Jak Papytus zapragnął być.

129 7 0
                                    

(...) Odśwież. Odśwież. Odśwież. Odśwież. Odśwież. Odśwież. Odśwież.

Nadal nic.

Odśwież. Odśwież. Odśwież...

- OOO! - wykrzyknął z całej siły przez co gołębie zebrane koło niego zerwały się do lotu wystraszone. Nie zauważył tego w każdym razie wpatrzony w wyświetlacz telefonu. To co widział nie było dokładnie tym na co czekał, ale i tak sprawiło że poprawił się jego humor. Miał nadzieje, że pojawi się jakieś opowiadanie z Papytusem... to znaczy Papyrusem - AU PAPYTUSTALE... CZY NIE BRZMI TO CUDOWNIE?!

Zaczął wczytywać się w tekst. To było naprawdę fascynujące! Tylko, że...

Przeszedł go dreszcz grozy. Gdyby miał włosy to z całą pewnością stanęłyby one dęba, ale był szkieletem, więc nic takiego nie wchodziło w grę... Mniejsza z tym!!!

"Zidentyfikowany Papytus będzie żyć tak długo, jak będą powstawać o nim historie czy obrazki, a co za tym idzie los - i życie - maleństw wymyślonych przez autorów, leży w ich rękach."

Kiedy ostatni raz widział się ze swoją autorką? Trochę czasu minęło... Co prawda czasami wzywała go, bo akurat wspomniała o nim w jakiejś wypowiedzi, ale... od czasu tej nocy, kiedy go stworzyła, nie zrobiła absolutnie nic w związku z nim.

Czy to znaczy, że jego czas dobiega końca? Zaaferowana innymi projektami autorka nie zwraca na niego uwagi, aż zacznie o nim zapominać a jego byt powoli zacznie blaknąć?...

- NIEDOCZEKANIE! - nie zmarnował ani chwili dłużej. Ruszył biegiem w stronę domostwa jego stwórczyni. Jednak po chwili zwolnił. Nie był w stanie biec dalej. Musiał ograniczyć się do szybkiego marszu. Powód? Miał w sumie zamiar jej to zaraz wygarnąć, jak tylko uda mu się dotrzeć na miejsce. Jak śmiała stworzyć obraz Papytusa Wspaniałego bez wyobrażenia jego obuwia?! Zabrakło kartki? Phi! trzeba było rysować od początku! Nie chciało się? Ty leniu przebrzydły śmierdzący ty...

Kraina w której się znajdował przypominała miasto w którym mieszkała autorka, chociaż w rzeczywistości wcale nim nie było. Zostało wymyślone przez nią. To miejsce spotkań. Tutaj wszystkie wymyślone przez nią postacie gromadzą się czekając aż zechce ona znów o nich wspomnieć, o kimś napisać czy też kogoś narysować. Niektórzy czekają na to bardzo długo, latami wręcz. On nie chce być jednym z nich. Rydzia będzie o nim pisała, czy jej się to podoba, czy też nie!

Opuścił stare miasto, minął basen, stadion, człapał powoli w górę ulicą, przeklinając ją, że też w jej wyobraźni prawie zawsze jest cholernie słonecznie. Durne słońce. Dodatkowo przez całe jego ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz, gdy z każdym kolejnym krokiem jego kości wpadają w drgania. Potrzebuje wygodnych butów, koniecznie z gumową podeszwą.

Jest. W końcu wdrapał się na tę głupią górę. Pozostało minąć tylko parę domków i...

- CO TU SIĘ CHOLERA JASNA DZIEJE?! - nie mógł uwierzyć ile osób siedziało u niej na podwórku. Rozpoznawał parę postaci. Był tu Sans z Labiryntu, rozwalił się na huśtawce w ogrodzie, BMW zaparkowane we wjeździe, ale Grillby'ego nie widać. Na schodach siedział Papyrus z wielkim parasolem rozmawiał z dwoma dziewczętami ubranymi w szare mundurki z czerwono złotymi wykończeniami, najwyraźniej bliźniaczkami. Autorka wspomniała mu o nich. Nazywała je Lucy i głupia Karen. Przypuszczał, że to przez tą drugą ich historia została zawieszona i nie zapowiada się na to, by kiedykolwiek została skończona. W ogrodzie pełno było postaci ubranych w podobne mundurki i wielka... stopa? Spojrzał do góry. Nie, to nie stopa, tylko olbrzymka. Stała jedną stopą tu a drugą na podwórku niby sąsiadów. Przynajmniej paznokcie ma pomalowane... Co prawda na oczojebny róż, ale...

Przygody Papytusa Wspaniałego - Jestem Sans i PapytusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz