Polowanie na czarownice - opowiadanie

70 2 0
                                    

1.

Gdzieś na skraju czarnego lasu, w domku na kurzej nóżce mieszkała paskudna czarownica o zakrzywionym nosie...

Oh, właściwie to nie do końca tak było. Senne miasteczko Forest Hill było pełne domów z połowy minionego wieku, więc dom z numerem 15, choć był stary, na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym szczególnym, a już na pewno nie miał kurzej nóżki. Mieszkająca w nim czarownica również nie była brzydka. Może odrobinę pulchna (choć osobiście wolała określenie "o obfitych kształtach") i czasem lekko się garbiła, co prawdopodobnie wynikało z jej nieśmiałości. Jednak nos miała zupełnie normalny. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że Wendy Rosenfitz była całkiem ładną dziewczyną. W dniu, w którym rozpoczyna się nasza historia, owa czarownica zmierzała właśnie odwiedzić swoją przyjaciółkę Dorothy. W drodze powrotnej zamierzała zrobić zakupy na obiad, potem wypielić ogródek, a wieczór spędzić na oglądaniu ulubionego serialu. To bardzo zwyczajny i nudny plan dnia jak na czarownice, pomyślicie? Niestety, już dawno minęły czasy spektakularnych pojedynków na zaklęcia czy latania na miotłach. Dziś większość istot nadnaturalnych wolała trzymać się na uboczu i nie afiszować się ze swoimi umiejętnościami. Ludzie zwyczajnie się ich bali i często najmowali wykwalifikowanych Łowców, którzy przepędzali istoty magiczne. Tajemnicą Poliszynela był więc fakt, że panna Rosenfitz z pod numeru 15, zna się na czarach i Wendy jakoś tak udawało się wtopić w tłum i żyć spokojnie. Od czasu do czasu sporządzała lekkie eliksiry, głównie miłosne, dla nastolatek z pobliskiego gimnazjum, czasem chwytała się jakichś dorywczych prac, nigdzie jednak nie zagrzała miejsca na dłużej. Choć była miłą dziewczyną, nie miała zbyt wielu przyjaciół. Z wyjątkiem Dorothy.

Dziewczyny jak zwykle popijały kawę na tarasie, podczas gdy mały Sam bawił się w piaskownicy. Wendy westchnęła. Zawsze gdy patrzyła na synka przyjaciółki czuła w sercu ukłucie zazdrości. Dorothy i jej mąż Paul nie byli ani specjalnie zamożni, nie robili spektakularnych karier, ale z pewnością bardzo się kochali i mieli uroczego synka, a to wystarczyło by byli niezwykle szczęśliwymi ludźmi i to szczęście było widać w ich oczach od razu. O takim szczęściu marzyła Wendy. O zwyczajnym życiu, ale dzielonym z ukochanymi osobami. Fakt, że była czarownicą mocno komplikował jej życie uczuciowe. Kiedyś, jeszcze w szkole średniej zakochała się w pewnym chłopaku, wydawało się nawet, że z wzajemnością dopóki, któraś z jej "uprzejmych koleżanek" nie rozpuściła plotki, że Wendy nafaszerowała go eliksirem miłosnym i chłopak, tylko dla tego, że był pod wpływem czarów zgodził się pójść z nią na randkę. Plotki dotarły do tego chłopca, przestraszył się i z randki nic nie wyszło. Podobnie kończyły się wszystkie "związki" dziewczyny.

- Sam co raz lepiej sobie radzi, tylko patrzeć aż zacznie chodzić - zagaiła, starając się odpędzić ponure myśli.

- Spokojnie, ma czas, nie skończył jeszcze nawet roku. A jak się miewa Twoja piękna Oddity? Nadal cię odwiedza? Oh, jak ja bym chciała ją kiedyś zobaczyć na żywo... - zmieniła temat Dorothy.

- Wczoraj się nie pojawiła. Do tej pory przychodziła codziennie, więc troszkę się martwię. Mam nadzieje, że jeszcze sie pokaże.

Oddity martwiła się znacznie bardziej niż Wendy. Obskubała już wszystkie mlecze porastające skraj polany i teoretycznie mogłaby już ruszyć dalej, ale...

- Jednorożce nie mieszają się w sprawy dwunożnych! - powtarzała sobie w duchu po raz kolejny obwąchując leżącego w trawie, nieprzytomnego mężczyznę. Ten mężczyzna śnił jej się kilka dni temu, a wczoraj go spotkała. - to nie może być przypadek. Odsunęła się niepewnie zastanawiając się co z nim zrobić, przecież nie można go tu tak zostawić.

Polowanie na czarownice - opowiadanieWhere stories live. Discover now