Rozdział 3

25 1 0
                                    

Schodząc po drabinie na dół, spojrzałam na zegarek żeby sprawdzić godzinę. Za 27 minut wybije północ. Zatrzymałam się w pół kroku i miałam ochotę strzelić sobie kulkę w łeb. Czemu nie zostałam z nim do północy? Sylwester z przystojnym nieznajomym, to byłoby coś, nie miałam kompletnie nic do stracenia... No może poza godnością którą utraciłabym z momentem ponownego wejścia na dach, po tym jak już się pożegnałam. Zawiedziona swoim fatalnym wyczuciem czasu zaczęłam ostrożnie schodzić po schodach, by nie trafić na jakiegoś pijanego nastolatka leżącego w wymiocinach, ani na jego wymiociny same w sobie. Wyminęłam bokiem resztki alkoholu z żołądka osobnika który wcześniej je tu z siebie wyrzucił i udałam się na parter w poszukiwaniu jednego z chłopaków. Nie chciałam już dłużej siedzieć na tej imprezie, zaczęłam wspominać wspólne chwile z Maddie, ona zawsze pomagała mi w stresujących sytuacjach... a gdyby tego było mało to jeszcze olałam chłopaka z którym całkiem przyjemnie mi się rozmawiało...
Poszukiwania nie zajęły mi dużo czasu, po około trzech minutach, przy wejściu do kuchni znalazłam Josha rozmawiającego z jakimiś nastolatkami.
-Hej kochanie- zauważył mnie gdy od razu do niego podeszłam.
-Jak się bawisz?- kontynuował.
-Chciałabym już wrócić, myślisz, że możemy znaleźć Zacha i się zbierać?- zapytałam przyjaciela.
-Coś się dzieje? Zaraz dopiero północ.
-Nie skarbie, wszystko w porządku. Pójdę poszukać Zacha.- Odeszłam nim zdążył zaprotestować. Wiedziałam, że nie ma sensu szukać brata bo zareaguje dokładnie tak samo.
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer na taksówkę. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa.
-Co do cholery?- powiedziałam do siebie. Przecież jest sylwester, dużo osób będzie potrzebowało taksówki. Wzięłam z kuchni kieliszek szampana i zrezygnowana wyszłam na zewnątrz żeby pobyć sama i się trochę przewietrzyć. Co zrobić w takiej sytuacji? Za 16 minut północ. Pomyślałam, że najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji będzie znalezienie sobie jakiegoś miejsca na dworze by samotnie spędzić sylwestra, nie miałam ochoty wracać do brata i Josha, humor całkowicie mnie opuścił.
Jakieś 100 metrów od wejścia, za krzewem i kilkoma drzewami stała ławka, nikt na niej nie siedział bo z daleka nie było jej widać. Spacerować też nikt nie chciał, wychodzili tylko nieliczni by zapalić, a później znowu chowali się do środka. Pewnie dlatego też, że budynek z zewnątrz nie jest zbyt ciekawy i to w końcu w środku dzieje się prawdziwa impreza. Usiadłam na ławce. 7 minut do północy.
-Chyba jednak nie jestem taki super fajny jak myślałem, uciekłaś ode mnie z dachu by następnie sama spędzić sylwestra na dworze.- powiedział nagle głos zza moich pleców.
Odwróciłam się zaskoczona do mojego towarzysza.
-Lucas!
-Luke.- poprawił mnie i zajął miejsce obok mnie.
-Lucas.- powiedziałam przedrzeźniając się z chłopakiem.
-Chciałam wrócić do domu ale nie mogłam dodzwonić się na taksówkę.
-A co z bratem i chłopakiem?
-chłopakiem?- zapytałam zdezorientowana.
-Aaa, mówisz o Joshu.- załapałam po sekundzie. każdy myli go zawsze z moim chłopakiem.
-Josh to tylko przyjaciel. Poza tym, nie chciałam ich zabierać z imprezy sylwestrowej zaraz przed północą, pewnie dobrze się bawią w środku.
-Nie dziwie im się, za jakieś dwie, trzy minuty północ, kto chciałby wracać teraz do domu?- zapytał roześmiany.
-No tak.. A Ty? Czemu spędzasz sylwestra sam?- zapytałam.
-Nie chce o tym rozmawiać.- powiedział od razu tracąc humor.
Nie powinnam była pytać, zepsułam.. Znowu.
Siedzieliśmy tak w ciszy dopóki nie usłyszeliśmy głośnego odliczania ludzi którzy zaczęli zbierać się przed budynkiem, by cieszyć się wspólnie nowym rokiem i podziwiać fajerwerki.
10
9
8
7
-Szczęśliwego Nowego Roku Katherine.- powiedział Luke.
5
Co?
4
-Szczęśliwego Nowego Roku Lucasie.- zawtórowałam, lekko zaskoczona przyjemnym działaniem jego słów.
2
1
Już zaczęłam podnosić do ust szampana kiedy nagle na moim policzku wylądował mokry buziak. Szybko spojrzałam na chłopaka wyraźnie zaskoczona gestem który właśnie uczynił.
-No co?- roześmiał się z mojej miny Lucas.
-Tradycja!- Powiedział głośno starając się przekrzyczeć tłum.
Po kilku minutach krzyki radości powoli zaczęły ustępować.
-Jak chcesz to mogę Cię odwieźć do domu.- zaproponował.
-Naprawdę?- zapytałam uradowana.
-Jasne! To żaden problem.
-Zaraz! Przecież Ty piłeś!- przypomniałam sobie nagle. A on się roześmiał. Tak po prostu się roześmiał, a ja miałam go za porządnego chłopaka, co za dupek.
-Spokojnie, to jakiś palant zostawił tam te butelki. Ja przyszedłem tam chwile przed Tobą i po prostu usiadłem na kocu który już tam był. Poza tym nic dzisiaj nie piłem. Mówiłem Ci, nie mam humoru na alkohol.- wytłumaczył się szybko.
Cofam tego dupka. Nie było to zbyt miłe.
-W takim razie chętnie skorzystam z przysługi podwózki, ratujesz mi życie.- powiedziałam i powoli zaczęłam się zbierać z ławki.

...

W aucie nie rozmawialiśmy za dużo, kilka krótkich zdań o niczym. Ja większość drogi patrzyłam przez okno zmieszana zaistniałą sytuacją, a Lucas skupił się na drodze.
-Jak się jeszcze zobaczymy to pamiętaj, że jestem Ci winna przysługę. Dziękuję, że mnie podwiozłeś.- Pierwsza zagadałam gdy chłopak podjechał pod dom.
-Drobiazg. Sam też już się chciałem zbierać. Nie byłem dzisiaj w nastroju na imprezowanie.
-Do zobaczenia Lucasie! Jeszcze raz, miło było Cię poznać!- powiedziałam wysiadając.
-Przyjemność po mojej stronie- powtórzył moje ostatnie słowa z dachu i uśmiechnął się. Ma na prawdę piękny uśmiech. Chyba pierwszy raz po śmierci Maddie, pod koniec dnia, nie mam ochoty skoczyć z okna, a wręcz przeciwnie, mam nadzieję, że wszystko może się jeszcze ułoży.
Zamknęłam drzwi od strony pasażera i udałam się do drzwi wejściowych do domu. Otworzyłam je, odwróciłam się ostatni raz i popatrzyłam jak Lucas odjeżdża. Weszłam do środka. Gdy zaczęłam ściągać buty zobaczyłam, że moja komórka zawibrowała. Nowa wiadomość. Pewnie z życzeniami pomyślałam. Odblokowałam telefon i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam SMS od mamy Maddie. Dziwniejsze niż sama wiadomość był fakt, że wysłała mi go zaraz po godzinie 20 a dotarł dopiero po północy. Może nie było tam zasięgu? Pewnie tak, to by wyjaśniało też dlaczego nie mogłam się dodzwonić na taksówkę.

Od: Mama Mads
Znaleźliśmy stare rzeczy Maddie. Przepraszam, że piszę to przez wiadomość ale mamy teraz sporo zamieszania związanego z wyprowadzką. Czy moglibyśmy się jutro spotkać i porozmawiać? To pilne, bardzo nam na tym zależy. Proszę daj nam znać. - Dorothie Roberts.

Odpisuję krótko, że przepraszam, że tak późno się odzywam i informuję ich, że mogą oczekiwać mnie następnego dnia na obiedzie. Po krótkiej chwili zaczęłam zastanawiać się co miała na myśli mama Maddie mówiąc o jej starych rzeczach, i czemu znalazła je dopiero teraz? Obawiam się co dokładnie mają mi do powiedzenia bądź pokazania. Jeśli to takie pilne jak napisała w wiadomości pani Roberts, to wątpię żeby chodziło o przypadkowe bibeloty mojej przyjaciółki. A co jeśli miała przede mną sekrety? Właściwie to jestem przekonana, że miała jakieś sekrety ale wątpię, żeby były one to na tyle ważne, żeby przyczyniły się aż do jej śmierci. Chociaż tak naprawdę to z Maddie  nigdy nie wiadomo. I to właśnie martwiło mnie najbardziej.

...
7⭐️ i lecimy dalej
...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 19, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

W cieniu prawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz