3. wódka z kawą na parapecie

302 45 47
                                    

Odzyskałam równowagę.

Odzyskałam ją, mimo że myślałam, że stres zeżre mnie od środka i faktycznie już nic ze mnie nie zostanie. Nic oprócz kałuży łez.

Dałam się nabrać, po prostu. Teraz, gdy już ochłonęłam, siedzę na blacie w kuchni i czekam, aż zagotuje się woda, rozumiem, czym to wszystko było. A nie było niczym nadzwyczajnym.

Dlaczego chłopak, który najprawdopodobniej mieszka w Lancaster od urodzenia, miałby nie wiedzieć, gdzie najłatwiej kupić prochy? Absurdalne.

Skoro wie, musiał mieć z nimi styczność, a skoro miał z nimi styczność, z łatwością zauważył, że jest coś ze mną ,,nie tak".

Nic złego się nie stało i nie stanie, jestem tego tak samo pewna, jak tego, że mój ojciec zdążył już wybrać sobie ulubiony burdel w naszej pięknej okolicy.

Słyszę pstryknięcie i zeskakuję na podłogę. Zalewam zieloną herbatę wrzątkiem i kieruję się do salonu, bo przecież i tak nikogo nie ma w domu. Mogę korzystać z wolności, której mam chyba aż za dużo i cieszyć się samotnością. Przecież uwielbiam to robić, prawda?

Zastanawiam się, jak długo tutaj zostaniemy i przez chwilę gdzieś w odmętach mojego umysłu pali się lampka podsuwająca pomysł o osadzeniu się tutaj na stałe. Czyż nie byłoby wspaniale, gdyby to był już ostatni mój przystanek? Czy nie byłoby mi miło, gdybym mogła wypakować walizkę i porozkładać rzeczy na półkach, nie plując sobie w brodę?

Byłoby, ale jestem przecież realistką i wiem, jacy są moi rodzice.

Siadam na kanapie; po raz pierwszy odkąd tu jesteśmy i rozglądam się po pokoju.

Zdaję sobie sprawę, że mam dużo materiału do nadrobienia, bo poziom w mojej poprzedniej szkole był dużo niższy, ale nie widzę najmniejszego sensu w wielogodzinnym ślęczeniu nad książkami, aby potem i tak wszystko uciekło mi z głowy. Stawiam na odpoczynek – coś, czego nigdy za wiele.

Nie cieszę się jednak tym spokojem i relaksem zbyt długo, gdyż już zaledwie dwa kwadranse później słyszę trzask drzwi i stukot szpilek.

Matka rzuca klucze na blat w kuchni, a chwilę potem wchodzi już do salonu. Gdy mnie zauważa, staje w miejscu i widać, że jest naprawdę zdziwiona.

– Co ty tu robisz? – pyta.

– Jest po szesnastej. Gdzie miałabym być? – odpowiadam, patrząc na nią z wyrzutem.

Stoi chwilę bez ruchu i jakby analizuje całą tę sytuację. Zaraz potem sili się na krzywy uśmiech i opada na miejsce obok mnie.

Jej zapach mnie prawie dusi. Jest tak mocno poperfumowana, jakby wylała na siebie pół flakonu i to tuż przed wejściem do domu.

Odsuwam się maksymalnie, broniąc się przed jej dotykiem i właściwie chcę się już ulotnić, gdy jej głos mnie zatrzymuje.

– Jak w szkole?

Teraz czuję jeszcze kawę.

W odpowiedzi wzruszam jedynie ramionami.

Co miałabym odpowiedzieć? Że wspaniale, jak nigdy jeszcze dotąd, oprócz tego, że zaraz wszyscy będą mieli mnie za ćpunkę, jeśli parę chłopców zechce się ze mnie ponabijać? Że nie mam już prawie na nic siły i zastanawiam się, jak ze sobą skończyć?

– Poznałaś kogoś? – Matka nie odpuszcza i drąży temat.

– Tak, jasne. – Ochoczo kiwam głową, bo wystarczająco mnie już zirytowała. – Mam grupkę wspaniałych przyjaciół, którzy pokochali mnie już na wejściu! – Obserwuję jej reakcję, ale ona nie rusza się choćby o milimetr. Walczę dalej. – Ach, nie, zapomniałam. – Robię zmartwioną minę. – Nie potrzebuję znajomych. W przeciwieństwie do ciebie – syczę – nienawidzę ranić ludzi.

Zachodzące słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz