni się kompletnie niczym od innych, smutnych dni jakie ostatnio dane było mi przeżyć. Zaczynam go dość zwyczajnie od ubrania się. Stwierdziłam, że skoro i tak nigdzie nie wychodzę dalej niż do kuchni oraz łazienki, to nie musze jakoś wyjątkowo się stroić. Wcisnęłam się w lekko przyciasne czarne jeansy.
-Trzeba się za siebie wziąć Cassie, och trzeba, zobacz jak się zaniedbałaś.- rzucam sama do swojego odbicia w lustrze, krzywiąc się przy tym lekko .
Następnie wsunęłam przez głowę bluzę o kilka rozmiarów za dużą. Mimo, że nie należę do osób bardzo grubych to wolałam ukryć swoje niedoskonałości.
Po skończeniu tej czynności zeszłam zjeść śniadanie. Nie jestem z tych ludzi, którzy myją zęby przed śniadaniem. Niektóre rzeczy lepiej smakują bez dodatkowego smaku mięty jaką zostawia po sobie pasta do zębów.
Zeszłam po schodach i skierowałam się prosto do kuchni nie zwracając uwagi na mojego brata bliźniaka siedzącego w salonie przed telewizorem. Kiedy on ma czas na telewizor?
Weszłam do kuchni i zostałam dzisiaj bardzo pozytywnie zaskoczona, czekały na mnie naleśniki czekoladowe w wykonaniu mojego brata. Przyznam, że gotować potrafi świetnie. Nałożyłam sobie porcje i skierowałam się do salonu.
-Dzień dobry Zach-przywitałam się z bratem i usiadłam obok na kanapie.
-Hej Cas, jak noc? Wszystko u Ciebie w porządku? -zapytał zmartwiony zdarzeniami które mają miejsce od kilku dni. Strasznie sie o mnie martwi a ja nie wiem jak mam go uspokoić.
-Wiem, że się o mnie martwisz, ale tłumaczyłam Ci już dużo razy, że sama sobie z tym poradzę. Jestem już dużą dziewczynką.-gdy to powiedziałam wszystkie wspomnienia wróciły. Widok mojej najlepszej przyjaciółki, wykrwawiającej się w wannie. Zabiła się, zrobiła to na moich oczach bo nie znosiła życia, była zbyt delikatna dla tego świata który pomiatał nią jak nikim innym. Robiłam wszystko by ją powstrzymać niestety nie byłam wtsrarczająco dobra.
Pomimo, że te wspomnienia nawiedzały mnie dzisiaj przy każdej możliwej czynności, starałam się odepchnąć je chociaż na moment żeby Zach niczego nie zauważył i nie zaczął martwić się jeszcze bardziej.
Niestety narastająca gula w gardle i szklanki w oczach były wystarczającym powodem by dać Zachowi powód do szybkiej reakcji. Odłożył talerz z naleśnikami na stół i z całej siły przytulił mnie do siebie próbując dodać mi choć troche otuchy.
-Wiem jak kochałaś Maddie, byłyście najlepszymi przyjaciółkami prawie od zawsze. To co zrobiła to nie była Twoja wina, nikt się przecież tego nie spodziewał.
Nie chcąc dłużej drążyć tego ciężkiego dla mnie tematu zasugerowałam:
-Musimy się dzisiaj rozerwać, dobrze nam to zrobi. Co powiesz na wspólny wieczór? Może odwdzięczę się za śniadanie i zamówię jakąś pizzę i pooglądamy filmy? Albo może jakiś spacer? W końcu pomimo okoliczności dzisiaj jest sylwester. Jak zaczną strzelać fajerwerki to będzie przepięknie.- zasugerowałam.
-O idealnie się składa, kumpel zaprosił mnie do siebie na domówke, powiedział, że moge zabrać ile osób chcę byle by wziąć też alkohol. Myślałem, że się wymigam ale myśle, że taka impreza dobrze by nam zrobiła.
-Obiecałam dzisiaj, że wybiorę się na zakupy z Joshem, ale jak wrócę to masz czekać na mnie i pojedziemy, jasne?
-Jasne, zaproś Josha ze sobą. Ja i tak mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, kupię przy okazji też alkohol.- powiedział mój brat opuszczając pokój i udając się w kierunku łazienki.
-Ja i Josh nie pijemy dzisiaj, więc o nas nie musisz się martwić.-krzyknęłam do brata gdy ten zniknął za drzwiami.
-Jak sobie chcecie.
Po skończonym posiłku zebrałam się z kanapy, umyłam naczynia a później ruszyłam do pokoju żeby powoli zacząć się szykować na zakupy.
Po chwili rozmyślań podeszłam do biurka żeby poszukać mojego telefonu między stertą książek, z których rzekomo próbowałam się ostatnio uczyć. Miałam jeszcze trochę czasu do przyjazdu przyjaciela więc postanowiłam umilić sobie ten czas muzyką, niestety dzisiejszy dzień widocznie mi nie sprzyjał, bo nawet telefonu nie mogłam znaleźć. Już miałam zaprzestać swoich poszukiwań, gdy ktoś akurat zadzwonił.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu na którym pokazała mi się roześmiana twarz mojego przyjaciela, zawsze potrafił sprawić, że się uśmiecham na jego widok.
Razem z Maddie byliśmy zgraną ekipą przez długie lata. Nie było sytuacji z której nie dalibyśmy sobie rady wyjść, bo zawsze mieliśmy siebie. Dopiero rok przed śmiercią przyjaciółki, nasze towarzystwo zaczęło się rozpadać. Razem z Joshem zaczęliśmy myśleć o studiach oraz jakiejś dorywczej pracy. Jako, że Josh zawsze otwarcie mówił o swoich odczuciach, parę razy pokłócili się mocno z Maddie o to, że jedyne o czym myślała wówczas dziewczyna to imprezy i zabawa. Zazwyczaj po takich kłótnia Maddie zarzucała nam, że jesteśmy po prostu nudni i wychodziła. Josha oczywiście to strasznie denerwowało i parę razy sam dawał do zrozumienia naszej przyjaciółce, że skoro chce się świetnie bawić to niech znajdzie sobie nowych, ciekawszych przyjaciół.
Po jednej z takich kłótni nasze towarzystwo podzieliło się na dobre. Zostałam ja i Josh, czasem imprezujący ale zawsze rozsądni, oraz ja i Maddie. Niestety przyjaźń moja z Maddie przerodziła się w jedną wielką imprezę oraz zabawę. Nie chciałam się kłócił z przyjaciółką więc pozwalałam jej przyjmować zaproszenia od nieznajomych ludzi. Nazywałyśmy takie imprezy nockami. Upijałyśmy się wtedy niezliczoną ilością alkoholu i wracałyśmy dopiero koło południa następnego dnia. Po nockach rzadko kiedy coś pamiętałyśmy, zdarzało się nawet, że jedna z nas pokazywała się w domu dopiero wieczorem. Takie dni były najgorsze. Martwisz się o jedną z najważniejszych osób w Twoim życiu, ale nie pamiętasz kompletnie nic, więc jesteś zupełnie bezużyteczna.
Po czasie, wracając do tamtych wydarzeń bardzo żałuję, że się podzieliliśmy. Mam wrażenie, że to właśnie przeze mnie wydarzyły się późniejsze sytuacje, w tym również śmierć Maddie. To ja przyczyniłam się do jej upadku. Nie pomogłam jej gdy potrzebowała mnie najbardziej. Nie byłam tym głosem rozsądku, którym powinnam być. To właśnie przez to zginęła, przez moją głupotę. Wszystko potoczyłoby się inaczej gdybym wtedy pomyślała o dobrze własnej przyjaciółki zamiast zwyczajnie w świecie, dostosować się do sytuacji.
Odebrałam telefon od Josha i usłyszałam jego melodyjny głos.
-dzień dobry moja pani ..-zanucił piosenkę której nigdy wcześniej nie słyszałam.
-Jak się czujesz Cassie, wszystko dobrze?
-Nie zaczynaj tego tematu, już to przerabiałam z Zachiem, wszystko u mnie w porządku. Lepiej mi powiedz co u ciebie? Opowiadaj  jak ci się żyje z trzema kobietami w domu.
Jakoś nie mogłam sobie go wyobrazić z dwoma nastolatkami pod jednym dachem. Parę dni przed świętami ciocia Josha przyjechała na przerwę świąteczną do swojej siostry, mamy Josha. Wraz z nią przyjechały jej córki, dwie urocze trzynasto-latki.
-Te dziewczyny nie dają mi żyć -odpowiedział płaczliwym głosem.
-już nie mogę się doczekać aż ktoś z opieki społecznej przyjedzie i zabierze je tam skąd wyprodukowano te potwory.
Zaśmiałam się na jego sugestie dziewczynek z fabryki. Czy ja w wieku trzynastu lat też taka byłam?
-Nasze plany nadal aktualne?- zapytałam.
-Oczywiście panno Jones.-Nie znoszę jak mówi do mnie po nazwisku, czuje się jakbym rozmawiała z przyszłym szefem.
-Wieczorem chyba pójdę na jakąś domówkę więc fajnie by było jakbyśmy załatwili te zakupy w miarę szybko. -Oczywiście trzy godziny to za mało, żeby wielce książę się wyszykował, samo układanie włosów zajmuje mu pół godziny.
-No nie wiem Josh -powiedziałam- to miały być zakupy mojego życia a ty już mnie pospieszasz. Co jeśli kupię buty w złym odcieniu czarnego?-zażartowałam do przyjaciela.
-Jesteś chora na głowę, dlaczego ja się jeszcze z Tobą przyjaźnie? Jak niby można kupić buty o złym odcieniu czarnego? Czarny to czarny, tu nie ma żadnej filozofii.
-To był tylko żart mądralo. Razem z Zachiem dostaliśmy zaproszenie na imprezę do jego kolegi. Co ty na to? Idziesz z nami czy szukasz sobie domówki na własną rękę?- zapytałam z ogromną nadzieją, że się zgodzi się pójść z nami.
-W sumie to bardzo chętnie się wybiorę. Tak poza tym to mam nadzieję, że już jesteś gotowa do wyjścia, ja już ubieram buty i wycho... O Cholera młoda muszę kończyć! Chyba właśnie poszedł ulubiony wazon mamy. Zamorduje te baby!!!
Usłyszałam jeszcze w telefonie jakieś krzyki i zobaczyłam ,że Josh się rozłączył. Uwielbiam jego kuzynki, to nieliczne osoby które potrafią wyprowadzić Josha z równowagi. Dodatkowo ubóstwiają mnie i zawsze powtarzają mi, że chciałyby być takie jak ja kiedy dorosną.
Roześmiałam się jeszcze raz na myśl o małych diabełkach w jego domu i poszłam spakować swoją torbę na zakupy. W trakcie pakowania dostałam wiadomość, wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni i spojrzałam na wyświetlacz

1 nowy SMS

Od: Josh<33
Już wyjeżdżam i za 10 minut będę.
Musimy pojechać po nowy wazon..

Do: Josh<33
Hahahahaha

Od: Josh<33
Szykuj się, nie zamierzam na Ciebie czekać młoda damo

Do: Josh<33
Idiota.

...

Lecimy 3⭐️ i kolejny rodział
...

W cieniu prawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz